wtorek, 22 sierpnia 2017

Wielkie zdziwienie plus





         Pod koniec roku 2001 ówczesny redaktor naczelny Encyklopedii Katolickiej, wydawanej przez Katolicki Uniwersytet Lubelski, zwrócił się do mnie z prośbą o pomoc w zrecenzowaniu  hasła poświęconego ks. Hawryile Kostelnykowi, tragicznej postaci w historii Kościoła greckokatolickiego w XX wieku.

         Prośbę przekazałem panu Ołehowi Turijowi, doktorowi historii,  wówczas
dyrektorowi wykonawczemu Instytutu Historii Kościoła Lwowskiej Akademii Teologicznej, zalążkowi dzisiejszego Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego.

         Odpowiedź Turija zawierała kilka faktograficznych uściśleń i uzupełnień. Ale najważniejsza jej część dotyczyła „bezpodstawnego twierdzenia” autora hasła o tym, że „«wschodnia» orientacja w Kościele Greckokatolickim dążyła do «zbliżenia z prawosławiem i odcięcia od Rzymu», a władza państwowa tylko «wykorzystała» taką tendencję. Nie jest to nowa teza. Swego czasu była bardzo popularna, ale nigdy nie w naukowych i tym bardziej katolickich środowiskach. Dziś, gdy światło dzienne ujrzały tajne dokumenty z archiwów radzieckich służb specjalnych i organów partyjnych, ukazujące mechanizm likwidacji przez państwo Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego, w którym utworzenie i działalność kierowanej przez H. Kostelnyka «Grupy Inicjatywnej» było tylko elementem uprzednio opracowanego przez NKWD i zatwierdzonego osobiście przez Stalina planu, powtórzenie tej tezy w Waszej pracy wywołałoby co najmniej wielkie zdziwienie”.

W efekcie w haśle Kostelnyk Hawryjił w IX tomie EK mówi się, że reprezentował on „wsch. orientację w Cerkwi gr.kat., zmierzającą do zbliżenia z prawosławiem”, a po „zajęciu Lwowa 1944 przez wojska sowieckie został wykorzystany przez władze państw. do zlikwidowania Kościoła gr.kat.”.

Minęło 14 lat i autor hasła, spiritus movens wydania w ramach Biblioteki Ucrainicum, instytucji Wydziału Teologii KUL, pracy „Dwa Carstwa”, której domniemanym autorem jest błogosławiony Hryhorij Chomyszyn, biskup i męczennik stanisławowski, już bez „cenzury” mógł napisać we wstępie do wydanego w języku ukraińskim rękopisu, że podobnie jak w przypadku poprzednich, zrealizowanych przez carat  kasat Kościoła greckokatolickiego, w roku 1946 „wykonawcami tego planu byli zagorzali ideowcy, zwolennicy zbliżenia z prawosławiem w środowisku Kościoła greckokatolickiego. W metropolii lwowskiej byli to intelektualiści kościelni z kręgu abp. Szeptyckiego, których poglądy korespondowały z globalnymi wizjami metropolity”.

Wydane w roku 1946 Akta zgromadzenia z 8-10 marca tegoż roku, które pretendowało do rangi synodu, są dla cytowanego badacza podstawą do wniosku, że „dla grabarzy unii abp Szeptycki pozostawał niekwestionowanym autorytetem, który przybliżał moment zjednoczenia z prawosławiem”. Do takiego wniosku doszedł na podstawie opinii zebranych na pseudosynodzie, który był kulminacyjnym etapem, przypomnijmy, „uprzednio opracowanego przez NKWD i zatwierdzonego osobiście przez Stalina planu”, że „w końcu to, że Rzym nie zniszczył ks. dr. Kostelnyka jako kapłana, jest wyłączną zasługą śp. metropolity Andrzeja. W tym kontekście decyzje Synodu o odejściu od Rzymu nie jawią się jako jakaś rewolucja polityczno-kościelna, lecz są ewolucyjnym etapem w rozwoju naszego życia religijnego”.

Opublikowanie w Polsce wywiezionego z Ukrainy rękopisu pracy pt. „Dwa Carstwa” wywołało nie tylko tam gwałtowną reakcję. Aby zrozumieć uczucia drugiej strony, najlepiej wyobrazić sobie samych siebie w identycznej sytuacji. Od jakiegoś czasu wykorzystuję taki zabieg, krytykując teksty, filmy (http://www.bieszczady.pl/Bieszczady_z_siodla_video_?newsID=5737)  i inne  formy przekazu myśli. Tym razem skorzystam z głosu uczestnika dyskusji na forum.nowiny24.pl: „Trudno się zatem dziwić, że się ten czy ów oburza. Gdyby, powiedzmy, polski ksiądz rzymskokatolicki znalazł jakiś rękopis kard. Sapiehy, ostro krytykujący prymasa Wyszyńskiego za politykę wobec komunistów (jak wspominał ks. prał. Meysztowicz, Sapieha mówił że porozumienie z 1950 r. to nie modus vivendi, ale modus moriendi) i wydał na Ukrainie we współpracy z grekokatolikami, a następnie promował jako "głos proroka Polski" na temat "jednego z największych zdrajców w dziejach Polski" (tak o Wyszyńskim do Stefanii Kossowskiej pisał Józef Mackiewicz w 1981 r.), to byłoby w Polsce oburzenie czy nie?”.

Niedługo ma się ukazać polski przekład „Dwóch Carstw”. Jeśli stanie się to pod egidą KUL, do tego w przededniu 30. rocznicy zainicjowanego w Rzymie przez hierarchów rzymsko- i greckokatolickich  dialogu pojednania polsko-ukraińskiego, to wywoła to nie tylko wielkie zdziwienie.  

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Unia w muzeum



Ten pomysł w porównaniu z włączeniem Cmentarza Orląt we Lwowie i wileńskiej Ostrej Bramy do listy obiektów, które mogą stanowić szatę graficzną nowych polskich paszportów,  nie wywołuje aż tylu kontrowersji, ale już objawił swój potencjał inspirowania dyskusji. Lublin ma największe szanse, by stać się siedzibą instytucji roboczo nazywanej Muzeum Kresów. 

W lubelskim dodatku „Gazety Wyborczej” (11.08.2017) redaktor Małgorzata Bielecka-Hołda krytykuje ten zamysł. Jej wątpliwości wzrosły po wywiadzie z wojewodą lubelskim Przemysławem Czarnkiem („Dziennik Wschodni”, 13.06.2017), według którego muzeum „w pierwszej kolejności powinno pokazywać, jaki wpływ na dawne ziemie RP zamieszkane przez przeróżne narody miało chrześcijaństwo, które zostało przeniesione z ziem zachodnich”. „W takim razie jak ma być pokazana historia i konsekwencje Unii Brzeskiej?” – pyta Bielecka-Hołda. 

Wszystko zależeć będzie od tego, kto to zrobi, czyja opinia stanie się wiążącą. Jeśli, na przykład, podstawą stanie się pogląd prof. Zbigniewa Mikołejki, filozofa i historyka religii, to grekokatolik w przyszłym lubelskim muzeum czuć się będzie jak oskarżony na sali sądowej. Dla pochodzącego z Lidzbarka Warmińskiego naukowca „Unia Brzeska – trzeba to powiedzieć twardo i jednoznacznie – była zmarnowaniem, roztrwonieniem wielu szans religijnych, politycznych i kulturowych, jakie zarysowały się na wschodnich ziemiach Rzeczypospolitej po zjednoczeniu Polski z Litwą. Była brutalnym ciosem w ekumenę i w promocję polskości na tamtych ziemiach, ku której przychylało się nawet ruskie prawosławie”. Ten wniosek zawarł autor w tekście poświęconym św. Jozafatowi Kuncewiczowi, którego razem z innymi świętymi na nowo odkrywał w książce będącej „zbiorem opowieści z dziejów polskiego Kościoła” („Żywoty świętych poprawione ponownie”, Iskry 2017). To symptomatyczne nie tylko dla świeckich badaczy w Polsce. Dla Mikołejki, świadomego, że „polscy święci tak często – z etnicznego punktu widzenia – nie byli wcale Polakami”, bo wśród nich „mamy domowych Niemców i Włochów, Rusinów i Węgrów, Litwinów i Czechów”, chrześcijanie wschodni, którzy Unią Brzeską odnowili jedność z biskupem Rzymu, nie są jednak Kościołem, ale „domowymi”, co ich, jak św. Jozafata, można zaliczyć, jako praktykujących inny obrządek, do polskiego Kościoła.

Bardziej jednak prawdopodobny jest wariant, którego realizacji grekokatolicy nie muszą się obawiać. Inicjatorem utworzenia w Lublinie placówki, która miałaby nosić nazwę Muzeum Ziem Wschodnich Dawnej RP, wystąpił historyk z KUL prof. Andrzej Gil, dla którego „Unia brzeska okazała się – w ówczesnych uwarunkowaniach – udaną próbą wpisania Cerkwi w nurt przemian kulturowo-religijnych z jednoczesnym zachowaniem podstawowych elementów kijowskiego dziedzictwa”(Andrzej Gil, Ihor Skoczylas, „Kościoły Wschodnie w państwie polsko-litewskim w procesie przemian i adaptacji: metropolia kijowska w latach 1458-1795”, Lublin-Lwów 2014). Według lubelsko-lwowskiego duetu naukowców, choć koniec XVI wieku był dla metropolii kijowskiej okresem strukturalnego rozwoju i otwarcia na nowe prądy kulturowe, to „jak nigdy wcześniej, odczuła realne zagrożenie utraty swej wewnętrznej spójności i eklezjalnej tożsamości, aż do groźby zupełnego unicestwienia”. W takim kontekście „komunia z Kościołem łacińskim stała się dla części hierarchii i wiernych metropolii jedyną drogą do zachowania tradycji kijowskiego chrześcijaństwa”.

A jakie konsekwencje miało zniszczenie Unii dla Białorusinów, najlepiej posłuchać ich samych: „Główną zasługą Unii było to, że w specyficznych warunkach historii białoruskiej była ona faktycznie jedyną instytucją zjednoczenia narodowego. Przez swoje środki, w tym sztukę, kształtowała ona główne cechy charakteru narodowego: tolerancję, miłość do Ojczyzny, szczerość, szacunek do pracy i nauki, a przede wszystkim – głęboką wiarę. Dlatego zniesienie Unii było tragedią narodową. Doprowadziło do zatracenia przez naród białoruski swej godności i swej świadomości narodowej. Ciężkie rany zadane zniesieniem Unii pozostają nie zaleczone do dziś”(Jury Chadyka, „Kulturotwórcza rola Unii Brzeskiej na Białorusi”, w: „Unia Brzeska z perspektywy czterech stuleci”, red.wyd. KUL, Lublin 1998). Katastrofa roku 1839 dotknęła nie tylko Kościoła unickiego, lecz miała wszechobejmujący charakter: „Białoruś w swej historii jeszcze nie zaznała na tak wielką skalę jednoczesnej i radykalnej zmiany swej wyznaniowej mapy. Było to nie tylko zniszczenie jednej z instytucji religijnych, ale i wielki cywilizacyjny odwrót. Na białoruskim doświadczeniu duchowno-religijnej integracji Wschodu i Zachodu została postawiona ostateczna kropka. Naczelnik Świętego Synodu Protasow wydarzenie to określił z kolei jako: «Olbrzymie przedsięwzięcie, ważne zarówno w politycznym, jak i w religijnym znaczeniu, które zajmie lśniącą stronicę w latopisach imperium». (Swietłana Marozawa, „Białoruś, jesień 1838 – wiosna 1839: ostatni akt unickiej tragedii”, w: „Rocznik Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej”, Rok (4) 2006).

Oprócz kompetentnych historyków Lublin w kwestii Unii Brzeskiej może poszczycić się także wyjątkowym teologicznym autorytetem. To miejsce życia i działalności najwybitniejszego polskiego ekumenisty, którego entuzjastą unijnej metody odbudowywania jedności Kościoła nikt jednak nie nazwie. Ale spod pióra ks. prof. Wacława Hryniewicza wyszły te słowa o Unii Brzeskiej: „Względy religijne skłaniające do unii były jednak ważniejsze niż wszelkie nadzieje kulturowe i społeczno-polityczne”.  Badacz, bez uprzedzeń studiując źródła, dochodzi do wniosku, że biskupi ruscy chcieli „po przywróceniu jedności z Rzymem, nie tylko zachować swoje wschodnie dziedzictwo i własną tożsamość, ale również pozostać we wspólnocie z innymi Kościołami prawosławnymi”. Nie udało się tego zrealizować, bo doszło do „zderzenia się dwóch różnych eklezjologii. Sakramentalne rozumienie Kościoła musiało ustąpić przed dominującą eklezjologią instytucjonalną, skoncentrowaną wokół prymatu papieża”.(„Przeszłość zostawić Bogu. Unia i uniatyzm w perspektywie ekumenicznej”, Opole 1995).

Wojewoda lubelski stawia akcent na wpływie, jaki na dawne ziemie RP miało chrześcijaństwo, które zostało „przeniesione z ziem zachodnich”. Gdy zwiedzający muzeum Kresów zawitają do Kaplicy Trójcy Świętej na Zamku lubelskim , to przekonają się, że ziemie wschodnie nie były krainą barbarzyńców.





wtorek, 15 sierpnia 2017

Мощі і дари




Про цей дисонанс я писав вже неодноразово. З одного боку, розвиток персональний (нові і нові доктори і доктореси богослов‘я), матеріальний (УКУ з новою бібліотекою), видавничий (Катехизм тощо) УГКЦ в Україні. З другого – прояви духовності і душпастирської активності, які годі назвати адекватною відповіддю на виклики сучасності.

Так, я знову про реліквії (http://bogdanpanczak.blogspot.com/2017/03/blog-post_19.html).  Неймовірний успіх відівдин Росії мощами св. Миколая підтвердив, що йдеться про екуменічний (католицький і православний) феномен в нашій частині Європи. Кожна нагода добра, щоб реліквії поставити в центрі уваги народу, який в чудесному втручанні починає бачити єдину надію. Ювілей 400-ліття Василіянського Чину жовківський монастир запише в хроніці історичною подією: мощі св. Партенія вперше покинуть місце, в якому зберігаються від 233 років, і навідають Івано-Франківськ.

Поза всяким сумнівом, якщо брати до уваги цифри, це буде величезний успіх. Коли йдеться про інформаційно-просвітницьку сторону, то повна поразка. Бо церковні ЗМІ подають суперечливі дані. РІСУ говорить про св. Партенія, який загинув мученичою смертю в 250 році в Римі, а інформаційний ресурс УГКЦ (news.ugcc.ua), посилаючись на Прес-службу Івано-Франківської єпархії, про св. Партенія, єпископа міста Лампсака, який віддав свою душу Богові 360 року. 

Про роль і значення мощей в історії жовківського монастиря пише «Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich», (t. 14, pod red. B. Chlebowskiego, Warszawa 1895): «Na prośbę lwowskie­go biskupa Józefa Szumlańskiego sprowadził król Jan, jako dziedzic Z., do miasta bazylianów, umieścił ich przy cerkwi miejskiej Narodzenia Chrystusa Pana i oddał im parafię tamże r. 1682. Ponieważ stara drewniana cerkiew chyli­ła się do upadku, pozwolił król bazylianom zbie­rać składki na budowę nowej. Gdy napływające dary nie starczyły, sprowadził król r. 1680 zwłoki św. Jana męczennika z Suczawy wraz z metropolitą suczawskim i trzema zakonnikami do Żółkwi. Odtąd pielgrzymują tu licznie Mołdawianie a ich dary umożliwiają dokończenie budowy. W r. 1753 podniósł nowy dziedzic Ż. Michał ks. Radziwiłł, klasztor żółkiewski do go­dności archimandryi i zapisał na utrzymanie archimandryty na dobrach Glińsko 20000 złp. Pierwszy archimandryta żółkiewski Jozafat Wy­socki powiększył tę dotacyę o 10000 złp. W r. 1783 oddano zwłoki św. Jana Suczawie a nato­miast przysłał cesarz Józef II zwłoki św. mę­czennika Parteniusza, znajdujące się przedtem w klasztorze klarysek w Wiedniu».

Історичні науки говорять про «довге тривання». Якщо сьогоднішнє місце реліквій в церковному житті зумовлене, як в Жовкві в 1680 році, тим, що без них «дарів не вистачає», то єктенійне прохання про «добрий одвіт на страшнім судищі Христовім» є винятково адекватним.



poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Wyższa kultura




Potraktowanie przez MSWiA wileńskiej Ostrej Bramy i Cmentarza Orląt we Lwowie jako obiektów, które mogą upiększać nowe polskie paszporty nie jest czymś, do czego copyright ma obecny obóz rządzący. Równie dobrze można sobie wyobrazić taką sytuację za rządów PO. 

Na przykład wtedy, gdyby decydował o tym senator Jerzy Fedorowicz. 11.07.2017 r., na wspólnym posiedzeniu senackich Komisji Kultury i Środków Przekazu oraz Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą,  w pytaniu do MSZ wyjawił swoje rozumienie ukraińskiej suwerenności: „Są kościoły, które zostały oddane na skutek umowy między Watykanem a Polską – czy się mylę –  i one są, że tak powiem, własnością polską na terenie Ukrainy”. Usłyszawszy, że to niemożliwe, zapytał o współudział w finansowaniu prac restauratorskich w świątyniach, które nie służą już rzymskim katolikom, „bo Ukraińcy i Białorusini dosyć sprytnie przekształcili te kościoły na cerkwie”. Z technicznego punktu widzenia „sprytne” przekształcenie łacińskiej świątyni do potrzeb liturgii wschodniej jest prostsze niż w drugą stronę. Ale kilka przykładów ocalałych ikonostasów w cerkwiach Podkarpacia da się znaleźć. Wypowiedź senatora Fedorowicza pokazuje, że status świątyń łacińskich na Ukrainie i wschodnich w Polsce, które wskutek geopolityki utraciły swych parafian, jest ciągle kwestią wymagającą definitywnego uregulowania. 

Na tym samym posiedzeniu senackiej komisji głos zabrał prof. Jan Żaryn, historyk, którego można nazwać inspiratorem tego podejścia do Litwy i Ukrainy, jakie zaprezentowali pomysłodawcy głosowania z MSWiA. Senator, dla którego Litwini, Białorusini i Ukraińcy są jedynie „dzisiejszymi gospodarzami” Kresów, który uważa, że „naród ukraiński nie jest zdolny do samodzielnej refleksji bez pomocy Polski i Polaków”, w miniwykładzie potwierdził swe poglądy. Na konkretnym przykładzie muzeum w Winnicy i eksponowanej tam galerii malarstwa zgromadzonej przez Potockich, „konkretnego polskiego rodu”, mówił o „wyższej kulturze” której „nie przyniósł kozak, tylko przyniosła polska magnateria, która tam osiedliła się i tworzyła polskie dziedzictwo kulturowe”. 

Mniej różową wersję historii Kresów ukazuje francuski historyk Daniel Beauvois: http://www.newsweek.pl/wiedza/historia/ukraina-historia-polskiej-kolonizacji-newsweek-pl,artykuly,286899,1.html

W jednym z wywiadów prof. Żaryn powiedział, porównując UPA do cyklonu B, że jeśli Ukraińcy, „chcą być narodem europejskim i chcą wkraczać do tutejszej rodziny cywilizacji łacińskiej, to nie mogą tego zrobić, de facto afirmacyjnie wspierając ludobójcze organizacje OUN-UPA i ich struktury wojskowe”. Stawianie znaku równości i wyłączności między europejskością i cywilizacją łacińską stało się wśród polskich parlamentarzystów normą (zob. http://bogdanpanczak.blogspot.com/2017/03/uchwaa-ku-chwale-jednej-cywilizacji.html, http://bogdanpanczak.blogspot.com/2017/04/cd-uchwaa-ku-chwale-jednej-cywilizacji.html).
W roku 2005 odwiedzał Lublin kardynał Joachim Meisner z Kolonii. Po obejrzeniu pereł baroku i lubelskiego renesansu zaprowadzono go do kaplicy na Zamku. Z ust purpurata wyrwało się: tu warto było przyjść. 

Chce tego profesor Żaryn, czy nie, ale Europejczyka z Zachodu bardziej zachwyca w Polsce i na Kresach nie to, co w większej liczbie i w bardziej finezyjnym wykonaniu ma u siebie, lecz świat bizantyńsko-ruskich fresków i kozackiego baroku. Dobrze zrozumieli to włodarze Lublina, wykorzystując arcydzieło z kaplicy w promocji miasta nie tylko z okazji jego 700-lecia. 

A Ukraińcy, płacąc najwyższą cenę za swe europejskie aspiracje, nie przestają wierzyć, że cywilizacja łacińska niezmiennie charakteryzować się będzie rządami prawa, szacunkiem dla godności każdego człowieka, wolnością słowa i poszanowaniem praw mniejszości.