piątek, 22 czerwca 2018

De facto agencyjny defekt


Akt 1. Wiadomość  przesłana komunikatorem: „Litości! Znak pokoju między hierarchami rzymsko- i greckokatolickim to NIEPOROZUMIENIE w tekście o ekumenizmie”. Akt 2. Druga wiadomość po kilku minutach: „Pudło! Na pierwszym planie zwierzchnik grekokatolików na Słowacji, za nim Abp Większy Światosław i inni wschodni katolicy”. Błyskawicznie zjawiła się odpowiednia ilustracja do tekstu: trzech hierarchów polowych na jednym zdjęciu, patrząc od lewej strony prawosławny, łacinnik i protestant. 

Akt trzeci jest niezbędny – przynajmniej dla sumienia piszącego  – po lekturze materiału KAI pt. „Katolicyzm w dialogu z luteranami i prawosławnymi” z 21 czerwca 2018 roku. Pierwszą jego ilustracją było zdjęcie z lubelskiej cerkwi greckokatolickiej, moment pocałunku pokoju między zwierzchnikiem UKGK Światosławem Szewczukiem i metropolitą lubelskim abp. Stanisławem Budzikiem, wymieniony podczas Boskiej Liturgii 12 czerwca 2018 roku. Na drugim zdjęciu w procesji szli wschodni, a za nimi łacińscy biskupi. Trzeźwo patrząc na ekumeniczne realia trudno podejrzewać, by kroczyli tam także prawosławni hierarchowie. 

Tekst informuje, że w grudniu 1965 r. doszło do zniesienia „ekskomunik nałożonych w 1954 r., co dało początek tzw. schizmie wschodniej”, że po „Atenagorasie” nowym patriarchą był Dymitr, a w roku 1993 w Balamandzie  z wielkim trudem uzgodniono „jeden wspólny dokument  »Unionizm, dawna metoda poszukiwania jedności a dzisiejsze poszukiwania pełnej komunii«, w którym obie strony potępiły unię jako środek dochodzenia jedności, uznając zarazem prawo unickich Kościołów do istnienia. Mimo daleko idących ustępstw ze strony katolickiej, która de facto potępiła unię, prawosławni uznali, że deklaracja ta nie jest dość stanowcza, gdyż m.in. uznaje istnienie Kościołów unickich”. 

Wstyd poprawiać datę ekskomunik. Gdyby następcą  Athenagorasa był Rosjanin to miałby na  imię Dymitr, a tak był Dimitriosem. 

Co do Balamandu, to uczestnik tego i innych teologicznych spotkań ks. prof. Wacław Hryniewicz przełożył podpisany tam historyczny tak czy inaczej dokument z francuskiego jako „Uniatyzm, metoda unijna przeszłości a obecne poszukiwania pełnej jedności”. Dla lubelskiego ekumenisty „odrzucenie modelu [uniatyzmu] nie oznacza jednak potępienia ludzi ani samych Kościołów unickich, które powstały wskutek unii”, a „wspólne uzgodnienie nie kwestionuje szczerości intencji tych, którzy przystąpili do unii ze stolicą rzymską”. Dokument z Balamand według jego lubelskiego  współautora „wspomina o dążeniu do nawrócenia innych chrześcijan. Stało się ono źródłem prozelityzmu ze strony Kościoła katolickiego, który uczył, że poza nim nie ma zbawienia. Ze swej strony prawosławni także uważali, iż zbawienie można osiągnąć tylko w Kościele prawosławnym”. 

Ukraińscy grekokatolicy razem z innymi wschodnimi katolikami żyją nadzieją, że słowa o stronie katolickiej, która „de facto potępiła unię” nigdy się nie ziszczą. Z drugiej strony niespodziewane wypowiedzi papieża Franciszka, który poddał się panującemu w Watykanie przekonaniu o potrzebie uginania się przed Moskwą i ni stąd ni zowąd potępia uniatyzm na spotkaniu z delegacją Patriarchatu  Moskiewskiego, skłaniają do smutnych refleksji. 

Minęło kilkadziesiąt godzin od publikacji tekstu na stronie internetowej KAI. „Schizma wschodnia” niezmiennie dokonała się w 1954 roku. Materiał bez korekty zamieścił inny, raczej popularny katolicki portal. Pocieszać się tym, że i tak mało kto czyta o „de facto potępionej” przez stronę katolicką unii?


czwartek, 21 czerwca 2018

Laudacja. Partyzant, rektor. Chrześcijanin


Laudacja 
wygłoszona na cześć
Ks. Prof. Franciszka Greniuka
z okazji nadania tytułu
doktora honoris causa
Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie
dnia 12 czerwca 2018 roku
w Lublinie

 Ekscelencje, Magnificencje, Czcigodni Księża, Szanowni Państwo!
 Księże Profesorze Franciszku, Najdostojniejszy Doktorze Honoris Causa Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego! 

Trzydzieści jeden lat temu, 9 czerwca 1987 roku, zwracając się w tym miejscu do przedstawicieli świata nauki, Jan Paweł II wyraził szczególną radość, że tak wymowne spotkanie znalazło miejsce w Lublinie. Przypomnijmy sobie ten fragment historycznego przemówienia: „To miasto posiada swą historyczną wymowę. Jest to nie tylko wymowa unii lubelskiej, ale wszystkiego, co stanowi dziejowy, kulturowy, etyczny i religijny kontekst tej unii. Cały wielki dziejowy proces spotkania pomiędzy Zachodem a Wschodem. Wzajemnego przyciągania się i odpychania. Odpychania - ale i przyciągania. Ten proces należy do całych naszych dziejów. Można powiedzieć, całe nasze dzieje tkwią w samym środku tego procesu. Może bardziej »wczoraj« niż »dzisiaj«, jednakże »dzisiaj« nie podobna oddzielić od »wczoraj«. Naród żyje wciąż całą swoją historią. I Kościół w Narodzie też. I proces ten nie jest zakończony. Nikt też nie zdejmie z ludzi tu żyjących, zwłaszcza z ludzi nauki, odpowiedzialności za ostateczny wynik tego dziejowego procesu w tym miejscu Europy! I świata! Powiedziałbym: w miejscu »trudnego wyzwania«”.

Inny krakowianin, prof. Jerzy Nowosielski, odpowiadając na pytanie, „dlaczego warto przyjechać do Lublina”, także przywołał unię lubelską, mówiąc, że w tym mieście „do dziś tkwią echa tamtego ważnego dla kraju wydarzenia”. Dla wybitnego artysty Lublin „to jedyne i niepowtarzalne miasto na granicy Bizancjum i Rzymu, które przechowało w sobie elementy struktury polskiego państwa wielonarodowościowego”.  W roku sześćsetlecia ukończenia bizantyńsko-ruskich fresków szczególnej aktualności nabiera zachęta mistrza Jerzego: „To tu, do Lublina, należy przyjechać, żeby wpatrywać się  w dzieło mistrza Andrzeja wykonane w Kaplicy zamkowej. Przystanąć, wpatrywać się w anioły, które osiadły sklepienie i »studiować« ducha tego miasta”. 

„Duch tego miasta”,  szczególnie intensywnie płonący w tym uniwersytecie, natchnął w połowie lat 70. XX wieku grupę studentów historii do zainicjowania dialogu z narodami, które tworzyły owe „wielonarodowościowe państwo”. Dziesięć lat przed tym jak Jan Paweł II expressis verbis wzywał ludzi nauki  do uświadomienia sobie odpowiedzialności za ostateczny wynik  dziejowego procesu spotkania Zachodu i Wschodu w tym miejscu Europy, Janusz Krupski, Janusz Bazydło, Wit Wójtowicz, Bogdan Borusewicz i inni, zaczęli, na powielaczu przemyconym z Francji, wydawać „Spotkania. Niezależne Pismo Młodych Katolików”. W pierwszym numerze z października 1977 roku Janusz Krupski, pod pseudonimem  Janusz Topacz, w artykule programowym wzywał do powstania Nowej Siły, która neutralizowałaby potencjał przemocy totalitarnych systemów metodami walki non violence. Bazą Nowej Siły miało być zaangażowanie ruchów religijnych i moralnych na rzecz politycznej przebudowy świata z jednoczesnym uświadomieniem sobie przez organizacje narodowe i polityczne niezbędności kierowania się przesłankami moralnymi w bieżącej praktyce politycznej.    Dla środowiska „Spotkań” aksjomatem były te słowa Krupskiego: W oparciu o międzynarodową współpracę możemy dążyć do podstawowego dla nas celu, jakim jest niepodległość i demokratyczna Polska. Wolna Polska w Wolnym Świecie. Bez niepodległości narodów Związku Radzieckiego nie odzyskamy i nie utrzymamy własnej niezależności”.

Przyciągająca siła Lublina w kontekście eklezjalnym przejawiła się w latach 60. XX wieku. Wschód, w jego greckokatolickiej hipostazie ze szczególną zaciętością zwalczany przez komunistyczny reżim, znalazł tu przystań, gdzie mógł przygotowywać do kapłaństwa już potomków tych, których w drugiej połowie lat 40. poprzez zlikwidowanie struktur kościelnych i deportację na tzw. ziemie odzyskane skazano na zniknięcie. Ks. prof. Franciszek tak relacjonuje odpowiedź greckokatolickiego duchownego odpowiedzialnego za formację kandydatów do kapłaństwa, na pytanie dlaczego Lublin wybrano na miejsce formowania przyszłych kapłanów : „Myśmy dobrze przyglądali się, gdzie w Polsce wychowanie seminaryjne jest najlepiej postawione. W Lublinie widzimy atmosferę najbardziej odpowiednią dla gruntownych studiów teologicznych, prowadzonych przez Wydział Teologii KUL, i życzliwą, otwartą oraz rzeczową atmosferę wychowawczą, połączona z solidną formacją duchową”.

Ks. Greniuk pełnił funkcję rektora Wyższego Seminarium Duchownego w Lublinie w latach 1975-1982. Elżbieta Kossobudzka, po zbadaniu dokumentacji wytworzonej przez organy aparatu bezpieczeństwa PRL, stwierdza: „Na podstawie obserwacji seminarium SB zauważyła, że od 1969 roku istniał problem kształcenia alumnów pochodzenia ukraińskiego. W 1979 r. rozpoczynano działania mające na celu poróżnienie alumnów polskich z ukraińskimi. W związku z tym zaplanowano dalsze upowszechnianie wśród duchowieństwa diecezjalnego i kadry WSD niebezpieczeństwa problemu ukraińskiego, co miało stanowić element nacisku na kierownictwo kurii, zmuszające ją do stałego zainteresowania się tym problemem i w efekcie wpłynięcia na ograniczenie naboru kandydatów pochodzenia ukraińskiego”.

Sam Ks. prof. Franciszek wspomina o spotkaniach w  Wojewódzkim Urzędzie ds. Wyznań, gdzie usłyszał zarzut, że umożliwiając studia grekokatolikom przyczynia się do „utrwalenia, a nawet wzrostu nacjonalizmu ukraińskiego”. Komunistyczne władze PRL, po zdławieniu „Solidarności”, wzmogły w stanie wojennym szykany wobec  mniejszości ukraińskiej w Polsce. Rykoszetem mogło to uderzyć w Kościół lubelski. Biskup Bolesław Pylak poinformował ks. Greniuka o wywieranych na niego naciskach, by usunąć alumnów greckokatolickich, bo dalszy ich pobyt w Lublinie grozi egzystencji seminarium. Oddajmy głos ks. profesorowi: „W odpowiedzi powiedziałem, że »niech ks. Biskup powie, że ma rektora, który stanowczo na to się nie zgadza, wariata - z którym nie może sobie poradzić«. Nie wiem czy to pozwoliło obronić tę sprawę, czy ocaliło studia alumnów ukraińskich w naszym Seminarium, czy na moje stawianie sprawy powoływał się w rozmowach z odpowiednimi czynnikami, faktem jest jednak to, że alumni ukraińscy pozostali nadal i mogli korzystać ze studiów teologicznych i formacji do kapłaństwa w latach następnych, po stanie wojennym, o wiele korzystniejszych, dla społeczeństwa i Kościoła katolickiego obu obrządków.


Osoba ks. Franciszka Greniuka jest wyjątkową egzemplifikacją papieskich  słów o Lublinie jako „miejscu »trudnego wyzwania«”. Pochodzi z terenów, które były miejscem wyjątkowo doświadczonym konfliktem polsko-ukraińskim, przeżył wysiedlenie na rzecz Ukraińców i tułaczkę uciekiniera, jako żołnierz AK brał udział w walkach z UPA i ukraińską policją w służbie niemieckiej. Po ludzku to wystarczające argumenty, by ulec naciskom i zaprzestać przyjmowania do WSD w Lublinie grekokatolików. Dyrektor Urzędu ds. Wyznań usłyszał jednak od ks. Franciszka: „Jestem chrześcijaninem, którego obowiązuje Ewangelia. Jestem świadomy wymagań Soboru Watykańskiego II, który podtrzymał zasadę konieczności śpieszenia z pomocą społecznościom słabszym w zachowaniu przez nie tożsamości religijnej i kulturowej, my zaś będąc Kościołem silniejszym i będącym w lepszym położeniu społecznym i eklezjalnym, widzimy w pełni zasadność takiej pomocy naszym braciom z Kościoła greckokatolickiego". 

Przez pięć lat pełnienia funkcji rektora WSD w Lublinie i 27, w latach 1970-1997, pracy jako wykładowca teologii moralnej i spowiednictwa, ksiądz profesor pozostawił niezatarty ślad, pieczęć na duszach kapłanów, a poprzez ich posługę jako duszpasterzy i spowiedników, dotknął serc tysięcy wiernych Kościoła greckokatolickiego. Jego determinacja w obronie obecności grekokatolików w lubelskim seminarium, znoszenie wywołanych tym ataków, szczerość partyzanta AK w rozmowach z ukraińskimi alumnami o najtragiczniejszych wydarzeniach wspólnej historii, wreszcie wierność literze i duchowi Drugiego Soboru Watykańskiego także podczas pełnienia funkcji kanclerza Kurii Diecezjalnej w Zamościu zapewniły mu poczesne miejsce na kartach historii Kościoła greckokatolickiego.

Szanowni zebrani! Trzydzieści jeden lat temu Jan Paweł II powiedział tu, że „Uniwersytet z natury swojej służy przyszłości człowieka i narodu. Jego zadaniem jest stale wywoływać sprawę tej przyszłości w świadomości społecznej. Wywoływać w sposób niestrudzony, nieustępliwy”. Od roku 1990 Katolicki Uniwersytet Lubelski w sposób szczególny mógł i chętnie służył przyszłości jeszcze bardziej zniewolonych od Polaków narodów. Przybycie wówczas pierwszej grupy greckokatolickich kandydatów do kapłaństwa z Ukrainy stało się faktem tylko dlatego, że w roku 1965 rozpoczęli tu naukę i przetrwali, grekokatolicy z Polski. Ks. prof. Franciszek Greniuk, jako pracownik KUL, rektor WSD w Lublinie i kanclerz zamojskiej Kurii, mimo bolesnych wspomnień z ojczystych pogranicznych stron, niestrudzenie i nieustępliwie służył przyszłości Polaków i Ukraińców.







środa, 20 czerwca 2018

CSK przed crash testem


Ten gmach jako budynek jest w Lublinie symbolem przemian. Rozsypujący się pomnik peerelowskiej gigantomanii był przez kilkadziesiąt lat namacalnym dowodem marnotrawstwa środków, czasu, przestrzeni i ludzkiej energii. Dzięki 171 939 500,00 PLN, w tym 128 892 799,76 PLN z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Lubelskiego, teatr w niekończącej się budowie stał się Centrum Spotkania Kultur, nowoczesnym miejscem, zachwycającym rozmachem rozwiązań architektonicznych.

Ten gmach jako wcielenie Lublina pomysłu na siebie ma być miejscem  uosobiającym  położenie miasta „w obszarze transgranicznym, na szlakach handlowych”, które „implikowało przez wieki wpływy wielu kultur: polskiej, ukraińskiej, żydowskiej”. Ta koegzystencja „była wynikiem tolerancji i relacji międzykulturowych w regionie położonym na styku ziem polskich i kresów Rzeczypospolitej, tak bardzo przesiąkniętych wschodnią duchowością. Bogata kulturowo tkanka społeczna regionu znalazła swój tragiczny finał w postaci holokaustu i przesiedleń po II wojnie światowej” ( z „Manifestu” Dyrektora CSK Piotra Franaszka). 

Udział Lublina w konkursie o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury wyzwolił „ogromny potencjał twórców, animatorów i organizacji pozarządowych, które nawiązując do wielokulturowej tradycji stolicy regionu, na nowo przywołały wartości tolerancji i dialogu”. Powstała instytucja ma ambicje stania się nową platformą promocji i „narzędziem w dyskusji na temat relacji kulturowych z głosem, który ma być słyszany na całym świecie”(„Manifest”).
Summa summarum  „Centrum Spotkania Kultur stało się intelektualnym axis mundi na mapie Europy Środkowo-Wschodniej i pozytywnie zagościło w sercach mieszkańców Lublina i Województwa Lubelskiego”.(„Manifest”).

Szczytne zamierzenia, które CSK jak dotychczas udawało się realizować, w najbliższe dni poddane zostaną „crash-testowi”. Dzięki dwubiegunowemu układowi politycznemu w Polsce wydarzenie, od którego niemal w panice zaczęła odżegnywać się strona rządowa, przygarnął Urząd Marszałkowski Województwa Lubelskiego, kierowany przez marszałka z PSL, partii, która nie byłaby sobą, gdyby na progu wyborów pogardziła okazją przypodobania się licznemu i zaangażowanemu elektoratowi. 

Kongres Środowisk Kresowych RP i konferencja naukowa „Wołyń ’43: Walka o pamięć – Walka o Polskę” zgromadzą prelegentów, których poglądy na kwestie polsko-ukraińskie są jasne i wyraźne. Hierarcha, kapłani i świeccy wygłoszą referaty obejmujące szerokie spektrum stosunków polsko-ukraińskich. 

Czy w „intelektualnym axis-mundi” emerytowany rzymskokatolicki biskup charkowsko-zaporoski Marian Buczek powtórzy myśl wypowiedzianą rok temu na KUL-u, że „Ukraińcy to są ludzie wschodu, nie zachodu. Im trzeba stawiać warunki. Powinniśmy im pomagać, ale pod rożnymi warunkami, nie za darmo”.

Po zeszłorocznej KUL-owskiej konferencji „Pojednanie polsko-ukraińskie? Wymiana doświadczeń”, organizowanej przez tę samą osobą i z udziałem prelegentów, którzy przemówią w CSK, biuro rzecznika MSZ, współorganizatora tamtego wydarzenia, wydało oświadczenie, w którym stwierdzono, że w ocenie MSZ przebieg debaty, odbywającej się pod patronatem Regionalnego Ośrodka Debaty Międzynarodowej w dniu 26 czerwca, „przeczył zapowiedzianej w jego nazwie idei pojednania, a posłużył propagowaniu poglądów posuwających się do aprobaty rozpadu państwa ukraińskiego. MSZ RP nie może firmować takich wydarzeń, niezgodnych z żywotnymi interesami polskiej polityki zagranicznej”. 

Egzorcyzmowany przez środowiska kresowe duch Giedroycia w Lublinie znajdował dotychczas zaangażowanych zwolenników. Nie przesiedlono ich gdzieś ostatnio?




piątek, 8 czerwca 2018

Lublin. Od "Spotkań" do "hybrydy"


Wśród kilku referatów, jakie 2 czerwca wygłoszono w Kędzierzynie-Koźlu na sesji zorganizowanej przez Stowarzyszenie Kresowian, jeden przykuwał uwagę sensacyjnym tytułem: „Hybryda banderowsko-giedroyciowska na wojnie hybrydowej. Alians przeciwko Polsce”.

Trwające dwadzieścia klika minut wystąpienie jest dostępne w Internecie,  i kto chce poznać stan świadomości tej części prawej strony polskiej sceny politycznej, dla której nie ma różnicy między TVP i TVN, „Gazetą Polską” i „Gazetą Wyborczą”, ma po temu dobrą okazję. 

O co chodzi? Generalnie o spisek przeciw Polsce, który korzeniami sięga do roku 1918, gdy nie pozwolono odrodzonemu państwu na stanie się potęgą. Kto to uczynił? Generalnie świat zachodni, który później instrumentalnie traktował Polskę w swej walce z Rosją. W krytycznym momencie Polska miała stać się narzędziem do „ucywilizowania antysowieckich rębajłów pośpiesznie ewakuowanych ze schronów wołyńskich czy kniei litewskich”, bo w przyszłej konfrontacji przydatne mogły być wszystkie niedobitki. 

Rzeczona hybryda to połączenie „emigracyjnych »postępowych« intelektualistów z kręgu Giedroycia, a mniej inteligentnych banderowców, uchowanych na Zachodzie na wszelki wypadek przez zwycięskie mocarstwa”. Misja hybrydy? Miała doprowadzić do upadku Związku Sowieckiego, ale ten rozpadł się sam. Większe sukcesy osiągnęła  „na odcinku demoralizacji polskich elit, społeczeństwa polskiego,  tworzenia niby-państwa bez godności, świadomości historii, pamięci”. Gdzie snuto już takie plany? W Magdalence.

Z państw powstałych po upadku ZSRR w zasadzie tylko Bałtowie tego pragnęli. Białoruś, a przede wszystkim Ukraina, to miejsca, gdzie większość utożsamiała się sowieckością, a do niepodległości parły banderowskie elity. 

Autor referatu, profesor KUL, przygotowuje w swoim miejscu pracy konferencję naukową: „Wołyń’43: Walka o Pamięć – Walka o Polskę”, która zaplanowana jest  na koniec czerwca. 

KUL w latach 70. XX wieku, jak pisze badacz wydawnictw drugiego obiegu Jan Olaszek, był miejscem gdzie zajęto „się relacjami Polski z sąsiadami i narodami tworzącymi mozaikę kulturową dawnej Rzeczypospolitej”. Było to dziełem, które zainicjowało kilku studentów historii. Na przemyconym z Francji powielaczu zaczęli wydawać „Spotkania. Niezależne Pismo Młodych Katolików”. Na tle innych czasopism zajmujących się tematyką wschodnią, zauważa Olaszek, lubelski tytuł „jako jedyny tematykę tę tak mocno łączył z zainteresowaniem religią i podejściem ekumenicznym”. 

W tekście  z pierwszego numeru (październik 1977), w którym nakreślono linię programową „Spotkań”, Janusz Krupski pod pseudonimem Janusz Topacz pisał: „W oparciu o międzynarodową współpracę możemy dążyć do podstawowego dla nas celu, jakim jest niepodległość i demokratyczna Polska. Wolna Polska w Wolnym Świecie. Bez niepodległości narodów Związku Radzieckiego nie odzyskamy i nie utrzymamy własnej niezależności”.

Jerzy Giedroyc,  który w obawie o nieuniknione represje w razie wykrycia nielegalnej redakcji odradzał taką działalność, pisał w sierpniu 1978 r. do Jana Nowaka-Jeziorańskiego: „Z tej prasy samizdatowej najbardziej cenię »Spotkania«, wydawane przez niezależnych katolików w Lublinie”. List kończył pytaniem: „A propos – czy udało się coś zrobić w uzyskaniu stypendium dla Janusza Krupskiego, o którym Panu pisałem. Bardzo tę sprawę kładę Panu na sercu bo to jest naprawdę wyjątkowy chłopiec”.

Dojmująca różnica. Czterdzieści lat temu na KUL Krupski, Wójtowicz, Bazydło, Borusewicz i kilku innych, ryzykując  aresztowaniem i więzieniem inicjowali dialog z Ukraińcami, traktując ich niepodległe państwo jako conditio sine qua non wolnej Polski. Dziś na tym samym uniwersytecie stowarzyszenie odwołujące się do myśli Romana Dmowskiego na swym profilu w FB umieszcza film z jesieni 2014 roku z wypowiedzią żołnierza NSZ, który mówi, że „Ukrainy nigdy nie było, nie ma[burzliwe brawa] i nigdy nie będzie”, że Ukraińcy nie są narodem, lecz pierwotnym społeczeństwem, a do pojednania może dojść po  pokucie ze strony Ukraińców, i „prawdopodobnie odpokutują, bo ich separatyści pouczą, porządnie pouczą”.

Współorganizatorem konferencji na KUL jest Lubelski Urząd Wojewódzki. Jeśli lubelski profesor powtórzy swój referat z Kędzierzyna –Koźla, to co zrobi wojewoda lubelski, zazwyczaj obecny na wydarzeniach firmowanych przez swojego pełnomocnika do spraw Ukrainy, gdy padną słowa o „emigracji z Ukrainy, hojnie wspieranej przez rząd”, prowadzonej na niespotykaną skalę, która „ma położyć kres państwu narodowemu”.  Wyjdzie, zostanie?

W drugie stulecie KUL wchodzi w momencie, w którym Janusza Krupskiego i innych „spotkaniowców”, wielu nie tylko w Polsce wyśmiałoby za przekonanie, że wolność dawnych „bratnich” narodów obozu socjalistycznego zależy od niepodległości byłych republik „więzienia narodów”. Która opcja zwycięży na Alejach Racławickich 14?