środa, 3 lipca 2019

Dwóch żyjących


Za dwa dni w Rzymie biskup tego miasta i pracownicy niektórych watykańskich dykasteriów rozmawiać będą ze zwierzchnikiem i kilkoma hierarchami Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego. Jednym z tematów będzie zapewne sprawa beatyfikacji Sługi Bożego metropolity Andreja Szeptyckiego. 

Papież Franciszek jest kolejnym następcą  św. Piotra, któremu obydwie strony – zwolennicy i przeciwnicy beatyfikacji metropolity – przedkładają swoje argumenty. 

Wychodzące od kilku lat drukiem pro memoria prymasa Polski kardynała Stefana Wyszyńskiego ukazują, jak sześćdziesiąt lat temu prymas przekonywał Jana XXIII, że „przynajmniej przez sto lat” nie należy tego robić. 

Na początku grudnia 1958 roku przebywający w Rzymie prymas, na wieczerzy z mons. Poggi, otrzymuje do ręki „Osservatore Romano” z informacją o ogłoszeniu procesu beatyfikacyjnego. Jego słowa: „Nazwałem to skandalem, gdyż może rzucić cień na stosunek papieża do Polski. W społeczeństwie polskim będzie wrzenie”.

Kontekstem notatki z następnego dnia jest spotkanie z abp. Gawliną i jakieś kontrowersje związane z kazaniem prymasa z 16 XI „u św. Stanisława”. Jednak jemu „bardziej leży na sercu skandaliczna sprawa wszczęcia postępowania w sprawie »sługi bożego abp. Szeptyckiego«. Przygotowałem pro memoria dla Sekretariatu stanu i dla Kongregacji Rytów. Arcybiskup jest zdania, że to pro memoria powinno położyć kres sprawie na jakiś czas. Jestem zdania, że sprawa musi czekać około 100 lat, aż ludzie zapomną o krwawych rzeziach, które wyrosły w atmosferze »ducha Szeptyckiego«. Największym sprawdzianem wartości pracy rozpolitykowanego arcybiskupa było gromadne odstępstwo kleru greckokatolickiego do prawosławia w godzinie próby”.

Nadszedł dzień audiencji, 17 grudnia 1958 roku. Papież wie, że Szeptyccy „to rodzina polska”. Wiele słyszał o działalności metropolity, gdy pracował jako nuncjusz w Bułgarii. Prymas scharakteryzował działalność Szeptyckiego „jako zbyt drastycznie nacjonalistyczną”, i powiedział, że „rodzina uważała go za renegata”. 

Reszta notatki o audiencji in extenso: „W czasie wojny myślał, że przyszła godzina na zjednoczenie  Ukrainy, gdy Niemcy poszli  na wschód. Wydawał wtedy odezwy nawołujące do zjednoczenia. Otrzymał odpowiedź od biskupów prawosławnych, którzy dziwili się, że arcybiskup katolicki milczy o podstawie zjednoczenia, jaką nie ma być religia. Te odezwy są znane w Polsce. Wręczam Ojcu Świętemu pro memoria, które wszystko wyjaśnia. Ojciec Święty ma obawy, czy my nie ujmujemy sprawy zbyt narodowo – Polacy są znani z tego. Odpowiadam: to jest ratunek dla Kościoła w Polsce, że łączymy życie religijne z patriotycznym, gdyż jedno broni drugiego, ale przez to, że patrzymy na Zachód, ku Rzymowi. Nie egzagerujemy politycznie. Natomiast kler greckokatolicki przez nadmierny politycyzm właściwie odpadł od Kościoła greckokatolickiego i przeszedł na schizmę. Referuję, co się działo na Ziemiach Wschodnich w czasie wojny. Nie pora jest na proces abp. Szeptyckiego, przynajmniej przez sto lat”. 

Zawodowi historycy zapewne wyjaśnią, czy prawosławni biskupi jako pierwsi wskazywali na religię jako podstawę zjednoczenia Ukrainy, czy zrobił to metropolita Szeptycki, pisząc do nich w liście z 30 grudnia 1941 roku: „Między rozłamami, które dzielą Ukraińców, nie ostatnie miejsce zajmują religijne sprawy, w których tak bardzo jesteśmy podzieleni. A nie ulega wątpliwości, że religijna jedność była potężnym impulsem w osiągnięciu jedności narodowej. Dlatego uważam, że każdy ukraiński patriota powinien zrobić wszystko, co może pomóc w urzeczywistnieniu takiej religijnej jedności”.

W świadomości prymasa funkcjonowało „gromadne odstępstwo kleru greckokatolickiego do prawosławia w czasie próby” jako efekt „pracy rozpolitykowanego arcybiskupa”. Nie było  cząstki jego zasługi w świadectwie męczenników i wyznawców? 

Trudno oprzeć się wrażeniu, że dla prymasa Wyszyńskiego pełnienie zleconego przez Rzym urzędu ordynariusza dla pozbawionych w Polsce Ludowej swej hierarchii grekokatolików  było dyskomfortem: „Przyjmuję  kolejno księży greckokatolickich: ks. dr Bałyk, wielki szowinista ukraiński, z ul. Miodowej, pozujący na naukowca, wypisujący różne memoriały do Rzymu ze skargami na prymasa, ks. kanonik Hrynyk, mało wyrobiony i niekrytyczny starzec”. 

Uczciwość nakazuje zastanowić się głęboko nad słowami prymasa o kapłanie, który „nie zdradza gotowości do całkowitego poświęcenia się ludowi greckokatolickiemu”, i nad generalizującą  diagnozą: „Tym ludziom brakuje zapału apostolskiego; za wiele w nich siedzi »polityków«, którzy biorą górę nad kapłanami”.

O łączeniu życia religijnego i patriotyzmu przez Ukraińców i Polaków, o paradoksalnym usprawiedliwieniu drogi Szeptyckiego przez prymasa Wyszyńskiego traktuje ten tekst http://seminarija.pl/archiwum/2-uncategorised/53-we-wrzesniowym-numerze-miesiecznika-historia

W poświęconym beatyfikacji prymasa Wyszyńskiego wywiadzie dla KAI w maju 2011 roku o. Gabriel Bartoszewski, odpowiedzialny za przygotowanie materiału o heroiczności cnót (Positio), powiedział: „Są też tzw. »pro memoria« – codzienne zapiski prowadzone w kalendarzu. Ciekawe o tyle, że spisywane były na bieżąco, żywo oddają więc myśl Autora, który po całym dniu pracy spisywał swoje czynności i refleksje. To delikatna materia, bo myśli te, przelewane na papier na bieżąco, dotyczą wielu różnych osób, w tym żyjących. Lepiej więc, by przez jakiś czas nie zostały opublikowane... Oczywiście, materiał ten został oceniony i uwzględniony w materiałach procesowych, w których jest też cytowany”.

Rzadko chyba w Rzymie bywa tak, że materiały przekazane przez jednego kandydata na ołtarze mają świadczyć przeciwko innemu. To rzeczywiście delikatna sprawa. Dotyczy dwóch żyjących. U Boga. Tam metropolita zapewne w spokojnej atmosferze wyjaśnia prymasowi, jakiego „ducha” chciał przekazać swojemu Kościołowi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz