Powiedzieć, że stosunki
między środowiskiem kresowian a Ukraińcami, w szczególności tymi należącymi do
Kościoła greckokatolickiego, są napięte, to znaczy uciec się do eufemizmu. O stosunkach
można mówić, gdy obie strony uznają swą podmiotowość i prawo do swobodnego decydowania
o najistotniejszych dla nich sprawach.
Świeżą okazją do
zintensyfikowania awersji do grekokatolików są promocje „Dwóch Królestw”
błogosławionego biskupa Hryhorija Chomyszyna, połączone z wykładem profesora
KUL, który jest spiritus movens wydania zapisków męczennika ze Stanisławowa.
Już pierwsze słowa
działacza kresowego prowadzącego spotkanie w Kędzierzynie-Koźlu potwierdzają
wnioski ukraińskich historyków, którzy dostrzegli w wydaniu „Dwóch Królestw”
próbę dyskredytacji greckokatolickiego hierarchy-symbolu. Błogosławiony
Hryhorij to „nie taki biskup jak abp Szeptycki, to biskup, który opowiadał się
za prawdą, który nie chciał żeby dokonywało się ludobójstwo, żeby Ukrainiec
mordował Polaka, nie chciał żeby doszło do mordów w rodzinach”. To skłoniło,
kontynuował mówca, Patriotyczny Związek Organizacji Kresowych i Kombatanckich
do napisania listu do papieża z apelem o odrzucenie beatyfikacji metropolity Szeptyckiego,
który, choć pochodził z zacnej rodziny i miał brata, polskiego generała, „niestety
Polski się wyparł”.
W wykładzie profesora KUL
padły słowa o „sekcie, która w Kościele greckokatolickim sączy jad banderyzmu”,
o Kościele greckokatolickim, który „w Ukrainie i jeszcze bardziej w Polsce jest
wylęgarnią nacjonalizmu”, o Cerkwi, „która głosi Banderę i nie jest już Cerkwią
z założenia”. A ukraińskie Kościoły doprowadziły do tego, że największy tytuł wzbudzający
powagę od czasów biblijnych, patriarcha, jest czymś śmiesznym: „Mamy pseudopatriarchów:
greckokatolicki bezprawny patriarcha, prawosławny bezprawny patriarcha, tam
jeszcze we wsi jest patriarcha, czyli profanacja. To jest działanie tych sił
wywrotowych, diabelstwa, by powagę Kościoła, państwa, narodu obalić”.
Po przygnebiającym kędzierzyńskim
spektaklu obowiązkowo, w imię ocalenia obrazu kresowianina otwartego na innych,
trzeba sięgnąć do przedśmiertnych zapisków ks. prof. Mieczysława Brzozowskiego
(„Ethos’, 15/16, 1991), wybitnego homilety, rektora Seminarium Lubelskiego w
latach 1983-1991. Urodził się we Lwowie w roku 1933. Wyznał: „cieszyłem się miastem,
kochałem moje miasto. Nie byłem o nie zazdrosny, choć wiedziałem, że było to
również miasto mojej koleżanki Mirki – Ukrainki, i mojej pierwszej w życiu,
dziesięcioletniej sympatii – Rysi, Żydówki”. Wychowywany w religijnej atmosferze
doszedł do przekonania, że „Kościół w jakiejś swojej postaci towarzyszy każdemu
narodowi. Wszak gdy Ukraińcom odbierano ostatnią iskrę nadziei na wolną
ojczyznę – zamykano cerkwie unickie”.
Zaznawszy doli repatrianta
uważał, że „nigdy nie wolno pozbawiać ludzi ich rodzinnej ziemi. Jałta to
symbol usankcjonowanej zbrodni”. Ten wielki polski patriota pod wpływem światłych
nauczycieli w jeleniogórskim liceum i osobistej lektury dojrzał do konstatacji:
„szczególnym obrzydzeniem napawał mnie nacjonalizm o zabarwieniu pozornie
katolickim. Wydawał mi się on o tyle groźniejszy od innych dewiacji, że głosił
nienawiść w imię Krzyża”.
I jeszcze tylko jedno
wyznanie, w którym jest jakaś cząstka doświadczenia greckokatolickich
absolwentów lubelskiego seminarium z lat jego rektorowania: „Dla ludzi innych
wyznań żywiłem duży respekt, zwłaszcza dlatego, że potrafią zachować tożsamość
żyjąc w diasporze”.
W przededniu 100-lecia
Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II wierzę, że z profesorskiego dwugłosu o
Ukrainie i grekokatolikach mocniejsze echo wzbudzą wyznania księdza Mieczysława.
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Czytam właśnie Dwa Królestwa. To dla mnie ciekawa lektura jako Polaka i łacinnika. Mam trochę mieszane uczucia. Nie czas jeszcze na wnioski bo została mi połowa książki. Irytują mnie przypisy. Niemniej uważam, że portret Metropolity wyłaniający się z książki jest trochę wykrzywiony.
OdpowiedzUsuń