Chełm miał mieć własne H2O o nazwie
„Woda Króla Daniela”. Nie spodobało się to „historykom i osobom chełmskiej
przestrzeni publicznej”. W liście otwartym do prezydenta miasta dostrzegają wagę
przedsięwzięcia w wymiarze ekonomicznym i życzą pomysłodawcom powodzenia. Tyle
łyżki miodu. W beczce dziegciu mowa jest o konsternacji wywołanej nazwą
produktu. Oburzenie rodzi nazywanie Daniela Romanowicza założycielem miasta,
które jest co najmniej o dwa stulecia starsze. Daniel był bowiem agresorem ze
wschodu, kontynuującym najazdy
zainicjowane w roku 981, a pół wieku później Jarosław Mądry „deportował
miejscową ludność (aż w okolice Kijowa), a na jej miejsce sprowadził rusińską,
by w ten sposób zmienić oblicze etniczne tej ziemi”.
Autorzy
listu pytają: „W imię jakich przesłanek polskiej polityki historycznej z
agresora czynić teraz dobroczyńcę i jego imieniem znaczyć jeden z chełmskich
produktów?”. Obawiają się, że nazwa wody „wprowadzi jeszcze głębszy zamęt
pojęciowy i relatywizowanie przeszłości naszego miasta”. Formułują zarzut, który
powinien zapalić czerwoną lampkę w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego: „Zamiast
kształtowania naturalnych skojarzeń z łacińską i polską tradycją Chełma, pojawi
się poważny dysonans poznawczy, zwłaszcza w kontekście lansowanych narracji
historycznych, obcych naszej tożsamości kulturowej. Konsekwencje tego zamysłu
będą zatem bardzo poważne i zdecydowanie nie mieszczące się w interesie
polskiej państwowości”.
Chełmscy
historycy i osoby przestrzeni publicznej
nie powinni poprzestać na liście do prezydenta miasta. Powodowani troską o „naturalne
skojarzenia z łacińską i polską tradycją Chełma” powinni zwrócić się do
metropolity lubelskiego ks. abp. Stanisława Budzika z apelem o rozważenie
celowości oddawania w Sanktuarium Maryjnym na Górze Chełmskiej czci ikonie,
która niewątpliwie pochodzi z Bizancjum. Bo do ikony można odnieść to, co
napisali protestując przeciw „Wodzie Króla Daniela”: „Nie bez znaczenia
pozostawał fakt, że Ruś przyjęła chrzest w obrządku bizantyjskim (988), co
pogłębiało różnice religijne i kulturowe tych terenów”. Trudno odpędzić myśl,
że dla autorów listu w interesie polskiej państwowości leży ujednolicenie oblicza
tej ziemi pod względem etnicznym, religijnym i kulturowym.
„Matka
Boska Chełmska spogląda dziś na nas z otchłani wieków, pamiętająca splendor
cesarskiego Konstantynopola i książęcego Kijowa oraz jego odblask w staroruskim
Chełmie…Modlili się przed nią Rusini – Ukraińcy i Białorusini, modlili się
Polacy i Rosjanie. Broniła na zmianę jednych przed drugimi. Kto dziś ma do niej
prawo? Matka Boska Chełmska, cała w ranach i bliznach, jak tutejsza ziemia, jak
ziemie narodów tragicznie bratnich, Hodegetria, cierpliwie, nieustannie
wskazująca wszystkim Chrystusa”. Tak w roku 2008 pisał w monumentalnym albumie „Ikony
w Polsce. Od średniowiecza do współczesności” ks. Michał Janocha, od kilku lat biskup
pomocniczy warszawski. Jeśli dziś Matka Boska Chełmska ma stanąć w obronie, to
zdrowego rozsądku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz