Irracjonalny strach wielu mieszkańców wschodniej Ukrainy
przed „benderowcami”, wywołany i podtrzymywany przez rosyjską i prorosyjską
propagandę, nie dziwi. Tak samo jak ich lęki przed złowrogim Zachodem,
czyhającym na zagarnięcie kwitnących na powierzchni i przepełnionych
wewnętrznym bogactwem ziem. Dziewięćdziesiąt procent mieszkańców wschodnich
obwodów nigdy tam nie było. Za to dziwi, wręcz zdumiewa to, co mówi ks. dr
Michał Bajcar, sędzią Sądu Arcybiskupiego we Lwowie, proboszcz parafii rzymskokatolickiej
pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Gródku Jagiellońskim na Ukrainie. Na
oryginalnie zadane pytanie dziennikarza „Naszego Dziennika” – „Z tego, co Ksiądz mówi, idee nacjonalizmu ukraińskiego zwłaszcza na
zachodniej Ukrainie przeżywają renesans. Czy tak…?” pada odpowiedź: „Wydawałoby się, że wraz z odejściem pokolenia przesiedleńców po Akcji
Wisła nacjonalizm zacznie się wykruszać, tymczasem nic bardziej mylnego, palono
urzędy państwowe, nawiasem mówiąc – spłonęło siedem budynków, w tym prokuratura
i siedziba policji, pokazały, że nacjonalizm wciąż głęboko tkwi w sercach wielu
Ukraińców, mało tego – niebezpiecznie rozwija się w młodym pokoleniu”. Tej
ignorancji księdza doktora można zaradzić lekturą uczciwie napisanej pracy
historycznej, która odróżnia deportacje od tak zwanych repatriacji.
Trudniej będzie przezwyciężyć w sobie poczucie wyższości w stosunku do
Ukraińców, którzy, znowu w odpowiedzi na pytanie-majstersztyk: „Można zatem powiedzieć, że w pojęciu Ukraińców UE
ma być prezentem, który im się należy?”, według kapłana „dokładnie tak myślą” i
„chcieliby, żeby ktoś wykonał za nich całą
pracę, a samo członkostwo w strukturach miałoby dla nich być właśnie prezentem,
który sprawi, że z dnia na dzień poprawi się materialny poziom ich życia”. Można
zrozumieć zmęczenie ks. Bajcara nierozstrzygniętymi sprawami własności
kościołów i budynków parafialnych, ale twierdzenie, że „Czynnikiem, który wyzwala i potęguje wrogie
nastawienie do Polaków i wszelkich przejawów polskości, jest Cerkiew Greckokatolicka.
W tym środowisku tkwi i jest podtrzymywane centrum nacjonalizmu ukraińskiego, a
więc to, co my, Polacy, zamieszkujący na Ukrainie uważamy za najbardziej
groźne” , brzmi jak spolszczenie wypowiedzi któregoś z dyżurnych propagandystów
Patriarchatu Moskiewskiego.
Wewnętrznie sprzeczne jest krytykowanie
braku w społeczeństwie ukraińskim instynktu państwowotwórczego i zarzut, że w „żadnym
dokumencie ukraińskim nie jest napisane, jakiej kto jest narodowości”.
Szokuje stawianie
przez księdza Bajcara Rosji jako przykładu kraju dbającego o swoją mniejszość:
„Moje odczucia nie są wcale odosobnione, bo dotyczy to także innych Polaków,
ale także przedstawicieli innych mniejszości narodowych jak chociażby: Węgrów,
Słowaków czy nawet Rosjan. Owszem Rosjanie mogą sobie pozwolić na więcej, bo
mają za sobą Moskwę, która w każdej chwili może wkroczyć z działaniami
wojennymi i wymusić odpowiednie traktowanie. Za nami niestety nie ma kto
stanąć, w tej sytuacji jesteśmy zdani sami na siebie”. Receptą na rozwiązanie
problemów polskiej mniejszości ma być zdecydowana postawa polskich władz, wręcz
postawienie Ukraińców pod ścianą: „Gdyby polskie władze postawiły sprawę jasno
i zdecydowanie, Ukraińcy nie mieliby wyjścia, w pewnych kwestiach musieliby się
podporządkować i pójść na ustępstwa”. Czy mówienie o „interesach
obywateli mieszkujących także poza granicami kraju, w tym wypadku na Kresach
dawnej Rzeczypospolitej” jest przejęzyczeniem, figurą retoryczną czy
nieświadomym nawoływaniem do kopiowania metod Kremla, rozdającego rosyjskie
paszporty obywatelom „bliskiej zagranicy”.
Cały wywiad,
przedrukowany przez portale postrzegające Ukrainę jako największe zło
współczesnej Europy, musiał uradować pewien sąsiedni kraj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz