niedziela, 14 grudnia 2014

Ekumeniczne milczenie



Przed wizytą papieża Franciszka do Parlamentu Europejskiego i Rady Europy w Strasburgu 25 listopada 2014 r. zarówno hierarchowie, jak i politycy zgodnie oczekiwali słów odnoszących się do Ukrainy. Jak podał tygodnik „Niedziela”, „przewodniczący Komisji Episkopatów Wspólnoty Europejskiej (COMECE), metropolita Monachium i Fryzyngi kard. Reinhard Marx liczy na papieskie wezwania do pokoju i pojednania w naszej części świata”. W rozmowie  z niemiecką agencją katolicką KNA purpurat stwierdził: „Ojciec Święty musi zabrać głos także wobec wojny, która toczy się na naszym kontynencie”. Niemiecki kardynał, kontynuował częstochowski tygodnik, „podkreślił, że zwłaszcza teraz, gdy Moskwa wspiera zbrojne działania separatystów w regionie Doniecka i Ługańska, wizyta papieża w Radzie Europy, której członkami są też Rosja i Ukraina, ma szczególne znaczenie”.
Natomiast przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz, pytany przez KNA o ewentualny wpływ przemówienia papieskiego w Radzie Europy na konflikt między Ukrainą a Rosją, powiedział, że w ostatnim okresie Moskwa ciągle łamie prawa narodów, mimo iż jako członek Narodów Zjednoczonych zobowiązała się ich strzec i przestrzegać. Niemiecki socjalista skonstatował: „To jest bardzo przykre i dlatego orędzie Franciszka może być bardzo ważne nie tylko dla katolików, ale też prawosławnych na Ukrainie i w Rosji”.
 Francuski eurodeputowany Jean-Marie Cavada z Ruchu Europejskiego-Francja ( ME-F) oczekiwał, „iż papież przedstawi w Strasburgu orędzie pokoju, a nawet, że pójdzie dalej i zaangażuje się w swego rodzaju konferencję pacyfistów”. Zdaniem polityka obecnie „jesteśmy otoczeni walkami religijnymi”, płynącymi z chęci rozszerzenia władzy. Francuzowi  chodziło  o prezydenta Rosji Putina i jego projekt Eurazji, który „dziś rzuca się szponami i kłami na niepodległość i gospodarkę Ukrainy”.
Nie tylko cytowane osobistości mogły czuć się rozczarowane brakiem w papieskich wystąpieniach odniesień do sytuacji na Ukrainie. Na szczęście kilka dni później, we wspólnej deklaracji biskupa Rzymu i patriarchy ekumenicznego, padły słowa: „Pamiętamy również o wszystkich narodach cierpiących z powodu wojny. Modlimy się szczególnie o pokój na Ukrainie - kraju o dawnej tradycji chrześcijańskiej, i apelujemy do zaangażowanych w konflikt stron o poszukiwanie drogi dialogu i poszanowania prawa międzynarodowego, aby położyć kres konfliktowi i pozwolić wszystkim Ukraińcom żyć w zgodzie”.
W opublikowanym już Liście Bożonarodzeniowym Świętego Soboru Biskupów Świętego Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego  hierarchowie piszą, że z przyjściem Jezusa Chrystusa nastała „epoka pokoju i radości”, która „jako podstawa duchowego spokoju” daje człowiekowi możliwość „odradzania się dzięki tajemnicy objawionej w Betlejem”. Biskupi wzywają do wdzięczności za łaski dane Kościołowi w 2014 roku, wymieniając peregrynacje relikwii cząstki świętego Krzyża Pańskiego i ręki świętej Marii Magdaleny.Ich pobyt ożywił duchowo wielu wiernych naszego Kościoła i przyczynił się do jednoczenia się wokół Kościoła. Świętym relikwiom oddało pokłon około sto tysięcy ludzi”, piszą prawosławni biskupi. Z wydarzeń roku 2014 w Liście wspomniano także stulecie męczeńskiej śmierci świętego kapłana męczennika Maksyma Sandowicza, obchody „nie bez znaczenia dla jedności kościelnej”.
List kończy się ogólnymi życzeniami  „pomocy Bożej w każdym dobrym zamiarze, pokoju, miłości i wzajemnego zrozumienia”.
Pod listem stoją podpisy wszystkich biskupów PAKP w Polsce. Trudno uwierzyć mi w to, że hierarchowie utożsamiający się z mniejszością  ukraińską w Polsce są usatysfakcjonowani treścią listu. Wiedzą przecież, czym żyją ich wierni w Przemyślu, Sanoku czy Lublinie. Oczywiście, hierarchowie utożsamiający się z „rosyjskim światem” nie podpisaliby listu, którego wymowa jednoznacznie wskazywałaby Rosję jako agresora, winnego przelewowi krwi na Ukrainie. Kompromisowym wyjściem byłoby wezwanie do gorącej i nieustannej modlitwy o pokój na Ukrainie,  jak by nie patrzeć, w części objętej wojną, strefie konfliktu między ludźmi należącymi przynajmniej teoretycznie do prawosławia. W efekcie o największym dramacie ostatnich lat nie ma ani słowa. Czyżby „wzajemnego zrozumienia”, którego hierarchowie życzą wiernym, zabrakło im samym w tak oczywistej, zdawałoby się, kwestii, jak wezwanie do modlitwy o pokój na Ukrainie?
Jeden z uciekinierów z Donbasu wyznał dziennikarzowi, że „codziennie walczy z poczuciem zbędności”. Słowa hierarchów różnych Kościołów nie są wszechmocne, ale ich milczenie „zbędni” ludzie (i narody?) mogą odebrać jako dowód obojętności.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz