Akt 1.
Wiadomość przesłana komunikatorem: „Litości!
Znak pokoju między hierarchami rzymsko- i greckokatolickim to NIEPOROZUMIENIE w
tekście o ekumenizmie”. Akt 2. Druga wiadomość po kilku minutach: „Pudło! Na pierwszym
planie zwierzchnik grekokatolików na Słowacji, za nim Abp Większy Światosław i
inni wschodni katolicy”. Błyskawicznie zjawiła się odpowiednia ilustracja do
tekstu: trzech hierarchów polowych na jednym zdjęciu, patrząc od lewej strony
prawosławny, łacinnik i protestant.
Akt trzeci jest niezbędny
– przynajmniej dla sumienia piszącego –
po lekturze materiału KAI pt. „Katolicyzm w dialogu z luteranami i
prawosławnymi” z 21 czerwca 2018 roku. Pierwszą jego ilustracją było zdjęcie z
lubelskiej cerkwi greckokatolickiej, moment pocałunku pokoju między
zwierzchnikiem UKGK Światosławem Szewczukiem i metropolitą lubelskim abp. Stanisławem
Budzikiem, wymieniony podczas Boskiej Liturgii 12 czerwca 2018 roku. Na drugim
zdjęciu w procesji szli wschodni, a za nimi łacińscy biskupi. Trzeźwo patrząc
na ekumeniczne realia trudno podejrzewać, by kroczyli tam także prawosławni
hierarchowie.
Tekst informuje, że
w grudniu 1965 r. doszło do zniesienia „ekskomunik nałożonych w 1954 r., co
dało początek tzw. schizmie wschodniej”, że po „Atenagorasie” nowym patriarchą
był Dymitr, a w roku 1993 w Balamandzie z wielkim trudem uzgodniono „jeden wspólny
dokument »Unionizm, dawna metoda poszukiwania
jedności a dzisiejsze poszukiwania pełnej komunii«, w którym obie strony potępiły unię jako
środek dochodzenia jedności, uznając zarazem prawo unickich Kościołów do
istnienia. Mimo daleko idących ustępstw ze strony katolickiej, która de facto
potępiła unię, prawosławni uznali, że deklaracja ta nie jest dość stanowcza,
gdyż m.in. uznaje istnienie Kościołów unickich”.
Wstyd poprawiać
datę ekskomunik. Gdyby następcą Athenagorasa
był Rosjanin to miałby na imię Dymitr, a
tak był Dimitriosem.
Co do Balamandu, to
uczestnik tego i innych teologicznych spotkań ks. prof. Wacław Hryniewicz
przełożył podpisany tam historyczny tak czy inaczej dokument z francuskiego jako
„Uniatyzm, metoda unijna przeszłości a obecne poszukiwania pełnej jedności”.
Dla lubelskiego ekumenisty „odrzucenie modelu [uniatyzmu] nie oznacza jednak
potępienia ludzi ani samych Kościołów unickich, które powstały wskutek unii”, a „wspólne
uzgodnienie nie kwestionuje szczerości intencji tych, którzy przystąpili do
unii ze stolicą rzymską”. Dokument z Balamand według jego lubelskiego współautora „wspomina o dążeniu do nawrócenia
innych chrześcijan. Stało się ono źródłem prozelityzmu ze strony Kościoła katolickiego,
który uczył, że poza nim nie ma zbawienia. Ze swej strony prawosławni także
uważali, iż zbawienie można osiągnąć tylko w Kościele prawosławnym”.
Ukraińscy
grekokatolicy razem z innymi wschodnimi katolikami żyją nadzieją, że słowa o
stronie katolickiej, która „de facto potępiła unię” nigdy się nie ziszczą. Z
drugiej strony niespodziewane wypowiedzi papieża Franciszka, który poddał się panującemu
w Watykanie przekonaniu o potrzebie uginania się przed Moskwą i ni stąd ni
zowąd potępia uniatyzm na spotkaniu z delegacją Patriarchatu Moskiewskiego, skłaniają do smutnych
refleksji.
Minęło kilkadziesiąt
godzin od publikacji tekstu na stronie internetowej KAI. „Schizma wschodnia”
niezmiennie dokonała się w 1954 roku. Materiał bez korekty zamieścił inny, raczej
popularny katolicki portal. Pocieszać się tym, że i tak mało kto czyta o „de
facto potępionej” przez stronę katolicką unii?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz