Czy przyszedł moment, by
porzucić wszelką nadzieję na ocalenie autentycznego znaczenia słowa „ruski”? Bo
jeśli pierwszy zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” Jarosław Kurski
pierogi ruskie nierozłącznie łączy z tymi, których „nikt nie prosił, same
przyszły”, to w kim szukać sojusznika? Konsternacja młodej kelnerki z
krakowskiego Rynku, która nie zrozumiała dowcipu, jest dla dziennikarza
najlepszym dowodem, że niepodległość stała się dla młodego pokolenia Polaków
czymś oczywistym: „dla mnie niepodległość najpełniej wyraziła się tym, że
dziewczyna urodzona po 1989 r. nie rozumie dowcipu «kto prosił ruskie». Oto rodzi się druga generacja Polaków,
dla których wolność jest jak powietrze – bez barwy i zapachu. Po prostu jest”.(„Ruskie
a niepodległość”, „GW” 9-11.11. 2013)
A zaledwie
kilka miesięcy temu w redagowanej przez Kurskiego gazecie ukazał się artykuł, w
którym historyk ubolewał: „Coraz
rzadziej się pamięta, że słowo "ruski" oznacza tyle co odnoszący się
do Rusi Kijowskiej lub do wschodniosłowiańskich ziem Korony zwanych Rusią, w
praktyce więc do terytorium obecnej Ukrainy. To język ukraiński jeszcze
kilkadziesiąt lat temu nazywano ruskim. Rosja zaś aż do XIX w. była określana
jako Moskwa, co
miało swoje znaczenie polityczne”. ”(Łukasz Adamski„ „Nie świętujmy plugawych
zwycięstw!”, „Gazeta Wyborcza” 28.09. 2012).
Sam Kurski
wyznaje, że opowiadając stary peerelowski dowcip chciał „się wydać zabawny, a
wydał się żałosny”. Nie chodzi mi o ponuractwo, ale o to, by do tej „drugiej
generacji Polaków”, która niezbyt entuzjastycznie zgłębia własną historię
narodową, nawet w dowcipach zwracać się w sposób, który nie utrwali stereotypów
i deprecjonującego traktowania sąsiadów jako jednej masy „ruskich”.
Temat pierogów
jest nieśmiertelny. Nic nie stracił na aktualności i ten list opublikowany w
„Tygodniku Powszechnym” w październiku 2000 r.
Pierogi a sprawy
międzynarodowe
Swój artykuł pt. „Bliny w Tokio” poświęcony stosunkom
rosyjsko-japońskim, Piotr Bernardyn kończy akcentem gastronomicznym(„TP” nr
38/2000). Powołując się na korespondencję z japońskiej gazety, mówiącą o
wielkiej popularności japońskiej kuchni w Moskwie, pan Bernardyn konkluduje: „Pozostaje skłonić Japończyków do polubienia
blinów, barszczu i ruskich pierogów...”. Bliny to strzał w dziesiątkę: są
one typową rosyjską potrawą. Ale co z barszczem? Ma być biały czy czerwony, z
krokietem czy bez? Myślę, że Autor miał na myśli barszcz ukraiński, ale tej
potrawy, w pełnym brzmieniu nie mógł
jednak wprowadzić do swojej wersji rosyjskiego menu. Co innego z pierogami
ruskimi – przecież to takie oczywiste.
Na jednym z lubelskich bazarów jakiś polski handlowiec,
najwidoczniej zmęczony konkurencją, okrasił swój szyld następującą reklamą: „Taniej jak u Rosjan”. Rosjan na tym bazarze trzeba szukać ze
świeczką. Handlują na nim głównie Ukraińcy, ale także Białorusini, Ormianie i
przedstawiciele innych narodów byłego ZSRR, czyli ludzie, których 99 procent
Polaków odwiedzających bazary określa mianem Ruscy. Ten polski handlowiec musiał jednak czuć, że słowo ruski, poza kulinarnym kontekstem
pierogów, nie nadaje się na oficjalny napis. Poszedł więc po linii
najmniejszego oporu i najniższych kosztów. Sądził zapewne, że zastępuje
popularne określenie normatywnym terminem. Szkoda, że pan Bernardyn,
uniwersytecki specjalista od Dalekiego Wschodu, w tym co dotyczy najbliższego
Wschodu ulega tej masowej, bazarowej urawniłowce. Barszcz, w jakiejkolwiek
postaci, z tego co wiem jako zwykły konsument, nie jest typową rosyjską
potrawą. A pierogi ruskie są żelazną pozycją w każdej, ale polskiej książce
kucharskiej, bowiem określenie ruski, termin dziś historyczny, odnosi się do
świata ukraińskiego i białoruskiego, a w danym przypadku do Ukraińców, którzy
swą pasją do pierogów zarazili kiedyś Polaków. Zamiast tych dwóch smacznych
potraw pan Bernardyn mógł był wymienić choćby kotlet à la Pożarski i boeuf Strogonow, skądinąd także znane w Polsce.
Cały ten, ktoś mógłby powiedzieć kuchenny problem, przybiera
czasem poważną formę. W książce „Przekroczyć próg nadziei”, w rozdziale poświęconym ekumenizmowi (22) Jan Paweł II, w dosyć
skomplikowanym fragmencie, pisze: „Unia Brzeska w 1596 r. stała się początkiem
dziejów Kościoła wschodniego, który dziś nazywa się Kościołem katolickim
obrządku bizantyńsko-ukraińskiego. Wtedy był to Kościół przede wszystkim
ludności ruskiej i białoruskiej”. Słowo ruskiej
okazało się kamieniem upadku dla wielu tłumaczy. Wyszło na to, że
Kościół Unicki był Kościołem ludności rosyjskiej. Punktem wyjścia dla
przekładu powinno być łacińskie rutheno ,
a tak ignorancja tłumaczy i redaktorów wydań pogłębiła w milionach egzemplarzy
i bez tego mgliste pojęcie reszty świata o wschodnich Słowianach i ich
historii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz