środa, 24 maja 2017

Fatima, Wołyń i Donbas albo "teologia" rachunku krzywd



W najnowszym numerze „Nowej Europy Wschodniej”(3-4/2017) kontynuacja dyskusji o polskiej wersji orientalizmu. Oprócz głosów publicystów i analityków, których w poprzednim numerze skrytykował Adam Balcer, jest  wywiad z prof. Przemysławem Czaplińskim. Poznański literaturoznawca, tłumacz i eseista tak komentuje nazwanie przez sejm zbrodni UPA ludobójstwem: „Wykorzystując Wołyń, Polska oczekuje – dokładnie tak, jak dyktował to [Henryk] Sienkiewicz – aby Ukraina uznała swoje zbrodnie, wyrzekła się swoich «żołnierzy wyklętych» i przyznała Polsce wyższość cywilizacyjną. Dodać do tego można kolonialny stosunek do Ukraińców pracujących w Polsce. A także dzieła takie jak film Wołyń, które – w oficjalnej wykładni,  niekoniecznie zgodnej z wolą reżysera – nabierają charakteru dowodu zbrodni ukraińskich i polskiego męczeństwa. Nie dziwi więc, że kiedy aktualny rząd odmawia wsparcia obchodów siedemdziesiątej rocznicy akcji «Wisła», zyskuje poparcie społeczne. Oznacza to, że dążenie do wzmocnienia Ukrainy przestało być strategicznym celem polskiej polityki wschodniej. I choć trudno powiedzieć, co nim w ogóle jest, to jedno wydaje się pewne: większość członków rządu «myśli Sienkiewiczem», a nie Giedroyciem”. 

O całkowitym odejściu od linii Giedroycia na pewno nie można mówić w wypadku doradcy ministra spraw zagranicznych RP Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego. Ten politolog rojeniami nazywa przekonanie, że hasło „Lachy za San” będzie instrumentem konsolidacji ukraińskiej sceny politycznej. Zwraca też uwagę na różnicę perspektywy w podejściu do dramatów z czasów II wojny światowej: „Pamięć o konflikcie polsko-zachodnioukraińskim ma jednak wpływ na politykę w Polsce i na Ukrainie. Nad Wisłą świadomość historyczna tego konfliktu ma wymiar narodowy, a nie lokalny. Nad Dnieprem ma wymiar lokalny, bo był to konflikt w pięciu z obecnych dwudziestu pięciu obwodów Ukrainy”. 

Po lekturze dotyczących Ukrainy  tekstów  z „NEW”, które są świadectwem myślenia dalekiego od czarno-białych schematów, rozmowa z rzymskokatolickim arcybiskupem lwowskim Mieczysławem Mokrzyckim („Niedziela”, 21/2017) sprowadza na ziemię. Po opisie dramatów spowodowanych przez wojnę w Donbasie, hierarcha stwierdza: „Moim zdaniem, Ukraina potrzebuje pewnej refleksji i odpowiedzenia sobie na pytanie, dlaczego tak się dzieje. Pan Bóg nie jest Bogiem, który karze swój naród, swoje dzieci, ale daje nam znać, upominając się o swoje prawo miłości do drugiego człowieka. Myślę, że szczególnie ta odpowiedź musi się pojawić teraz, w roku jubileuszu objawień Matki Bożej w Fatimie, która mówiła że komunizm jest karą za grzechy, za odwrócenie się od Boga, ale jednocześnie wzywała do nawrócenia, pokuty i przeproszenia Pana Boga. Na narodzie ukraińskim nadal ciąży grzech ludobójstwa, do którego trudno mu się do tej pory przyznać i z którego trudno się oczyścić, choć było kilka prób takich postaw, m. in. z okazji 70. rocznicy wydarzeń na Wołyniu. Przykładem tego by wspólny komunikat Konferencji Episkopatu Polski, wydany z Synodem Kościoła Greckokatolickiego, i Konferencji Episkopatu Ukrainy Obrządku Łacińskiego. Niestety, nie został on odczytany na Ukrainie. Wyrażam przekonanie, że dopóki ten naród nie wyzna swej winy, nie stanie w prawdzie i nie oczyści się z tego grzechu, nie będzie mógł cieszyć się błogosławieństwem. Mam jednak nadzieję, że rok fatimski przyczyni się do uświadomienia, iż brak pokoju na Ukrainie domaga się tego gestu, na który czekamy z miłości i z miłością. Potrzeba przeproszenia i przebaczenia za ten wielki grzech ludobójstwa. W tym kontekście modlimy się również o nawrócenie Rosji – aby szanowała inne narody”. 

Mam niezbędne doświadczenie. Kilkanaście lat temu na łamach „Błahowista” krytykowałem „teologię” katyńskiej kary za grzech polityki wynaradawiania Ukraińców, wyłożoną w artykule pewnego bazyliańskiego zakonnika w kanadyjskim czasopiśmie. Zacytuję sam siebie: Boga sprowadzono tu do poziomu plemiennego bałwana, który przykładnie karze wrogów, dziesięciokrotną miarą mszcząc nasze ofiary. Nazywając takie myślenie pogańskim można obrazić niektórych pogan. Tragiczna historia II wojny światowej jest dla autora jakimś wyrównaniem polsko-ukraińskich rachunków krzywd”.

„Teologia” kary w hierarchicznej wersji jest subtelniejsza: „Pan Bóg nie jest Bogiem, który karze swój naród, swoje dzieci, ale daje nam znać…”. Jak ponad dziesięć tysięcy śmiertelnych ofiar wojny w Donbasie i ponad milion wewnętrznych uchodźców ma świadczyć o Bożym upominaniu się o „swoje prawo miłości do drugiego człowieka”? Abstrahując od rdzennych i spieszących z „pomocą” dla części rdzennych „ochotników” z Rosji, co zrobić ze śmiercią dwustu dziewięćdziesięciu ośmiu pasażerów malezyjskiego boeinga? Aż tak natarczywie Pan Bóg upomina się o miłość, że muszą zginąć dzieci lecące na wakacje? 

Co zrobić z wypowiedzią byłego papieskiego sekretarza, w której Fatimę i komunizm jako karę za grzechy połączono z nieodpokutowanym grzechem ludobójstwa? Opuścić zasłonę milczenia. 

Określenie „ten naród” w ustach hierarchy, którego posłano do Lwowa, by był wszystkim dla wszystkich, świadczy o dojściu do pewnej granicy.



2 komentarze:

  1. Tekst w punkt. Doskonały. Trudno mi coś dodać. Boli tego rodzaju relatywizm podlany wodą święcona i to u osoby, która niejako "z urzędu" powinna wykazać się większą wrażliwością. Boli szczególnie w dzisiejszych czasach. Zamiast brnąć dalej,może więc podziele się tylko moją ulubioną "zwrotką" Claudio Magris, a reszta niech na razie niech pozostanie milczeniem. "Znajdujemy się wewnątrz kolażu, gdzie nic nie stało się przeszłością i żadna rana się nie zagoiła, w czasie w którym wszystko jest teraźniejszością, otwartą i niegotową, wszystko ze sobą współistnieje i pozostaje współczesne". Pozdrawiam
    Andrzej Chodań

    OdpowiedzUsuń
  2. http://credo.pro/2017/05/183466 :)

    OdpowiedzUsuń