sobota, 29 października 2016

Książka rozbratu



Українсько-польські стосунки зараз на такому етапі, де робиться аналіз пройденого шляху, шукається причин актуальної кризи. В переліку змарнованих шансів чільне місце має зайняти нездійснений проект польсько-українського університету в Любліні. Кілька років переговорів, візитів, вступних порозумінь, колегія як зародок університету, і остаточно велике ніщо. Ганьбою для держав, які називають себе стратегічними партнерами, є те, що не існує жодної бюджетної науково-дослідної інституції, статутним обов‘язком якої була б турбота про взаємини двох народів.

Коли відомо було, що справа університету закінчиться невдачею, в Любліні почалася евакуація до матерніх шкіл-засновників, в яких створено відповідні «українські» структури. В Католицькому університеті це UCRAINICUM, Центр східноєвропейських досліджень. Натхненники ідеї польсько-українського університету в найчорніших снах не могли передбачити у що виллється зініціована ними справа. За шумною назвою центру стоїть по суті одна людина – д-р Влодзімєж/Володимир Осадчий,  історик, працівник Богословського факультету. В 2011 році тут  http://www.nasze-slowo.pl/церква-в-діаспорі-музей-традиції-пред   полемізував я з його візією ролі Римо-католицької Церкви в Україні. А 2015 року довелось описати виступ керівника  UCRAINICUM, який скидався на пропаганду речника «Новоросії» - http://bogdanpanczak.blogspot.com/2015/06/blog-post.html

Рік 2016 UCRAINICUM закінчує рідкісним «успіхом». Щоб однією книжкою накоїти стільки лиха, треба бути одержимим потужною ідеєю. Видана в «Бібліотеці UCRAINICUM» праця «Два Царства», автором якої має бути блаженний священномученик Григорій Хомишин, з одного боку, м‘яко кажучи, не поправить стосунків між римо- і греко-католиками в Україні, з іншого, фатально вплине там на імідж Люблінського католицького університету. 

Вступне слово до книжки написав єпископ-емерит Харківсько-Запорізької дієцезії Мар‘ян Бучек. Це свідчить про те, що видавці усвідомлювали, яку авантюру можуть викликати. Адже незавоальовану критику Митрополита Шептицького за «перебільшене убожнювання нації», яке призвело до того, «що в 1943 р. на Волині були скоєні крайніми українськими націоналістами страхітливі вбивства польського населення» міг висловити сам митрополит львівський Мечислав Мокшицький, котрий відверто закидає УГКЦ націоналізм. 

Поява «Двох Царств» показала, що в лоні УГКЦ є середовища, які контестують її єрархію. Своє завдання мусять виконати відповідні канонічні установи. Мають над чим думати і настоятелі заслуженого монашого чину.

Не може не втрутитися і апостольський нунцій. Цей видатний знавець християнського Сходу, дослідник вірменської літургійної традиції, крім інших невідкладних завдань, міг би братам латинникам пояснити, чого очікує Вселенська Церква від Східних Католицьких Церков. Щоб не інсинуювали, що від очищення від чужих впливів крок до зради.


poniedziałek, 17 października 2016

Kościoły rozegrane filmowo



Krytycy życzliwie oceniający „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego podnoszą argument, że nakręcił on film fabularny, dlatego też oczekiwanie od jego dzieła dokumentalnej dokładności nie ma sensu. Sam reżyser potwierdza to w rozmowie z Januszem Wróblewskim („Polityka” 39/2016): „Cały czas rozmawia pan ze mną jak z historykiem, a ja nie mam okazji powiedzieć najważniejszego: Nie nakręciłem podręcznika historii. Nakręciłem film fabularny. Nakręciłem kino o miłości. Historię, która – mam nadzieję – wzruszy i poruszy emocjonalnie. Historię, po której widzowie wrócą do domu i przytulą swoje dzieci. A przy okazji, mam nadzieję, że będą chcieli poszerzyć swoją wiedzę”. 

Z drugiej jednak strony reżyser „Wołynia” wyznaje, że o Wołyniu czytał książki, „których nawet za komuny ukazało się prawie sto. Jasne, w większości przypadków trzeba było czytać między wierszami, ale i tak sporo się można było dowiedzieć”. Na marginesie obecnych rozważań: jeśli „nawet za komuny” tyle się publikowało o Wołyniu, to co (kto) skłoniło Smarzowskiego do umieszczenia na początku filmu słów o dwukrotnym zabiciu Kresowian? 

Z epoki pokomunistycznej pochodzą zaś prace autorów, których wymienia on jako najbardziej inspirujących. Jednym z nich jest prof. Grzegorz Motyka, autor pracy „Od rzezi wołyńskiej do akcji «Wisła»”. 

Jak po dziesięciu dniach wyświetlania filmu funkcjonuje w świadomości widzów rola duchowieństwa wschodniochrześcijańskiego w tym, co wydarzyło się na Wołyniu? Najpierw przyjrzyjmy się temu, co mówi sam reżyser. W rozmowie w tygodniku „wSieci” dziennikarz wyznaje: „Mnie właśnie sceny z popami święcącymi maczety uderzyły najmocniej. Ukraińcy popełniają zbrodnie z Bogiem na ustach”. Smarzowski odpowiada: „Dlatego w filmie jest dwugłos. Jeden prawosławny duchowny opowiada się za dobrem, drugi wtapia się w zło. To bardzo ważna część filmu. Stare dobre, młode złe. To przekłada się na filmowe znaczenia, chociaż pewnie dostanie mi się za to, że dobre to akurat greckokatolickie”. Na to interlokutor: „Nie obawia się pan, że to właśnie wywoła ataki piewców politycznej poprawności? Grekokatolik głosi Dobrą Nowinę, a prawosławny z nią na ustach namawia do rzezi?”. Reżyser wyjaśnia: „Postanowiłem tak to rozegrać filmowo. Język filmu rządzi się swoimi prawami. Mogłem pokazać w filmie postać wzbudzającego kontrowersję greckokatolickiego abp. Szeptyckiego, lecz to także wzbudziłoby protesty. Spodziewam się zresztą wielu najróżniejszych, mniejszej i większej wagi, protestów”. 

Tak, protestuję: przeciw zasadzie „wsio ryba”, na mocy której są popi, najpierw dwóch prawosławnych, z których po chwili jeden staje się grekokatolikiem. 

Nie odczytał tego „rozegrania” Smarzowskiego recenzent filmowy „Gazety Wyborczej” Tadeusz  Sobolewski: „Z ust prawosławnego księdza padną słowa o tym, że «świat za bardzo przywiązany jest do swoich ojczyzn, narodów, do swojej własności». Choć równocześnie inny, zdaje się, greckokatolicki ksiądz święci narzędzia zabijania”. 

Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski nie byłby sobą, gdyby z początkowo niejednoznacznej sytuacji nie wyciągnął oczywistego wniosku o ludobójczej winie grekokatolików: film według niego „Pokazuje realia polsko-ukraińskie, a ludobójstwo jest także dobrze ukazane, bo tu nie chodzi o epatowanie okrucieństwem, które też jest pokazane, natomiast o przyczyny tego ludobójstwa i kto doprowadził. Dla mnie są takie dwie kluczowe sceny. Jedna to jest zestawienie dwóch kazań dwóch różnych księży greckokatolickich czy prawosławnych w cerkwi. Jeden nawołuje do zgody z Polakami, a drugi odwrotnie – mówi, że Polacy to jest kąkol, który trzeba wyrwać i spalić i później na tle przepięknego ikonostasu święci siekiery i noże. Ja myślę, że Cerkiew greckokatolicka do dnia dzisiejszego nie ma odwagi rozliczyć się z tym fragmentem historii, zwłaszcza, że nie wszyscy święcili. Byli tacy i tacy”. 

Anna Wylęgała, w replice na recenzję Karoliny Wigury i Jarosława Kuisza w „Kulturze liberalnej”, pisze o kazaniach wygłaszanych  „przez dwóch prawosławnych duchownych. Jeden z nich zachęca do wyplenienia zła jak biblijnego kąkolu i święci narzędzia rolnicze, które posłużą do zabijania Polaków. Drugi nawołuje do miłości bliźniego i poszanowania ludzi odmiennego obrządku, języka i narodowości”.

Ale już dla Adama Balcera, autora recenzji w „Gazecie Prawnej”, apogeum toposu Ukraińców jako dzikiej czerni jest w filmie Smarzowskiego „msza prowadzona przez greckokatolickiego księdza(prawie żaden polski widz nie zada sobie pytania, jak to możliwe na prawosławnym Wołyniu), który chrzci noże, siekiery i widły”.

To nie wszystkie przykłady zamieszania, jakie wywołało „rozegranie” kwestii konfesyjnej w „Wołyniu”. Gdyby za oknem nie był XXI wiek, można by podzielać z reżyserem nadzieję, że, wróciwszy do domu, widzowie „Wołynia”, po przytuleniu dzieci, „będą chcieli poszerzyć swoją wiedzę”. Pokolenie szybkich kciuków poszerza tylko ekrany swoich smartfonów.






.
.
 

piątek, 14 października 2016

Kicz obrotowy



Opinia, że pojednanie polsko-ukraińskie jest pierwszą ofiarą filmu „Wołyń”, nie oddaje pełnego obrazu rzeczywistości. Słowa Zbigniewa Parafianowicza, że film Smarzowskiego „zabije pojednanie, którego nigdy nie było”, odbiły się entuzjastycznym echem wśród wielu, co do których zwolennicy dialogu między Polakami i Ukraińcami  i tak nie mieli złudzeń.

Dużym zaskoczeniem jest natomiast zmiana o sto osiemdziesiąt stopni podejścia do aktów pojednania intelektualistki, która do niedawna traktowała je jako kiepski spektakl. W cennej z naukowego punktu widzenia pracy „Wina narodów. Przebaczenie jako strategia prowadzenia polityki” (Scholar/Muzeum II Wojny Światowej, Gdańsk-Warszawa 2011), Karolina Wigura dochodzi do wniosku, ze uroczystość w Pawłokomie 13 maja 2006 roku „można zinterpretować w kategoriach politycznego kiczu”(s.99). (Pisałem o tym tu:  http://www.nasze-slowo.pl/примирення-кітч-чи-перепустка-в-майбу/; wersja bez skrótów: http://www.soborcerkiew.net/aktualnosci,230/prymyrennja--kitcz-czy-perepustka-w-majbutnje.html)

Dziś, w napisanej razem z Jarosławem Kuiszem na portalu „Kultury liberalnej” recenzji „«Wołyń». Kicz zła”, trzykrotnie  przywołuje uroczystość w podkarpackiej wsi jako pozytywny przykład wysiłku prezydentów obu państw. Wpisuje je w szereg wydarzeń z ostatnich lat: „W imię pojednania między narodami odbyło się także kilka uroczystości: w Pawłokomie, Hucie Pieniackiej, na Cmentarzu Orląt Lwowskich itd. Brali w nich udział tacy politycy, jak Lech Kaczyński i Wiktor Juszczenko. Stanowią one dorobek nie jakichś państw na Księżycu, ale także III RP”. To już nie kicz, ale wydarzenie, które odbudowuje humanizm i wiarę w człowieka, „który przezwycięża swoje słabości i uczy się na błędach poprzednich pokoleń – jak choćby deklarowali prezydenci Kaczyński i Juszczenko w Pawłokomie”, a których w filmie „nie ma ani na jotę”. Czy to naturalna ewolucja poglądów badaczki dzieł przebaczenia i pojednania, czy też efekt obawy przed wpływem filmu na świadomość widzów? 

Kończąc przemówienie w Pawłokomie – jedne z trzech w życiu odczytanych przez niego ze względu na wagę wydarzenia – prezydent Lech Kaczyński powiedział: „Tutaj, przed krzyżami Pawłokomy, tak jak przed krzyżami Wołynia, Podola i tylu tragicznych miejsc naszej przeszłości, łączymy pamięć i nadzieję. To powinność, którą wspólnie wypełniamy, którą przekazujemy młodszym pokoleniom. Nieśmy – Polacy i Ukraińcy – to dziedzictwo w przyszłość, zawsze odnajdujmy w sobie to, co najlepsze. Umiejmy z miłosierdziem i odwagą modlić się do Boga słowami: «Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom». O to proszę”. Trudno uwierzyć, że to było zaledwie dziesięć lat temu.


sobota, 8 października 2016

Opamiętanie



Film „Wołyń” spełnił oczekiwania ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Może on odczuwać satysfakcję, bo także dzięki jego wielkiemu zaangażowaniu udało się zebrać brakujące środki, niezbędne do ukończenia dzieła. Wydaje się, że wszystko poszło po myśli duchowego przewodnika środowiska kresowian. W jednej z wielu wypowiedzi, bezpośrednio po powtórnym obejrzeniu filmu, zachęca, by pójść do kina, bo „Wołyń” Smarzowskiego 

„Pokazuje realia polsko-ukraińskie, a ludobójstwo jest także dobrze ukazane, bo tu nie chodzi o epatowanie okrucieństwem, które też jest pokazane, natomiast o przyczyny tego ludobójstwa i kto doprowadził. Dla mnie są takie dwie kluczowe sceny. Jedna to jest zestawienie dwóch kazań dwóch różnych księży greckokatolickich czy prawosławnych w cerkwi. Jeden nawołuje do zgody z Polakami, a drugi odwrotnie – mówi, że Polacy to jest kąkol, który trzeba wyrwać i spalić, i później, na tle przepięknego ikonostasu, święci siekiery i noże. Ja myślę, że Cerkiew greckokatolicka do dnia dzisiejszego nie ma odwagi rozliczyć się z tym fragmentem historii, zwłaszcza, że nie wszyscy święcili. Byli tacy i tacy”. 

Kanał w YouTube, który zamieścił wywiad z duszpasterzem Ormian, tak streścił przesłanie rozmowy: „Cerkiew Greko Katolicka na Ukrainie do dnia dzisiejszego nie rozliczyła się z podżegania do ludobójstwa Polaków. Jak się czują polscy politycy, co jeździli na majdan i krzyczeli chwała ukrainie”.

Pisałem już tu o stosunku ks. Isakowicza-Zaleskiego do grekokatolików, (http://bogdanpanczak.blogspot.com/2013/08/jedna-rodzina-bez-braterstwa-ks.html) i roli odgrywanej przez niego  w relacjach polsko-ukraińskich -  (http://bogdanpanczak.blogspot.com/2013/11/woyn-perfidny-tusk-i-upa-jako-drogowka.html). Wydaje się, że dziś przekracza on Rubikon. Oskarżenie Kościoła greckokatolickiego o doprowadzenie do ludobójstwa Polaków to zarzut najcięższy z możliwych. 

W drugim ze wskazanych tu tekstów odwołuję się do wypowiedzi o. Marka Blazy SJ w wywiadzie dla „Błahowista”(3/2014). Warszawskiemu jezuicie, gdy czyta słowa ks. Isakowicza-Zaleskiego, przychodzi na myśl kanon 1448§1 Kodeksu Kanonów Kościołów Wschodnich: „Kto w publicznym widowisku, w wypowiedzi, w rozpowszechnionym piśmie albo w inny sposób przy pomocy środków społecznego przekazu, wypowiada bluźnierstwo, poważnie narusza dobre obyczaje albo znieważa religię lub Kościół bądź wywołuje nienawiść lub pogardę, powinien zostać ukarany odpowiednią karą”. W Kodeksie Prawa Kanonicznego odpowiada mu kanon 1369, mówiący o sprawiedliwej karze.

Nie o karę chodzi, lecz o opamiętanie.