Już pierwsza myśl władyki
Paisjusza, prawosławnego biskupa przemysko-gorlickiego, wypowiedziana po
Liturgii na Świętej Górze Jawor w trzeci dzień paschalnych świąt zmusza szare
komórki do intensywnej pracy: „W 1947
roku zło wygnało naszych ludzi z rodzinnej ziemi – po tułaczce wielu powróciło
aby od nowa zaczynać życie poprzez odbudowę struktur naszej Cerkwi zniszczonych
przez unię”. Wroga chrześcijaństwu, przede wszystkim temu w czystej postaci,
czyli prawosławnemu, Unia Europejska już w 1947 roku podniosła rękę na
prawosławne struktury w Polsce? Na pięć lat przed powstaniem Europejskiej
Wspólnoty Węgla i Stali to jednak niemożliwe.
Może więc kapłan
relacjonujący wystąpienie hierarchy źle go zrozumiał? Liturgię sprawowano pod
namiotem, szalała śnieżyca, było zimno, przemawianie z dobrą dykcją i słuchanie
w takich warunkach jest nie lada wyzwaniem. Wielce prawdopodobne jest, że
władyka, nie tylko modląc się w Duchu i prawdzie, ale i tak przemawiając do
wiernych, w kolokwialnej formie wskazał sprawców nieszczęścia, mówiąc o
strukturach „zniszczonych przez komunę”?
Aparat słuchowy, do którego nieustannie sączy się jad krytyki różnych postaci
unii, nieświadomie mógł transformować
„komunę” w „unię”.
Lektura drugiego zdania:
„Wąż będący symbolem zła w raju, przyjął dzisiaj postać «naszego
brata»…pozbawił
możliwości użytkowania kaplicy lecz nie pozbawił nas Góry Jawor – Bóg nie w
sile a w Prawdzie!” rozwiewa wszelkie wątpliwości. Prawosławny hierarcha, u
którego niedawno zjawiały się wątpliwości odnośnie tego, czy grekokatolicy są w
ogóle chrześcijanami (http://bogdanpanczak.blogspot.com/2016/12/ortodoksyjna-postprawda.html),
kilka dni po okresie Wielkiego Postu, w którym powtarzał wielokrotnie słowa
modlitwy św. Efrema Syryjczyka „O Panie, Królu, pozwól mi widzieć moje grzechy
i nie osądzać brata mego”, grekokatolików porównał do szatana.
Nieustanne powtarzanie
frazy o „Unii Brzeskiej jako największej tragedii dla chrześcijaństwa”,
sprawiło, że prawosławni hierarchowie w Polsce przeoczają nawet zbrodnie
komunistycznego reżimu. Można wymyślić coś bardziej „termobarycznego” od unii
niszczącej prawosławne struktury w 1947 roku?
W roku 2005, na jednym z
posiedzeń sejmowej Komisji Administracji
i Spraw Wewnętrznych poświęconych
spornym kwestiom majątkowym między prawosławnymi i grekokatolikami, posłanka SLD Krystyna Łybacka powiedziała: „Chciałabym
zgłosić wniosek formalny o zakończenie dyskusji. Na pewno nie czujemy się
upoważnieni do rozstrzygania sporu pomiędzy kościołami. Muszę stwierdzić, że
czuję się zażenowana będąc świadkiem tego sporu”. Chichot historii.
Spadkobiercy systemu, który zgotował nam – prawosławnym i grekokatolikom – powojenny deportacyjny los, dają wyraz swego zniesmaczenia naszym brakiem
zdolności do porozumienia.
Jeśli zażenowanie było
adekwatnym określeniem sytuacji z roku 2005, jak nazwać progresującą
deprecjację grekokatolików ze strony biskupa Paisjusza?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz