Wołodymyr
Panczenko, członek Inicjatywnej Grupy „Pierwszego grudnia”, skupiającej kilkunastu
cieszących się moralnym autorytetem przedstawicieli ukraińskiej inteligencji,
tak rozpoczyna swój artykuł o aktualnych problemach z Donbasem:
„Bogdan
Chmielnicki myślał, że Ugoda Perejasławska jest wojskowo-polityczną unią, która
obroni państwo kozackie przed apetytami sąsiadów.
Leonid
Kuczma myślał, że Memorandum Budapesztańskie da Ukrainie gwarancje bezpieczeństwa
i integralności terytorialnej.
Petro
Poroszenko myśli, że «porozumienia mińskie»”
są drogą do pokoju i jedności państwa.
Nasze
iluzje i zaufanie tak często wiodły do ciężkich porażek, że najwyższy czas na
opamiętanie. Mieliśmy się za «chytrych»,
ale okazywało się, że chytrzejsi są inni”.
Papież
Franciszek myśli, że podpisał deklarację z hierarchą, który szczerze dzieli
jego troskę o los wszystkich chrześcijan i przyszłość świata. Ta iluzja może
mieć negatywne konsekwencje przede wszystkim dla Ukrainy, nie mówiąc o kolejnej
próbie, której poddano zaufanie grekokatolików do rzymskiej Stolicy
Apostolskiej.
Biskup
Rzymu sądził, że jego emisariusze prowadzą głęboko zakonspirowane rozmowy z
podobnie jak on niezależnym głową Kościoła. W rzeczywistości rozmawiali z kimś,
kto musi pytać świecką władzę o zgodę na takie działania. Wiemy o tym od czasu polsko-rosyjskiego
porozumienia z roku 2012. Biskup drohiczyński Tadeusz Pikus: „Kiedy
pracowaliśmy nad Wspólnym Przesłaniem, to abp Hilarion, zanim rozpoczęliśmy
rozmowy, pytał nas, czy w tym zakresie współpracujemy bezpośrednio z rządem. Zdziwił
się gdy odpowiedzieliśmy, że nie. Natomiast w ich sytuacji okazało się to
konieczne”.
W
efekcie zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego musi wzywać swoich
wiernych, by nie dramatyzować z powodu podpisanej deklaracji i nie przeceniać
jej wpływu na życie Kościoła.
Nie
sprawdzi się jednak powiedzenie Roma locuta, causa finita. Rzym został, jak
lubili mówić w ukraińskim parlamencie zwolennicy demokracji po doniecku, „wykiwany
jak kocięta”. Spadkobiercy osławionej Ostpolitik może i traktują to jak grę. Innym chodzi o życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz