W bibliotece nawet
najskromniejszej instytucji oświatowej muszą znaleźć się pozycje, na które
prywatnie szkoda by było pieniędzy. Dziś sprawdziło się to w wypadku „Dwóch
Królestw”, domniemanego acz prawdopodobnego autorstwa błogosławionego biskupa i
męczennika Hryhorija Chomyszyna. Kto zechce zająć się naukowo polskim frontem
wojny hybrydowej toczonej z Ukraińskim Kościołem Greckokatolickim, może
wypożyczyć z seminaryjnej biblioteki wydane przez Wydawnictwo AA, firmowane na
ostatniej stronie okładki przez kulowskie UCRAINICUM i Polonia Christiana
spolszczenie „Dwoch carstw” pióra Michała Siudaka.
Awersja do tego wydania
nie dotyczy jego zasadniczej treści, lecz wstępów – w przypadku jednego
poddanego jednak modyfikacji w porównaniu z ukraińskojęzyczną wersją – i
posłowia, które dla badaczy współczesnych stosunków polsko-ukraińskich i
rzymsko-greckokatolickich są cennym źródłem wiedzy.
Nieuleczalna mania
porównywania oryginału z tłumaczeniem skłoniła mnie do lektury. Na drugiej
stronie spolszczenia (56. rękopisu) czytam: „Nasi patrioci zamiast ratować to,
co było możliwe, czyli na przykład wziąć część Galicji i zdobyć Ukrainę, a
przez to w przyszłości umocnić się i przy dogodnych okolicznościach połączyć
się z Polską, opowiedzieli się przy skrajnie głupim, u nas utartym i złowieszczym
zawołaniu: »Wszystko albo nic, niechaj decyduje żelazo i krew!« Dziś boleśnie
odczuwamy skutki tej decyzji”.
Po prostu miód na serce
tych, którym od ponad roku ukazują błogosławionego Hryhorija jako „Proroka”
Ukrainy. Włączając parlamentarzystów, którzy w specjalnej uchwale Sejmu uczcili
go jako „niestrudzonego głosiciela wartości europejskich wyrastających z
tradycji chrześcijaństwa i cywilizacji łacińskiej”. Już na drugiej stronie
ocalałego tekstu błogosławiony, opisując pracę misji francuskiej (22 lutego – 2
marca 1919), krytykuje maksymalizm Ukraińców i mówi o połączeniu z Polską!
W tekście ukraińskim
czytam w kluczowym fragmencie o tym, by „w majbutnosty skripytysia i pry
dohidnych obstawynach porachuwatysia z Polszczeju”. Wzmocnienie miało służyć w
przyszłości nie „połączeniu”, lecz „policzeniu”, „porachowaniu” się z Polską.
Nie ma znaczenie, czy to
wishfull thinking Siudaka, czy manipulacja redaktora naukowego z „policzenia”
zrobiła „połączenie”. Ważne, że doszedłszy do drugiej strony polskiego
przekładu nie trzeba już iść dalej. Na froncie tej wojny lubują się w
podkładaniu min.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz