W otwarciu Synodu Biskupów
Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego (UKGK), który obradował na początku
września w Brzuchowicach pod Lwowem, wzięło udział kilku przedstawicieli
rzymskokatolickich episkopatów Europy i USA. Biskup z Niemiec powiedział, że
jego Kościół przepełniony jest wstydem i bólem z tego powodu, że nie może
niczego zmienić w aktualnej sytuacji na Ukrainie. Dodał, że niemieccy biskupi
potępiają aneksję Krymu i wzywają swoich polityków, by przypominali państwom
sygnatariuszom budapesztańskiego memorandum z 1994 r. o ich odpowiedzialności
za niepodległość i terytorialną integralność Ukrainy. Przedstawiciel episkopatu
Francji przyznał, że w ciągu kilkudziesięciu lat ciężkich doświadczeń UKGK, gdy
prześladowcy zaprzeczali istnieniu grekokatolików, głosy solidarności i
jedności ze strony francuskich katolików były odosobnione. Italo-albański biskup Lungro w imieniu
episkopatu Włoch zapewnił, że tamtejsi biskupi gotowi są rozpatrzeć kolejne dotyczące
duszpasterstwa wnioski i prośby ze strony wielotysięcznej greckokatolickiej
emigracji. Biskup zamojski Marian Rojek przypomniał wspólne orędzie biskupów
Polski i Ukrainy z 2013 roku, cytując słowa o tym, że „nienawiść i przemoc
zawsze jest degradacją człowieka i narodu, przebaczenie, braterstwo,
współczucie, pomoc i miłość stają się natomiast trwałym i godnym fundamentem
kultury współżycia ludzkiego”. Wszyscy zagraniczni goście synodu wyrażali
solidarność z Ukrainą i zapewniali o modlitwach w intencji pokoju.
Arcybiskup
Mieczysław Mokrzycki, rzymskokatolicki metropolita lwowski, po zaproponowaniu
wspólnego duchowego wsparcia Ukrainy i jej mieszkańców w sytuacji toczącej się
wojny, poruszył sprawę świątyń rzymskokatolickich, które po ogłoszeniu
niepodległości Ukrainy, przy pomocy władzy, ale bez zgody historycznych
właścicieli – Kościoła rzymskokatolickiego, czy wbrew jego woli, „przeszły w
użytkowanie Kościoła katolickiego obrządku bizantyńskiego”. Hierarcha wspomniał
o kościołach Matki Bożej Gromnicznej we Lwowie i pw. Narodzenia NMP w Komarnie.
Czekając na podjęcie przez greckokatolickich biskupów konkretnych kroków w celu zwrotu wspomnianych
świątyń i zaprzestania dyskryminacji łacińskich wiernych przez wschodnich
duchownych, abp Mokrzycki wyraził nadzieję, że „niezakończonych spraw nie
trzeba będzie przedstawiać Ojcu Świętemu w czasie wizyty ad limina”.
Gdy
rzymskokatolicki hierarcha zwracał się do Synodu UKGK, we Lwowie trwały obrady
międzynarodowej konferencji nt. „Ecclesia Leopoliensis. Kościoły Lwowa i archidiecezji
lwowskiej obrz. łacińskiego: historia, tradycja i dzień dzisiejszy”. W
rezolucji jej uczestnicy wyrażają zaniepokojenie sytuacją rzymskokatolickich
świątyń archidiecezji lwowskiej, krytykując zarówno władze państwowe, z
podaniem konkretnych zarzutów, jak i Kościół greckokatolicki, za wspomniane
wyżej problemy ze Lwowa i Komarna. Sygnatariusze rezolucji oświadczają: «Wielką
szkodę moralną wyrządza nauczanie hierarchów greckokatolickich, zachęcające
wiernych do zajmowania świątyń łacińskich w ramach zadośćuczynienia za „krzywdy
i niesprawiedliwość” wyzysku kolonialnego. Brak szacunku dla cudzej własności
prowadzi do przeciwstawienia się jednoznacznym nakazom Boskim zawartym w 7 i 10
Przykazaniu Dekalogu». Rezolucja jednoznacznie stwierdza,
że aktualna sytuacja stawia pod znakiem zapytania autentyczność europejskich
aspiracji Ukrainy.
Kwestia lwowskich
świątyń rzymskokatolickich nie jest czymś nowym. W reakcji na wywiad
metropolity Mokrzyckiego dla telewizji Polonia pisałem już o tym - http://www.cerkiew.net.pl/Wiadomosci/wiadomoscjedna.php?polaczenie=wiad_1317661887&cerkiew=cerkiew.
Co do meritum synodalnych pretensji lwowskiego metropolity, jako grekokatolik z
Polski nie mogę się doczekać dnia, gdy w Komarnie i obok jego siedziby wygasną
ogniska niezgody. Po pierwsze dlatego, że jest to wymóg elementarnej
sprawiedliwości. Po drugie z tego względu, że ukraińskie problemy bolesnym
rykoszetem uderzają najmocniej właśnie w grekokatolików w Polsce, gdzie abp
Mokrzycki osobiście o tym mówi podczas częstych odwiedzin. Zdaję sobie jednak
sprawę, że dla biskupów greckokatolickich to niełatwe zadanie. Poprzedni
zwierzchnik UKGK kard. Lubomyr Huzar mówił o tym kilka lat temu w wywiadzie dla
KAI: „Ze strony niektórych wiernych i
duchownych mojego Kościoła można spotkać się z dystansem a nawet oznakami
niechęci wobec inicjatywy pojednania. Na przykład w Komarnie miejscowi
grekokatolicy nie chcą dopuścić, aby wierni obrządku łacińskiego korzystali z
ich świątyni. Jest to dla mnie zachowanie zupełnie irracjonalne. Wierni nie
chcą ustąpić, mimo że w tej sprawie rozmawiali z nimi miejscowi biskupi,
grecko- i rzymskokatolicki, a także osobiście nuncjusz apostolski na Ukrainie”.
Wspomniana irracjonalność to niestety częste źródło problemów. Czego wymagać od
ukraińskich hierarchów, skoro nawet w Polsce, w porównaniu z Ukrainą tej oazie
religijnego spokoju, dochodzi do sytuacji, gdy wierni, nie zgadzając się z
jakąś – najczęściej personalną – decyzją swego biskupa, blokują kościół
parafialny, plebanię, bywa że przetrzymując w niej kapłana? Takie konflikty tlą
się miesiącami. W Ukrainie dochodzi czynnik ryzyka ingerencji sekt, które
podając się za „prawdziwych grekokatolików”, wykorzystują każdą konfliktową
sytuację.
W prawicowych
mediach nurtu neoendeckiego, w aktualnej sytuacji jawnie prorosyjskich, słychać
narzekanie, że w Polsce przemilczano rezolucję uczestników lwowskiej
konferencji. Także wystąpienie abp. Mokrzyckiego nie spotkało się ze szczególnym
oddźwiękiem. To samo trzeba powiedzieć o przemówieniach innych łacińskich
hierarchów, z których samokrytyczny głos przedstawiciela Francji był czymś
nieoczekiwanym. A może powodem powściągliwości polskich mediów głównego nurtu
było jeśli nie zażenowanie, to przynajmniej zakłopotanie treścią wystąpienia
lwowskiego hierarchy. I opuszczając zasłonę milczenia nad jego słowami, nie
wspomniano i o zagranicznych gościach. Argument, że nie czas, by poruszać sprawę
własności świątyń można zbić twierdzeniem, że nigdy nie ma idealnych warunków
do rozwiązywania trudnych problemów. Ale Ukraina we wrześniu 2014 roku jest
państwem, które militarnie zaatakował nieobliczalny sąsiad, a skutkiem tej
agresji są także nie tylko materialne, ale i osobowe represje zarówno wobec
grekokatolików, jak i rzymskich katolików w Donbasie. Zrobienie w takiej
sytuacji głównym motywem swego wystąpienia przed greckokatolickimi hierarchami
kwestii majątkowych jest czymś zadziwiającym. A jak dyplomatycznie nazwać słowa
o nadziei, że o wszystkim nie trzeba będzie informować papieża podczas wizyty
ad limina?
Rezolucja
uczestników lwowskiej konferencji przez swój mentorski ton, sześciokrotne akcentowanie
na niespełnianiu przez ukraińskie władze i grekokatolików europejskich norm i podkreślanie, że prawa
religijne, kulturalne i oświatowe w „naturalny sposób wynikają z cywilizacji
łacińskiej”, wywoła skutek przeciwny do zamierzonego. Trudno oprzeć się wrażeniu,
że redagował ją ktoś z neofickim kompleksem wyższości wobec Wschodu. Nie dziwi
to, że swój podpis złożył pod nią badacz, który przeszedł radykalną metamorfozę.
Od historyka, który metropolitę Szeptyckiego nazywał wybitnym hierarchą, do
propagandzisty, który określił go upiorem zagubionym w stadzie. Co skłoniło do
tego ludzi, którzy wiele zrobili i nadal robią dla dialogu polsko-ukraińskiego?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz