wtorek, 20 stycznia 2015

KUL - wiernie pod prąd



Rektor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego ks. prof. dr hab. Antoni Dębiński 16 stycznia 2015 r. odwiedził Wołyńską Prawosławną Akademię Teologiczną w Łucku (http://vpba.org/novini/572-zustrich-rektoriv.html). To kontynuacja kontaktów zainicjowanych 5 maja 2014 r. pierwszą wizytą w Lublinie delegacji WPAT, której owocem było podpisanie 19 października 2014 r. w Lublinie umowy o współpracy (http://www.kul.pl/umowa-kul-z-wolynska-prawoslawna-akademia-teologiczna-w-lucku,art_56411.html). 

Same w sobie te wydarzenia nie byłyby niczym nadzwyczajnym – ekumeniczna współpraca między ośrodkami naukowymi w XXI w. jest czymś oczywistym. Rzecz w tym, że chodzi o Ukraiński Kościół Prawosławny Patriarchatu Kijowskiego, który jako „niekanoniczny” traktowany jest, w najlepszym wypadku, jak powietrze przez Kościoły prawosławne na świecie, a ze względu na ekumeniczny savoir vivre ignorowany przez Rzym, ze zrozumiałym wyjątkiem Kościoła rzymskokatolickiego na Ukrainie. 

Redaktor naczelny ukraińskiego miesięcznika „Patriarchat” Anatolij Babynśkyj zwrócił uwagę na drastyczną różnicę: zwolenników arcybiskupa Lefebvre‘a, których jest kilkaset tysięcy, ze strony ponad miliardowej katolickiej większości  spotkały: zdjęcie ekskomuniki i dialog. „Niekanonicznych”  ukraińskich prawosławnych, których jest więcej niż w kilku razem wziętych Kościołach prawosławnych, sami prawosławni nie traktują jako chrześcijan(http://risu.org.ua/ua/index/blog/~anatolius/58121/). 

Na podpisanie umowy między KUL i WPAT arcybiskup Abel, prawosławny władyka lubelsko-chełmski zareagował pisemnym protestem. Nihil novi. Pozostaje wierzyć, że KUL, nawiązując do najlepszych tradycji płynięcia pod prąd, nie cofnie ręki wyciągniętej do braci, których własna rodzina traktuje jak trędowatych.  

piątek, 16 stycznia 2015

Rustykalny i nienowoczesny Bóg



W „Nowej Europie Wschodniej” (5/2014) lwowski historyk Wasyl Rasewycz w artykule „Kiełbasa to kiełbasa”  analizuje przyczyny antagonizmu między wschodnią (dziś przede wszystkim Donbasem) i zachodnią Ukrainą. Pisząc o próbach zbliżenia stwierdza, że „organizowanie tysiącom donieckich uczniów wycieczek do Lwowa i kwaterowanie ich przy tamtejszych rodzinach także nie przyniosło rezultatu”. Po pierwsze dlatego, że była to tylko akcja jednostronna – Lwów nie jechał z rewizytą do Doniecka. Po drugie, „cepeliowy charakter obchodów Bożego Narodzenia we Lwowie nie kojarzył się z nowoczesnością, w związku z czym mieszkańcy uprzemysłowionego wschodu nie byli tym zainteresowani”.
 Zachodziłem w głowę, jakiego słowa użył ukraiński autor – szarowarszczyna? „Cepelię” podkreśliłem, a na marginesie postawiłem znak zapytania. Zagadkę rozwikłał sam Rasewycz, publikując na  zaxid.net tekst w oryginale. Okazało się, że to, co dla tłumacza było „cepeliowe”, w rzeczywistości jest „rustykalne”. A jakie mają być obchody Bożego Narodzenia? Wielkomiejskie? Przecież „cała Jerozolima” przeraziła się razem z Herodem na wieść, że narodził się król żydowski (por. Mt 2, 1-3). Z woli Wszechmogącego Logos narodził się w lichej mieścinie, w rustykalnym środowisku. Trzeba by dokonać gwałtu na literze Ewangelii, by mieszkańcom industrialnego Donbasu, postindustrialnych Nowego Jorku, Londynu, Berlina czy Tokio ukazać Boże Narodzenie inaczej niż ze żłobem i pasterzami w polu, którzy trzymali straż nad swoją trzodą (por. Mt 2, 7-8).
Mistagogię donbaskich gości w tajemnicę Rizdwa warto rozpoczynać od kolędy „Dywnaja nowyna”, w której podkreśla się „rustykalność” wcielenia: „Nyni Diwa Syna porodyła w Wyfłejemi, Marija jedyna. Ne w carśkij pałati, a meży bydliaty, u pustyni, u jaskini, ce treba wsim znaty”. A nad tym jak zainteresować współczesnych nie tylko z poradzieckiego Donbasu Jezusem, który „zbawi swój lud od jego grzechów”(Mt1, 21), głowią się najtęższe umysły różnych Kościołów. Bez nadzwyczajnych recept.
P.S. Rasewycz konkluduje: „Rzadkie wyprawy młodzieży do Doniecka «z misją kulturowo-wychowawczą» często kończyły się zwyczajnymi nieporozumieniami: na przykład życzeniem przyjazdu z szopką wielkanocną (sic! w oryg. „z Wertepom”) latem, bo wtedy jest ciepło i kwitną róże”. Jeśli nadal trzymać się będziemy kalendarza juliańskiego, to nastanie czas świętowania Bożego Narodzenia latem.