Po podpisaniu przez
papieża Franciszka i patriarchę Cyryla wspólnej deklaracji przyszedł czas na
praktyczne działania. Metropolita Hilarion, postać numer dwa w Patriarchacie Moskiewskim,
w wywiadzie dla agencji Interfax mówi o wzajemnej wymianie relikwii między
katolikami i prawosławnymi: „Myślę, że gdyby relikwie świętych czczonych w
naszym Kościele, a znajdujące się u katolików, były przywożone do Rosji, to
nasi wierni przyjęliby je z wielkim duchowym uniesieniem. I oczywiście możliwy jest
tu ruch w przeciwnym kierunku – relikwie Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego
mogą na jakiś czas trafiać na Zachód, by mogli uczcić je wierni Kościoła
katolickiego”.
To racjonalne podejście. Koncentracja
na relikwiach jest ekumenicznym fenomenem w naszej części Europy. Ekspansji
tego zjawiska sprzyja także papież Franciszek, sprowadzając choćby ostatnio do
Rzymu, doczesne szczątki świętego Ojca Pio.
W sytuacji rosyjskiego
prawosławia jest to szczególnie skuteczny i niezbędny środek wzbudzania
duchowego uniesienia. Jak zauważył ukraiński komentator Anatolij Babinskyj, na
najważniejsze muzułmańskie święto Kurban Bajram przychodzi w Moskwie więcej
wiernych, niż prawosławnych na Paschę. W tej konkurencji można wygrać tylko
dzięki relikwiom, co pokazało sprowadzenie do Rosji pasa Bogurodzicy w 2011
roku. Kilkaset tysięcy ludzi w Moskwie, kilometrowe kolejki, specjalne wejścia
dla VIP-ów. I słowa zachwytu z ust hierarchów.
Dla przeprowadzającego
wywiad dziennikarza działania grekokatolików na Ukrainie są „głównym problemem
w stosunkach między dwoma Kościołami”. Metropolita Hilarion nie wyklucza
powołania wspólnej komisji, która „pomogłaby rozwiązać problem unii”. I wraca
do początku lat 90., gdy działała Komisja Czterostronna, która miała rozwiązać
konflikty o budynki cerkiewne na Zachodniej Ukrainie. Strona greckokatolicka, robi
zarzut prawosławny hierarcha, zerwała te rozmowy. Według niego „wytłumaczeniem
jest to, że oni w ogóle nie chcą podążać drogą, którą wytyczyli dziś papież i
patriarcha we wspólnej deklaracji”.
W oświadczeniu z 19 marca
1990 roku strona greckokatolicka, biskupi z podziemnego Kościoła, napisała, że
powodem zerwania rozmów była „stała odmowa ze strony Patriarchatu Moskiewskiego
uznania jako niekanonicznego pseudosoboru z roku 1946 we Lwowie”. Greckokatoliccy
władycy oświadczali, że „dopóki Rosyjski Kościół Prawosławny nie będzie gotów
uznać Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego jako instytucji i osoby prawnej,
a nie tylko jako grupy grekokatolików, i tak długo, jak Komisja Czterostronna
nie będzie gotowa rozwiązywać istotne kwestie, tak długo nie widzimy potrzeby
kontynuowania prac”.
Charakterystyczne, że rosyjski
hierarcha wraca do czasów, gdy istniał jeszcze Związek Radziecki, do epoki, w której
totalitarne państwo gnębiło chrześcijan, którzy nie chcieli ukorzyć się przed
świecką władzą.
We wspólnej deklaracji z Hawany
mówi się o prawie do istnienia „wspólnot kościelnych” powstałych w efekcie
oderwania „od swego Kościoła”. Wykorzystany tu dokument Międzynarodowej Komisji
Mieszanej do dialogu teologicznego między Kościołem rzymskokatolickim i
Kościołem prawosławnym z Balamand z roku
1993 mówi w punkcie trzecim: „Jeśli chodzi o wschodnie Kościoły katolickie,
jest rzeczą jasną, że mają one jako część wspólnoty katolickiej, prawo do
istnienia i działania, aby zaspokajać duchowe potrzeby swoich wiernych”. Dla kogoś z zewnątrz to może wydawać się
nadwrażliwością, ale dla grekokatolików „wspólnoty kościelne” w roku 2016 zbyt
mocno kojarzą się z „grupą grekokatolików” z roku 1990, z czasów, gdy watykańscy delegaci podróżowali
na Ukrainę jedynym dostępnym wówczas połączeniem lotniczym. Przez Moskwę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz