niedziela, 14 lutego 2016

Deklaracja naiwności



Wołodymyr Panczenko, członek Inicjatywnej Grupy „Pierwszego grudnia”, skupiającej kilkunastu cieszących się moralnym autorytetem przedstawicieli ukraińskiej inteligencji, tak rozpoczyna swój artykuł o aktualnych problemach z Donbasem:

„Bogdan Chmielnicki myślał, że Ugoda Perejasławska jest wojskowo-polityczną unią, która obroni państwo kozackie przed apetytami sąsiadów.

Leonid Kuczma myślał, że Memorandum Budapesztańskie da Ukrainie gwarancje bezpieczeństwa i integralności terytorialnej. 

Petro Poroszenko myśli, że «porozumienia mińskie»” są drogą do pokoju i jedności państwa.

Nasze iluzje i zaufanie tak często wiodły do ciężkich porażek, że najwyższy czas na opamiętanie. Mieliśmy się za «chytrych», ale okazywało się, że chytrzejsi są inni”.

Papież Franciszek myśli, że podpisał deklarację z hierarchą, który szczerze dzieli jego troskę o los wszystkich chrześcijan i przyszłość świata. Ta iluzja może mieć negatywne konsekwencje przede wszystkim dla Ukrainy, nie mówiąc o kolejnej próbie, której poddano zaufanie grekokatolików do rzymskiej Stolicy Apostolskiej. 

Biskup Rzymu sądził, że jego emisariusze prowadzą głęboko zakonspirowane rozmowy z podobnie jak on niezależnym głową Kościoła. W rzeczywistości rozmawiali z kimś, kto musi pytać świecką władzę o zgodę na takie działania. Wiemy o tym od czasu polsko-rosyjskiego porozumienia z roku 2012. Biskup drohiczyński Tadeusz Pikus: „Kiedy pracowaliśmy nad Wspólnym Przesłaniem, to abp Hilarion, zanim rozpoczęliśmy rozmowy, pytał nas, czy w tym zakresie współpracujemy bezpośrednio z rządem. Zdziwił się gdy odpowiedzieliśmy, że nie. Natomiast w ich sytuacji okazało się to konieczne”. 

W efekcie zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego musi wzywać swoich wiernych, by nie dramatyzować z powodu podpisanej deklaracji i nie przeceniać jej wpływu na życie Kościoła. 
Nie sprawdzi się jednak powiedzenie Roma locuta, causa finita. Rzym został, jak lubili mówić w ukraińskim parlamencie zwolennicy demokracji po doniecku, „wykiwany jak kocięta”. Spadkobiercy osławionej Ostpolitik może i traktują to jak grę.  Innym chodzi o życie. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz