Instytut Europy Środkowo-Wschodniej
w Lublinie wydał w roku 2001 książkę Anny Krochmal „Konflikt czy współpraca? Relacje
między duchowieństwem łacińskim i greckokatolickim w diecezji przemyskiej w
latach 1918-1939”. W przedostatnim akapicie zakończenia autorka formułuje
wniosek, że wskutek wzrostu tendencji nacjonalistycznych w obydwu społecznościach, niekonsekwentnej polityki władz polskich
wobec mniejszości narodowych i angażowaniu Kościoła łacińskiego w prace nad umacnianiem
polskości kresów, duchowni znaleźli się w dwóch zwalczających się
obozach. Jednak „niewątpliwą zasługą
duchowieństwa obydwu obrządków były starania o powstrzymanie skrajnych
tendencji w życiu politycznym oraz dążność do utrzymania prymatu zasad
chrześcijańskich nad interesami państwa czy narodu”.
Tyle wniosek, niezwykle
istotny, zawodowego historyka. Dochodzi się do niego po lekturze prawie dwustu
stron druku. W dobie prymatu obrazu nad drukowanym słowem ważne jest, co mówi
okładka książki. Pod biegnącymi lekko w poprzek słowami „Konflikt czy
współpraca?” widać fragment obrazu, na którym dwie kobiety składają dłonie w
modlitewnym geście. To niewątpliwie wierne, które należą do tradycji łacińskiej.
Zaś nad tytułem książki widać fragment bez wątpienia ikony. Świadczy o tym
monogram IC XC. Dominującym motywem jest tu topór, uniesiony w tym fotomontażu centralnie
nad modlącymi się niewiastami. Obraz daje prostą odpowiedź na pytanie będące
tytułem książki, jakby przekreślając wysiłek autorki.
Przypomniałem sobie o tym
podczas lektury wywiadu z Grzegorzem Motyką („Noży nie święcili”, „Gazeta
Wyborcza” 24-25.09.2016). Ten najwybitniejszy w Polsce badacz konfliktu
polsko-ukraińskiego w latach 40. XX wieku w napisach końcowych filmu „Wołyń”
wymieniany jest jako konsultant. W wywiadzie mówi, że „to chyba za dużo
powiedziane”, bo kilkakrotnie pytano go o różne kwestie historyczne,
uwzględniając niektóre uwagi, innych zaś nie. Motyka: „Miałem zastrzeżenia do
sceny święcenia noży przez ukraińskiego księdza. Kresowiacy są przekonani, że
takie ceremonie miały miejsce, ale brak na to dowodów”.
Recenzent filmowy „GW” Tadeusz
Sobolewski w tym samym wydaniu gazety („Zło
jak namalowane”) precyzuje: „Z ust prawosławnego księdza padną słowa o tym, że «świat za bardzo przywiązany jest do swoich
ojczyzn, narodów, do swojej własności».
Choć równocześnie inny, zdaje się, greckokatolicki ksiądz święci narzędzia
zabijania”.
W jednym z wielu
udzielonych ostatnio wywiadów Wojciech Smarzowski powiedział: „wychowałem się na
Podkarpaciu, więc o banderowcach swoje się nasłuchałem”. Czy wie, że wiele z
tych opowieści nie ma nic wspólnego z prawdą? O kilku takich manipulacjach
pisałem tu: http://bogdanpanczak.blogspot.com/2013/08/echa-oredzia-woynskie-i-bieszczadzkie.html
Trzydzieści lat temu w Rzymie
Prymas Polski Józef Glemp mówił do ukraińskich biskupów: „Nie wolno nam
podejmować licytacji, kto komu więcej krzywd wyrządził. Do niczego to nie
doprowadzi”. Dziś polski reżyser uważa, że „liczenie ofiar jest istotne
dlatego, żeby o nich pamiętać i żeby odzyskały swoje miejsce w historii” bo „dopiero
wtedy słowa «przepraszamy
i prosimy o wybaczenie» będą
miały wagę”. Chwilą prawdy będzie wejście filmu „Wołyń” na ekrany. Trzydzieści lat
dialogu między Kościołami wobec dwóch godzin przed dziełem najważniejszej ze
sztuk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz