21 lat temu, 27 czerwca 2001 r., we Lwowie Jan Paweł II beatyfikował 28 grekokatolików, w tym 27 męczenników. Biskupów, kapłanów, zakonników, zakonnic i świeckiego. Oprócz jednego, ks. Emiliana Kowcza, zamęczonego w niemieckim nazistowskim obozie koncentracyjnym na Majdanku, wszyscy byli ofiarami sowieckiego totalitaryzmu.
Sześć lat wcześniej, w listopadzie 1995 roku, w liście apostolskim wydanym w perspektywie świętowania w roku 1996 400-lecia Unii Brzeskiej, papież przywołał prześladowania, jakich na przestrzeni stuleci zaznał Kościół greckokatolicki ze strony różnych wcieleń imperium rosyjskiego. Pisał, że „cała wspólnota katolicka ze wzruszeniem wspomina ofiary tych prześladowań”, a „męczennicy i wyznawcy wiary Kościoła na Ukrainie dają nam godny podziwu przykład wierności za cenę własnego życia”. Podkreślił, że „uratowali oni godność świata, który zdawał się pogrążony w barbarzyństwie”. W połowie lat 90. XX wieku, gdy Rosja jeszcze nie puchła od petrodolarów i żądzy rewanżu, nikogo nie dziwiło optymistyczne stwierdzenie: „To dziedzictwo cierpienia i chwały stoi dziś wobec historycznego przełomu. Więzienne kajdany zostały skruszone i Ukraiński Kościół Greckokatolicki znów może oddychać powietrzem wolności, znów odgrywa właściwą sobie aktywną rolę w Kościele i w historii”.
Męczennicy, których czci dzisiaj Ukraiński Kościół Greckokatolicki, byli spadkobiercami unii kościelnej, dalekiego od doskonałości sposobu odnowienia jedności eklezjalnej między Wschodem i Zachodem, odważnego aktu położenia kresu wzajemnej wrogości. Ci, których w Ukrainie od czterech miesięcy, a właściwie od ośmiu lat, zabijają Rosjanie, chcą przystąpić do dalekiej od doskonałości, lecz zapobiegającej recydywie krwawej nienawiści, europejskiej unii politycznej, która po przełomie roku 1989, objęła także większość państw i narodów zniewolonych po roku 1945 przez stalinowską Rosję.
Unici kościelni i „unici” polityczni to kość w gardle Moskwy, wyzwanie dla jej barbarzyństwa. Tylko jej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz