piątek, 22 czerwca 2018

De facto agencyjny defekt


Akt 1. Wiadomość  przesłana komunikatorem: „Litości! Znak pokoju między hierarchami rzymsko- i greckokatolickim to NIEPOROZUMIENIE w tekście o ekumenizmie”. Akt 2. Druga wiadomość po kilku minutach: „Pudło! Na pierwszym planie zwierzchnik grekokatolików na Słowacji, za nim Abp Większy Światosław i inni wschodni katolicy”. Błyskawicznie zjawiła się odpowiednia ilustracja do tekstu: trzech hierarchów polowych na jednym zdjęciu, patrząc od lewej strony prawosławny, łacinnik i protestant. 

Akt trzeci jest niezbędny – przynajmniej dla sumienia piszącego  – po lekturze materiału KAI pt. „Katolicyzm w dialogu z luteranami i prawosławnymi” z 21 czerwca 2018 roku. Pierwszą jego ilustracją było zdjęcie z lubelskiej cerkwi greckokatolickiej, moment pocałunku pokoju między zwierzchnikiem UKGK Światosławem Szewczukiem i metropolitą lubelskim abp. Stanisławem Budzikiem, wymieniony podczas Boskiej Liturgii 12 czerwca 2018 roku. Na drugim zdjęciu w procesji szli wschodni, a za nimi łacińscy biskupi. Trzeźwo patrząc na ekumeniczne realia trudno podejrzewać, by kroczyli tam także prawosławni hierarchowie. 

Tekst informuje, że w grudniu 1965 r. doszło do zniesienia „ekskomunik nałożonych w 1954 r., co dało początek tzw. schizmie wschodniej”, że po „Atenagorasie” nowym patriarchą był Dymitr, a w roku 1993 w Balamandzie  z wielkim trudem uzgodniono „jeden wspólny dokument  »Unionizm, dawna metoda poszukiwania jedności a dzisiejsze poszukiwania pełnej komunii«, w którym obie strony potępiły unię jako środek dochodzenia jedności, uznając zarazem prawo unickich Kościołów do istnienia. Mimo daleko idących ustępstw ze strony katolickiej, która de facto potępiła unię, prawosławni uznali, że deklaracja ta nie jest dość stanowcza, gdyż m.in. uznaje istnienie Kościołów unickich”. 

Wstyd poprawiać datę ekskomunik. Gdyby następcą  Athenagorasa był Rosjanin to miałby na  imię Dymitr, a tak był Dimitriosem. 

Co do Balamandu, to uczestnik tego i innych teologicznych spotkań ks. prof. Wacław Hryniewicz przełożył podpisany tam historyczny tak czy inaczej dokument z francuskiego jako „Uniatyzm, metoda unijna przeszłości a obecne poszukiwania pełnej jedności”. Dla lubelskiego ekumenisty „odrzucenie modelu [uniatyzmu] nie oznacza jednak potępienia ludzi ani samych Kościołów unickich, które powstały wskutek unii”, a „wspólne uzgodnienie nie kwestionuje szczerości intencji tych, którzy przystąpili do unii ze stolicą rzymską”. Dokument z Balamand według jego lubelskiego  współautora „wspomina o dążeniu do nawrócenia innych chrześcijan. Stało się ono źródłem prozelityzmu ze strony Kościoła katolickiego, który uczył, że poza nim nie ma zbawienia. Ze swej strony prawosławni także uważali, iż zbawienie można osiągnąć tylko w Kościele prawosławnym”. 

Ukraińscy grekokatolicy razem z innymi wschodnimi katolikami żyją nadzieją, że słowa o stronie katolickiej, która „de facto potępiła unię” nigdy się nie ziszczą. Z drugiej strony niespodziewane wypowiedzi papieża Franciszka, który poddał się panującemu w Watykanie przekonaniu o potrzebie uginania się przed Moskwą i ni stąd ni zowąd potępia uniatyzm na spotkaniu z delegacją Patriarchatu  Moskiewskiego, skłaniają do smutnych refleksji. 

Minęło kilkadziesiąt godzin od publikacji tekstu na stronie internetowej KAI. „Schizma wschodnia” niezmiennie dokonała się w 1954 roku. Materiał bez korekty zamieścił inny, raczej popularny katolicki portal. Pocieszać się tym, że i tak mało kto czyta o „de facto potępionej” przez stronę katolicką unii?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz