niedziela, 9 marca 2014

Kłamstwo jako fundament bytu



„Sztuka kłamstwa jest stara jak sama Rosja. Custine i Michelet traktowali ją jako jej cechę fundamentalną” – tak rozpoczyna się pierwszy rozdział „Świętej Rusi” Alaina Besançona (wyd. polskie Teologia Polityczna, W-wa 2012). Francuski filozof i historyk, wybitny znawca Rosji, pomaga zrozumieć, że kłamiący w żywe oczy Putin, Ławrow i Czaplin są po prostu wiernymi synami swojego narodu. Za carskich czasów „okłamywano, aby zamaskować klęski. Najpierw cudzoziemców («okłamywanie ich to profesja» – zauważa Custine), następnie siebie samych. Znajdowano sobie rekompensaty:  czystość prawosławia, szeroka dusza, duchowość – i zawsze w ramach rekompensaty pogardzano Europą, zawstydzano ją za jej nieczyste chrześcijaństwo, wąską duszę i materializm”. Dwudzieste stulecie przyniosło nową, „bardziej skomplikowaną wersję tego kłamstwa: kłamstwo komunistyczne. Nie jest ono domeną wyłącznie rosyjską. Jednak to wyszło z Rosji i rozprzestrzeniło się na terenach opanowanych przez komunizm”. Upadł komunizm w Europie. Ale w  Rosji „u władzy pozostają ci sami ludzie co wcześniej”. Niemcy zgodzili się być born again. W Rosji „zrobiono wszystko, aby tak się nie stało. Zamiast uczciwie powrócić do piramidy zbrodni i niegodziwości, po prostu je anulowano. Przykryto je wielkim przedstawieniem carskiego dworu i prawosławnych obrzędów – już dawniej częściowo zanurzonych w kłamstwie, a teraz całkowicie w nim pogrążonych”.
Prawda, według francuskiego filozofa, jest w Rosji ofiarą języka. Z dwóch jej desygnatów, „pravda oznacza nie tylko prawdę, ale i sprawiedliwość oraz posłuszeństwo Bogu, który jest najpierwszym źródłem prawdy i sprawiedliwości”. Natomiast „istina oznacza prawdę pozytywną, faktyczną, taką, która jawi się przed oczami i może być zweryfikowana”. Zniekształcenia tej prawdy potocznej nie mają większego znaczenia, „gdyż ponad nią lśni pravda jako schronienie”. I właśnie to „pozwala Rosjanom kłamać szczerze, z całego serca (co często zauważają cudzoziemcy)”.
Ostatni rozdział swej pracy Besançon zatytułował „Francuskie złudzenia”. Wspomina, że pod wpływem Maritain‘a, uważającego, że „pod lodem sowietyzmu nadal płynie nurt duchowości – rezerwa łaski dla chrześcijaństwa przyszłości” – papież Paweł VI zdecydował, że podczas II Soboru Watykańskiego nie będzie się mówiło o komunizmie, i to „drugie milczenie Kościoła” trwało dwadzieścia lat. Pisze – i ciarki człowieka przechodzą – że Francja, która „napiła się krwi w czasie rewolucji i nie straciła na nią apetytu”, w „ograniczonej, ale wciąż żywej części społeczeństwa”, nie popierała komunizmu „mimo masakr, ale właśnie z ich powodu. Rosja, a następnie Chiny, Wietnam, Kuba, Kambodża, były w ich oczach miejscami świętymi ze względu na przelaną krew”.
„Nie ma żadnego powodu do bycia rusofilem ani rusofobem. Nie jestem ani jednym, ani drugim. Denerwują mnie za to nasze łatwowierność, naiwność i ignorancja” – stwierdza w zakończeniu Besançon. Czy „pokojowa i cywilizacyjna”, według protojereja Czaplina z Patriarchatu Moskiewskiego, misja Rosji na ukraińskim Krymie otrzeźwi bezkrytycznych miłośników „szerokiej duszy”?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz