poniedziałek, 10 lipca 2017

В пісочниці



Вранці прочитав в інтерв‘ю з віце-прем‘єр-міністром польського уряду Ярославом Ґовіном: «Слабкістю нашої держави є брак продуманої і прийнятної для цілого політикуму іміграційної політики. Добрим прикладом є ставлення до українців. Слушно ми відкрили їм ринок праці, але пора зробити наступний крок – полегшити їм здобуття польського громадянства. Українці є нам культурно близькими. Їхні діти і онуки повністю почуватимуться поляками».

Пополудні знайомий краківський журналіст написав: «Моя дружина, яка працює вихователькою в дитсадку, з занепокоєнням помітила, що в пісочниці остракізму піддають п‘ятилітніх українців . Раніше такого не було...». 

Мій перший і досі єдиний парох, згодом владика Юліян Ґбур, розповідав, що одним з найревніших парафіян в ґурово-ілавецькій парафії був чоловік, який мав в біографії спробу стати римським католиком. Але одного разу, коли з усіх сил в ущерть заповненому  костелі старався добратися до перших лавок, почув: «Де лізеш, х..., не маєш своєї церкви?». Помогло.

В Польській Народній Республіці депортовані в Акції «Вісла» українці практично мали дві можливості: бути собою або, часто дозволяючи собі наплювати у душу, уподібнитися до більшості. Перед сотнями тисяч заробітчан з України, що з тривогою починають констатувати польські девелопери і інші роботодавці, поступово відкриваються ринки праці західноєвропейських країн, де цінують і, звичайно, краще винагороджують солідних працівників. 

Будуть, безперечно, українці які, попри приниження, здійснять план пана Ґовіна. Інші продовжать марш на захід. Яка частина, не повторюючи помилки ґурово-ілавецького парафіянина, не експериментуватиме з тотожністю?


niedziela, 9 lipca 2017

I psychologów słowa niosą



To, że dla przeciętnego Polaka Ukraińcy, UPA są synonimem zła, arsenałem porównań, po które sięga się w chwili stresu i wzburzenia, wiedziałem od dawna. O kilku takich sytuacjach mowa jest tutaj: http://bogdanpanczak.blogspot.com/2013/11/woyn-perfidny-tusk-i-upa-jako-drogowka.html

To było jednak w roku 2013. Wiele się zmieniło od tego czasu. Do szeregów przeciętnych dołączają ludzie z tytułami. W polemice z krytykami poglądów przełożonego zakonu jezuitów („Tygodnik Powszechny”, 27/2017) o. Jacek Prusak SJ sroży się na ks. prof. Pawła Bortkiewicza, który o. Artura Sosę Abascala „traktuje jak niebezpiecznego teologicznie imbecyla i banderowca teologii wyzwolenia, który przy pomocy lewackich manipulacji dzierży władzę w zakonie, będąc de facto heretykiem”.

Krakowski jezuita, doktor nauk humanistycznych, gdy opadną emocje wywołane enuncjacjami swego generała, powinien z zaskoczeniem skonstatować, że nawet dyplom z psychologii nie chroni przed odpłynięciem z prądem masowych wyobrażeń i automatycznych skojarzeń. Kayah śpiewa, że „nie ludzie słowa, ale słowa ludzi niosą”. Ojca Prusaka słowa bezrefleksyjnego ogółu wyniosły poza ramy, których trzyma się „Tygodnik Powszechny”.

To robi się intrygujące. Czy istnieje w Polsce sfera, w której nie da się wykorzystać banderowskich asocjacji? 

Jedno nie ulega wątpliwości. Jako psycholog Prusak poradzi sobie, gdy w snach banderowcy dręczyć go będą za „lewackie manipulacje”.

wtorek, 4 lipca 2017

Sto lat temu w Bieszczadach



W jednej z najpopularniejszych ostatnio polskich piosenek podmiot liryczny komunikuje:
„Czemu na podeszwach butów wnosisz mi do domu brud?/ Mam na myśli wiadomości, plotki - nie uliczny kurz./ Czemu w klapach płaszcza, na nogawkach i we wszystkich szwach/ Znosisz mi do domu strachy, cudzy lament, zamiast róż?/Kto się kłania Moskwie, kto podnóżkiem Ameryki jest,/ Kto ma berło, kto koronę - wielce nie obchodzi mnie. /Nie chcę słuchać tych historii. Pojedźmy do lasu, do gór….”. 

Do jakich gór jedzie się w Polsce, gdy ma się serdecznie dosyć wszystkiego? Odpowiedź jest oczywista. I zachęt nie brakuje. Niedawno w wielotysięcznym nakładzie pewien touroperator, wśród innych atrakcyjnych wakacyjnych destynacji w Polsce, wskazał też Bieszczady. A w nich warte obejrzenia „drewniane kościółki, żeliwne krzyże, majestatyczne filary mostów i zapierające dech w piersiach krajobrazy rozpościerające się z szerokich tarasów widokowych”. Część tych gór, zwana Bieszczadzkim Workiem, to miejsce synergii „dzikiej przyrody, imponujących pejzaży i pamiątek przeszłości, która jeszcze 100 lat temu tętniła życiem pobliskich wsi i gospodarstw”.

Co się stało, że zamarło życie we wsiach i gospodarstwach, że zamilkły organy w drewnianych kościółkach? Co to było 100 lat temu? Aaa, I wojna światowa! Wszystko jasne.

Nowa polityka historyczna i stosunek do mniejszości ukraińskiej przyniosły błyskawiczny efekt. W kwietniu po raz pierwszy w historii demokratycznej Polski władze odmówiły wsparcia obchodów rocznicy, w tym roku okrągłej, Akcji „Wisła”, a już w czerwcu Bieszczady to kraina drewnianych kościółków, która opustoszała 100 lat temu.

Podmiot liryczny może czuć się usatysfakcjonowany. Nikt nie mącił spokoju opowieściami o tych, którzy kłaniali się Moskwie. Nikt nie przypominał o strachach i cudzym lamencie. Akurat tych historii jedni nie chcą słuchać, a inni wolą je przemilczeć.






poniedziałek, 3 lipca 2017

Klęska i utrata. Rzecz o grekokatolikach




Jak na pewne szczepy wirusa grypy uodpornieni są ludzie w średnim i starszym wieku, tak główna teza rozmowy prof. Andrzeja Zięby z redaktorem portalu Kresy.pl nie szokuje grekokatolika, który pamięta wniosek, do jakiego doszedł Bohdan Cywiński prawie czterdzieści lat temu. Według Zięby, „swoisty flirt UKG [UKGK] ze skrajnym, integralnym nacjonalizmem ukraińskim poszedł tak daleko, że momentami wydaje się, że kościół ten utracił więź z istotą wiary chrześcijańskiej i postawił na swoich ołtarzach świeckich bohaterów. Mało tego, że świeckich, to jeszcze z grzeszną przeszłością”. Dla Cywińskiego „dwudziestowieczne dzieje tego Kościoła, wpisane – przyznajmy – w wyjątkowo dramatyczne koleje historii narodowej małopolskich Ukraińców, doprowadziły jednak, jak sądzę, do deformacji eklezjalnego charakteru tej wspólnoty, w której sprawa integracji politycznej wyodrębniającego się narodu przeważyła nad wartościami religijnymi Kościoła”, w wyniku czego „Kościół greckokatolicki poniósł klęskę wyższego rzędu: okazał się niezdolny do przekonywającego zaświadczenia o podstawowych wartościach moralnych chrześcijaństwa – wtedy, gdy to świadectwo było nieszczęsnemu narodowi najbardziej potrzebne”( „Ogniem próbowane”, Papieski Instytut Studiów Kościelnych, Rzym 1982, t.1, s. 131).

Zdumiewa lekkość, z jaką polscy badacze wypowiadają opinie o utracie ewangelicznego charakteru przez Kościół ukraińskich grekokatolików. Odpowiedzią na sąd Cywińskiego było beatyfikowanie przez Jana Pawła II 27 czerwca 2001 roku we Lwowie greckokatolickich męczenników obydwu totalitarnych reżimów. Zięba, po rewolucyjnej przemianie (zob. http://seminarija.pl/archiwum/2-uncategorised/53-we-wrzesniowym-numerze-miesiecznika-historia), w sprzyjającej zewnętrznej i wewnętrznej koniunkturze, kontynuuje misję demonizowania Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego. 

Odpowiedzią na jego opinię o „nieprzemijającej niechęci i wrogości” hierarchów UKGK wobec katolików obrządku łacińskiego niech będą głosy samych rzymskich katolików z Ukrainy i Polski: https://risu.org.ua/ua/index/blog/~firemark/64273/, https://risu.org.ua/ua/index/all_news/community/religion_and_policy/67292/, https://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,2879,huzar.html.

Sprawdzają się przewidywania greckokatolickich komentatorów, że wydanie w Polsce wspomnień błogosławionego władyki Hryhorija Chomyszyna  „Dwa carstwa”, zostanie wykorzystane jako dowód przeciwko beatyfikacji Sługi Bożego Andrzeja Szeptyckiego. Według Zięby to „bardzo silne argumenty przeciwko beatyfikacji. Logicznie rzecz biorąc, powinny one teraz stać się obiektem starannej analizy w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Pytanie, czy się staną?”.

Oryginalną propozycją jest wyniesienie ukraińskich „spraw międzyobrządkowych” na forum Stolicy Apostolskiej, „być może synodu wszystkich obrządków katolickich Ukrainy, prowadzonego osobiście przez papieża w Watykanie”. Mieliby w nim brać udział „obserwatorzy z episkopatów w krajach sąsiednich (Polska, Słowacja, Węgry, Białoruś, Rosja)”. Celem takiego zgromadzenia miałoby być ułożenie nowej Concordii i „pasterskie pouczenie ze strony najwyższego autorytetu Kościoła katolickiego o niewłaściwości stosowania praktyk niechęci, żeby nie powiedzieć wrogości, wobec współbraci w katolicyzmie”. Jeśli pomysł tej kościelnej Norymbergii nad grekokatolikami zrodził się w głowie krakowskiego profesora, to pół biedy. Gorzej, jeśli marzą o tym bardziej wpływowe w Watykanie osoby. Gdyby już to tego doszło, to obserwator z Polski, w drażliwej kwestii własności budowli kościelnych,  miałby okazję powiedzieć ile-set dawnych cerkwi wykorzystuje w Polsce Kościół rzymskokatolicki. 

Zbliża się trzydziesta rocznica dialogu pojednania między episkopatem Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce i hierarchią Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego. Zainicjowany w Rzymie, po cudownych przemianach lat 1989-1991, kontynuowany był w Polsce i na Ukrainie. Paradoksem jest to, że właśnie teraz pada propozycja, by Rzym tym razem był miejscem strofowania jednej strony przez najwyższy kościelny autorytet, do tego w obecności przedstawicieli sąsiednich episkopatów.  Po zeszłorocznym ataku na greckokatolicką procesję w Przemyślu do dziś świdrującym milczeniem rozbrzmiewa reakcja współbraci. Przygnębiający obraz tegorocznej, w pancernym kokonie stróżów prawa, stanie się symbolem zachodzącej zmiany. Co dalej?