Z przebogatej
filozoficznej spuścizny ludzkości jedną z najpopularniejszych zasad jest chyba
brzytwa Ockhama, którą kilka stuleci później ujęto w sformułowanie „Nie należy
mnożyć bytów ponad potrzebę”. Ileż czasu, emocji, energii elektrycznej w sieci
i w bateriach zaoszczędzono by, gdyby w Ministerstwie Spraw Zagranicznych w
czyjejś głowie nie zrodził się pomysł, ostatecznie zaniechany, upiększenia
nowych polskich paszportów wizerunkami obiektów znajdujących się w sąsiednich
państwach?
Może ktoś się zgorszy, ale
niekiedy krzyż jest tym „ponad potrzebę”. Starsi powinni pamiętać te na
oświęcimskim żwirowisku, młodsi ten na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie po
tragedii w Smoleńsku. Od prawie miesiąca do listy krzyży wywołujących zamęt
doszedł postawiony (wmurowany) przez grekokatolików w bieszczadzkiej Łopience, koło cerkwi, która do roku 1947 była
miejscem modlitwy licznie odwiedzanym przez wiernych nie tylko z najbliższych
okolic. Stało się to w sposób „partyzancki”, pod względem formalnym
nieoficjalnie, pod przewodnictwem kapłana, który nie ma żadnego tytułu do duszpasterskiej
działalności w tym regionie. Do tego w kontekście, który opiekujące się tym
miejscem Towarzystwo Karpackie skłonił do wydania oświadczenia apelującego o
uszanowanie ich starań, by sanktuarium w Łopience było miejscem „wolnym od
konfrontacji i politycznych manifestacji”. Sam krzyż, w kolorystyce akceptowalnej
na ikonach prof. Nowosielskiego, zamieniono w stelaż pod zadziwiająca
kompozycję wizerunków o trudnym do zdefiniowania charakterze. Jednym słowem,
kolejny ambaras, z którym zmierzyć się musi arcybiskup Eugeniusz.
Niemniej trudno
zaprzeczyć, że kwestia traktowania greckokatolickiego (unickiego) dziedzictwa
jest otwartym problemem. Od Podlasia do Łemkowszczyzny rozciąga się terytorium
pełne, lepiej lub gorzej, zachowanych materialnych i duchowych pamiątek. Że
świątynia w Łopience była i jest
cerkwią, nikt nie wątpi. Ale kto przede wszystkim w przeszłości do niej
pielgrzymował, okazuje się kwestią decyzji piszącego. W jednym z katolickich
tygodników napisano, że „przez kilkaset lat na odpust przybywały tutaj
wielotysięczne tłumy katolików i grekokatolików z terenów dawnej Polski, Węgier
i Rusi”.
Jeden z konserwatywnych
publicystów na kilkunastu stronach pisze o Unii Brzeskiej jako polskim wkładzie w dzieło przywrócenia
jedności Kościoła, ani razu nie wspominając o Rusinach, bez których nie byłoby
metropolii kijowskiej. O problemach, jakie współczesnym sprawia tożsamość
męczenników unickich z Podlasia mowa jest tutaj http://www.seminarija.pl/2-uncategorised/62-meczennicy-jakiej-sprawy
Bieszczady są w Polsce symbolem
wszystkiego, co najgorsze w stosunkach polsko-ukraińskich. Zamieszanie z
Birczą, pojawiającą się i znikającą na płycie Grobu Nieznanego Żołnierza, „skorygowany”
napis na pomniku milicjantów w Cisnej, odwlekający się demontaż pomnika
generała Świerczewskiego w Jabłonkach (Cisna nie będzie tu wzorem?) sprawiają,
że historia staje się najważniejszą treścią w obcowaniu Polaków i Ukraińców.
Odbudowywane cerkwie niosły nadzieję, że może być inaczej: http://bogdanpanczak.blogspot.com/2013/09/bieszczadzki-trojkat-wskrzeszania.html
Wyjmując łopieńską belkę z
własnego oka pokażemy, że zależy nam na mądrzejszej przyszłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz