poniedziałek, 30 maja 2022

Nie tylko włoskie troski

 

Po wpisaniu w najpopularniejszą wyszukiwarkę internetową słowa „nazionalismo” otrzymujemy: nazionalismo significato, nazionalismo ucraino, nazionalismo sinonimo. Poza podium figurują: nazionalismo russo, nazionalismo e patriotismo, nazionalismo italiano.

Zaniepokojeni/zainteresowani ukraińskim nacjonalizmem redaktorzy portalu RaiNews przeprowadzają rozmowę z prof. Simoną Merlo z Uniwersytetu RomaTre, znawczynią współczesnej historii wschodniej Europy. Z tekstu pt. „Wieloaspektowy ukraiński nacjonalizm” włoski odbiorca dowiaduje się, że radykalne ugrupowania odwołujące się do ideologii nacjonalistycznej stanowią  w Ukrainie mniejszość, a tak zwana denazyfikacja to tylko pretekst, który miał usprawiedliwić wojnę  wywołaną przez Putina. Sam toponim Ukraina ma świadczyć o złożonej i pluralistycznej historii tego kraju, bo znaczy „ziemia  na granicy”. Czego? Różnych państw:  „Commonwealth polsko-litewskiego, a później imperium Habsburgów, imperium rosyjskiego oraz otomańskiego”. Trudno dziwić się mglistemu pojęciu o znaczeniu słowa „Ukraina” w głowie Włoszki, skoro jego „kresowa” etymologia ciągle panuje w Polsce. Napisane osiem lat temu nie straciło niestety aktualności - http://bogdanpanczak.blogspot.com/2014/05/kresy-poza-europa.html

Najsilniejsze tendencje nacjonalistyczne występują w zachodniej Ukrainie, przede wszystkim  w Galicji, która pod względem religijnym jest grecko-katolicka, od roku 1596, gdy „kler z tego regionu podjął decyzję o przyłączeniu się do katolicyzmu, bez rezygnacji z liturgii i tradycji bizantyńskiej”. Odkrycie, że Galicja była „robotnikiem jedenastej godziny” i przyłączyła się jako ostatnia do Unii Brzeskiej, jeszcze przed rzymską badaczką.

Generalnie według Simony Merlo „podział między Kościołami i nacjonalistyczny duch, który w nich się przejawia, i to nie tylko w tych prawosławnych, sprawia, że tracą one na znaczeniu”.

Wywody profesor z Roma Tre o Ukrainie są szczytem obiektywizmu w porównaniu z publicystyką znanego watykanisty Marco Polittiego. Na swoim blogu w Il fatto quotidiano.it regularnie  komentuje on wojnę w Ukrainie. Potrafi napisać o niej tekst, w którym ani razu nie wymieni nazwiska prezydenta Rosji, za to skrytykuje państwa bałtyckie i Polskę, za dążenie do zwycięstwa nad Rosją, co doprowadziłoby do „niekontrolowanej i nieodpowiedzialnej spirali eskalacji”, prezydenta Zełenskiego za „totalna kontrolę” nad sferą informacyjną poprzez stworzenie jednego kanału informacyjnego, wicepremier Irynę  Wereszczuk  za słowa o odpowiedzialności wszystkich Rosjan za wojnę  i jej konsekwencje, a to przejaw „ekstremalnego nacjonalizmu, który odrzuca Watykan”. Wojna w dawnej Jugosławii pokazała do czego prowadzi „pozbawiona hamulców nienawiść międzyetniczna”, a „Watykan nie chce brać udziału w powtórce czegoś takiego”. Cały czas chodzi o Ukrainę.

Szczególnie oburzyła Polittiego „smutna ofensywa rządu Zełenskiego przeciwko Drodze Krzyżowej, organizowanej przez Franciszka”, pomimo tego, że Rosjanka „płacząc prosiła ukraińską przyjaciółkę o przebaczenie”. Skąd ten opór? Bo „nic nie powinno wpływać na nacjonalistyczną nienawiść do wrogiej nacji”. Niezmiennie mowa jest o Ukraińcach.

Politti stawia retoryczne pytanie: jakie są geopolityczne cele tej wojny? Nie jest osamotniony w opinii, że to w rzeczywistości „wojna między USA i Rosją, w której Ukraina jest ringiem”. Do drzwi „puka wielka recesja: inflacja, stagnacja, masowe bezrobocie, kryzys żywieniowy dla milionów, migracja ogromnych rzesz ludzi.»Węch ludu«, powiedziałby Franciszek, wymaga, by wiedzieć za co oczekuje się od nas tak wysokiej zapłaty. Za Krym?”. Nie, caro Marco, nie za Krym, ale za to, by cała Ukraina nie stała się Buczą.

Jeden z wykładowców, chyba był Belgiem, w rzymskim Papieskim Instytucie Wschodnim zwykł mawiać „duchowość rosyjska, czyli słowiańska”, „duchowość słowiańska, czyli rosyjska”. Dla Politiego i wielu jemu podobnych na Zachodzie istnienie innych Słowian, przede wszystkim wschodnich, poza Rosjanami, jest jakąś pomyłką historii, ekscesem ukraińskiego nacjonalizmu. Jak widać, wojna jeszcze tego nie zmieniła.  

 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz