Za nami kulminacja świętowania
700-lecia Lublina. Frekwencja na jubileuszowych obchodach zaskoczyła
organizatorów. O wzrastającej popularności miasta nad Bystrzycą najlepiej świadczą
nowe hotele, budowane także blisko historycznego centrum miasta.
Z chwilą uruchomienia
portu lotniczego Lublin stał się łatwiej dostępny dla zagranicznych gości. Część
z nich, zdecydowanie ci starszej daty, na pewno szuka drukowanych źródeł informacji
o mieście i regionie.
Co znajdują w aktualnie
chyba bezkonkurencyjnym wydaniu oferowanym przez wydawnictwo Gaudium („Lublin.
The Guidebook”, Lublin 2012). Chodzi mi tu, w myśl powiedzenia o koszuli
bliższej ciału, o ukraińskim – w historycznym rozwoju – i wschodniochrześcijańskim
wątku w dziejach miasta i regionu.
Zacznijmy od toponimii. Droga
E72 prowadzi „from Warsaw to Lvov”(s.7), Lublin jest „sister city of Lvov”(s.8),
ale w drugiej połowie XVI wieku Lublin był jednym z najważniejszych ośrodków miejskich
„in the Commonwealth of Two Nations, apart from Vilnius, Gdańsk, Elblg, Toruń,
Poznań, Cracow and Lviv”.
Ulica Ruska w okresie staropolskim „was part of the
commercial tract to Rutland (towards Lvov)”. Znani są „Anglicy z Kołomyi”, ale o podróżujących z
Lublina do Lwowa leżącego w hrabstwie w środkowej Anglii nikt do chwili wydania
„Lublin. The Guidebook” nie słyszał.
Kim byli zakłócający mir
domowy Lublinian w XIII wieku? Na
stronie jedenastej to „Yotvingian and Prussian raids – oraz – Mongolian and
Russian expansion”, na trzydziestej natomiast
„Jadźwings, Lithuanians and Ruthenian princes Daniel and Roman”.
Kto i w jakim stylu
stworzył freski w kaplicy na Zamku? „Russian painter Andrei”(s.37) kierował
pracami nad „Russo-Byzantine wall paintings”(s.12), które pod koniec
przewodnika stają się „Russian Byzantine frescoes”(s.515, 535).
Podpisanie w roku 1596
Unii w Brześciu spowodowało wzrost znaczenia bytu o nazwie „Unitarian Church”(s.14),
ulica Bazylianówka przypomina „the presence of Unitarians”(s.15), prawosławna lubelska
katedra to „originally a Unitarian church”, a w Chełmie oprócz „Barroque
Orthodox and Unitarian church”(s.524) jest „former Unitarian Orthodox Church of
St. Michael”(s.499). I pomyśleć, że jednym z głównych motywów powodujących
prawosławnymi biskupami metropolii kijowskiej, którzy zainicjowali proces
unijny, była obrona wiary w Trójcę Świętą. Unitarianie, zwani w Polsce braćmi
polskimi albo socynianami, odrzucali bóstwo Syna Bożego i Ducha Świętego. W XXI
wieku dzięki Gaudium doczekali się symbolicznego zwycięstwa: chwycili dusze
milionów grekokatolików.
Tłumaczem z języka
polskiego jest jedna osoba. W duecie z wykonawcą „English editor‘s revision” miał
wahania formy jak polscy piłkarze. Nie chodzi tylko o „Lvov” i „Lviv”. Przede
wszystkim o znajomość poprawnej terminologii: „Uniate Church”(s.224), „Uniates”(s.441),
„Uniate monks, the Basilians”(s.71).
Przymiotnik „ruski” też potrafił oddać adekwatnie: „the
most famous Ruthenian families”(s.14), „Lithuanian and Ruthenian roadside”(s.71).
Rusinów nie rusyfikował: „Apart from numerous Jewish minority, Ruthenians […]
also populated and influenced the development of the city”.
Całość, z bezkonkurencyjną
„Rutlandią”, trudno nazwać inaczej jak edytorskim niechlujstwem. Przykro, że ten
chaos firmuje kościelne wydawnictwo.
Marnym pocieszeniem jest
to, że chodzi o zjawisko powszechne. Na stronie lublin.eu kaplicę na Zamku upiększają
„Russian and Byzantine paintings”. Na stronie Muzeum na Zamku są to co prawda
malowidła „Byzantine-Ruthenian”, ale już „master painters Russians led by
Andrzej” byli ich autorami.
Zakładka o wielokulturowości
na lublin.eu ma potencjał łamigłówkowy. Na przełomie XVII i XVII wieku „the Russian community
found here since the Middle Ages was flourishing”. W roku 1588 powstało prawosławne
bractwo. Wreszcie „The size of the Orthodox population rose at the time of the
loss of Polish independence and the Russian occupation”. Aż
dziw bierze, że autor przekładu, niewątpliwie ktoś z jakimś dyplomem, nie miał
żadnych intelektualnych problemów z tym, co napisał. Ci na R byli tu od
Średniowiecza, rozkwitali, ale okupację udało im się uskutecznić dopiero w czasach
rozbiorów. To jakaś forma
masochizmu: wymienić „Russians – obok - Germans, Jews, Armenians, Turks, as
well as French, Scottish, Greek, Dutch and English nationals” i stwierdzić: „integrated
well with the community of Lublin”. Occupation jako dowód dobrej integracji?
W Polsce prawie już zanikło
rozumienie słów Rusin, ruski, ruthenus. Gdy ktoś używa słowa ruski w
historycznym znaczeniu, młody korektor go poprawia, sądząc, że chodzi o
kolokwializm. I tak czytamy w recenzji filmu o Lwowie, że rozmawiano tam przed
wojną po rosyjsku, a według Encyklopedii Katolickiej na Słowacji żyje
mniejszość ros., i Piotr Mohyła kierował Rosyjskim Kościołem Prawosławnym. Słowo
cerkiew to prawie wszędzie orthodox church. I wychodzi potworek: „former
Unitarian Orthodox Church of St. Michael”(s.499), co miało oddać „dawną cerkiew
unicką św. Mikołaja”.
Sprawa tu poruszona to niekończąca
się historia. Inaczej syzyfowa praca
(hhttp://seminarija.pl/archiwum/2-uncategorised/70-dziki-blysk-w-szczece-ukrainca-albo-problemy-z-ruskoscia,
http://www.cerkiew.net.pl/Wiadomosci/wiadomoscjedna.php?polaczenie=wiad_1324329979&cerkiew=cerkiew).
Corocznie jednak, w dzień Pięćdziesiątnicy, wschodni chrześcijanin dostaje
szczególny zastrzyk nadziei, że jeden Duch z wielości języków uczyni narzędzie
jedności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz