środa, 21 sierpnia 2013

Wodewil i hapening. Rzecz o pojednaniu

Słownik terminów dezawuujących akty pojednania polsko-ukraińskiego wzbogacił się ostatnio o dwa nowe określenia: wodewil i happening. Biorąc pod uwagę to, że dla scharakteryzowania działań hierarchów i ludzi świeckich wykorzystali je autorzy czy to zawodowo związani z instytucją kościelną, czy też odwołujący się do chrześcijaństwa, powstała sytuacja paradoksalna.
Prymat w tej dziedzinie dzierży słowo „kicz”, użyte prawdopodobnie po raz pierwszy przez Karolinę Wigurę w książce "Wina narodów. Przebaczenie jako strategia prowadzenia polityki" (Wydawnictwo Naukowe Scholar 2011). Autorka miała na myśli efekty uroczystości w Pawłokomie 13 maja 2006 roku, a raczej brak owoców tego wydarzenia, które „nie wywołało ani w polskiej, ani w ukraińskiej sferze publicznej większej dyskusji”(s.94). W sposób przekonujący polemizował z Wigurą Marek Beylin w tekście „Zbawienna normalność pojednania” („GW”, 23-24.07.2011), pisząc, że „spotkanie w Pawłokomie nie mogło wyznaczać drogi, zadziwiać odwagą. Było jedynie potwierdzeniem tego, co już się wydarzyło”.
„Gazeta Wyborcza” z 13-14 lipca 2013 r. zamieściła tekst ukraińskiego politologa i publicysty Antina Borkowskiego pt. „Mój dziadek zabił Twoją babcię”. Jego ukraińska wersja znana jest od kilku tygodni, ukazała się jako anons nowego numeru kwartalnika „Ji”. Polski przekład był także dostępny na jednym z portali zajmujących się wschodnią Europą. „Wyborcza” dokonała skrótów, wycinając, między innymi, ten fragment: „Od lat po obu stronach granicy moralizatorzy w sutannach przypominają: »przebaczamy i prosimy o przebaczenie«. Ani nie przebaczyli, ani się nie przeprosili. Po co kolekcjonować nieodcięte brzytwą Ockhama wodewile? Jeśli zabijali to zapewne był ktoś, kto zabijał. Jeśli prosimy o wybaczenie – niechby i w różnym czasie – to każdy za grzechy »swoich«. Według głosu sumienia, a nie zgodnie z kanonami MSZ. W przeciwnym razie po wieki nie rozsupłamy tego węzła. Za kogo biskupi prosili o wybaczenie? Za jakichś nieuchwytnych siekierników? Nie proście. Może nie byli Ukraińcami. Lecz jeśli wiecie kto zabił, proście o przebaczenie w ich imieniu. Jeśli wstydzicie się pokrewieństwa – lepiej módlcie się  w ciszy. Nie sprowadzajcie prezydentów i kamer telewizyjnych. Nie bawcie się w chrześcijańską politykę. Bo nie ma chrześcijańskiej polityki – jest polityka chrześcijan. Jeśli prosicie o przebaczenie, powiedzcie na czym polegała wina i wobec kogo. Powtarzanie protokolarnego »przebaczamy i prosimy o przebaczenie« bez wyrzutów sumienia w narodzie – to zniewaga. Oczywiście to nie będzie sprzyjać »politycznie poprawnemu pojednaniu«, ale przecież nie gramy w piłkę”.
Można zrozumieć decyzję redakcji o pominięciu tego fragmentu, bo 27. czerwca w bazyliańskiej cerkwi i 28. w siedzibie episkopatu Polski biskupi powiedzieli „na czym polegała wina i wobec kogo”. Płomienne zarzuty Borkowskiego wobec hierarchów są jednak krzywdzące. Gdy zwierzchnik ukraińskich grekokatolików kardynał Lubomyr Huzar 27 czerwca 2001 r. we Lwowie w obecności Jana Pawła II mówił też o „ciemnych i tragicznych duchowo” momentach w historii UKGK, to poprosił o przebaczenie Boga i tych, których „w jakiś sposób skrzywdziliśmy my, synowie i córki naszego Kościoła”. Huzar nie zna nazwisk tych, którzy zabijali. To sprawa prokuratora. „Synowie i córki” – w języku Kościoła to najmocniejsze samooskarżenie.
Powstaje gryzący dysonans, gdy spod pióra tego samego autora wychodzi strzeliste „nie można wierzyć w Chrystusa do połowy” i zjadliwe „rocznicowe machanie kadzidłami”. Dziwnie czyta się to dwadzieścia lat po zaprzestaniu antyreligijnej indoktrynacji na Ukrainie. Tak na marginesie: „machając kadzidłem” przed czytaniem Ewangelii, kapłan modli się do Władcy kochającego ludzi, by wierni „wkroczyli na drogę życia duchowego, myśląc i czyniąc to”, co podoba się Bogu.
Borkowski potrafi napisać „za grzech niech każdy odpowiada sam” i stwierdzić, że „chrześcijaństwo nie wymaga znalezienia winowajcy – za to chrześcijanin ma siłę, aby przyznać się do winy, wymacać ją pod pozłacanymi warstwami pamięci narodowej”. To wreszcie jak jest – każdy odpowiada sam, czy kopiemy i przyznajemy się do winy przodków. To pokazuje, jak potrzebna jest w Ukrainie kompetentna filozoficzna i teologiczna dyskusja o winie, odpowiedzialności, przebaczeniu i pojednaniu.
Po kiczu i wodewilach czas na happening. Prawa autorskie należą tu do prof. Włodzimierza Osadczego z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. W serwisie KAI jest materiał, w którym lubelski historyk, informując o konferencji naukowej pt. „Nie zabijaj. Kościół wobec ludobójstwa”, powiedział : „Nie chce się wierzyć, że »ludzie Kościoła«, uczeni i autorytety moralne nie posiadają wiedzy nt. okrutnej śmierci ponad 200 kapłanów rzymskokatolickich, kilkudziesięciu greckokatolickich i prawosławnych w toku ludobójczych akcji! Przestała istnieć cała diecezja łucka, wszystkie świątynie wiejskie na jej terenie zostały zniszczone, jednak fakt ten nie przyciąga zainteresowania pojednawczych happeningów odwołujących się do retoryki chrześcijańskiej".
Jakie „pojednawcze happeningi” mógł mieć na myśli profesor z KUL. Wzięcie w cudzysłów „ludzi Kościoła” wyklucza utożsamienie ich z rzymskokatolickimi hierarchami – dla pracownika KUL byłby to akt samobójczy. Prawdopodobnie chodzi o inicjatywę, którą określano jako społeczną, przeprowadzoną przez Polaków i Ukraińców w Łucku, Pawliwce (dawnym Porycku) i Sahryniu 6-7 lipca 2013 roku. Marcin Wojciechowski tak pisał o tym, co odbywało się w Pawliwce: „Uroczystości miały formę modlitwy ekumenicznej z udziałem duchownych prawosławnych, greckokatolickich i rzymskokatolickich. - Przykazanie »Nie zabijaj« jest jasne. Nie wolno szukać usprawiedliwień, by je złamać. Zbrodnia jest zawsze zbrodnią - mówił prawosławny biskup Mychajło, przewodniczący Wołyńskiej Rady Kościołów. Duchowni pozostałych wyznań wzywali do pojednania i przebaczenia”(„GW”, 8.07.2013).
Dziennikarz dostrzegł tu modlitwę ekumeniczną i zapamiętał wezwania do pojednania i przebaczenia. Kto inny, prawdopodobnie to samo wydarzenie, widzi jako „pojednawczy happening”.
W radykalizmie krytyki procesu pojednania Osadczego wiele łączy z Borkowskim: "Jesteśmy świadkami »wyścigów« akcji pojednawczych, w których używa się nadzwyczaj zawiłych logicznych konstrukcji, sięga się po mistrzowskie kazuistyczne formuły, a wszystko po to, by tak się wypowiedzieć, żeby nic nie powiedzieć. Dość często w tym duchu wypowiadają się autorytety nawiązujące do środowisk kościelnych, uczelni katolickich”. W ten sposób „wyścigi” doszlusowują do trzech wyżej wymienionych określeń, którymi – wierzymy, że dobrej wierze – krytykowane jest polsko-ukraińskie pojednanie.
Patriarcha Światosław podczas swojej wizyty wspominał, że stawiał sobie pytanie: co będzie dzień po? Po 11 i 14 lipca, kulminacji 70. rocznicy zbrodni wołyńskiej. Okazuje się, że pracy nie zabraknie. Trzeźwych polityków i publicystów czeka trud oświecenia „pożytecznych idiotów”, wprowadzonych w euforię przez ukraińską piątą kolumnę, wzywająca do potępienia przez Sejm „ludobójstwa”. Ludzi Kościoła greckokatolickiego i  Kościołów prawosławnych nikt nie wyręczy w podwyhu rachunku sumienia. A wszyscy razem, Polacy i Ukraińcy, bez względu na wiarę czy jej brak, takie czy inne wyznanie, muszą umieć wyciągać wnioski z przeszłości i uczyć się na błędach.
15.07.2013
Ks. Bogdan Pańczak
 




  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz