wtorek, 4 lipca 2017

Sto lat temu w Bieszczadach



W jednej z najpopularniejszych ostatnio polskich piosenek podmiot liryczny komunikuje:
„Czemu na podeszwach butów wnosisz mi do domu brud?/ Mam na myśli wiadomości, plotki - nie uliczny kurz./ Czemu w klapach płaszcza, na nogawkach i we wszystkich szwach/ Znosisz mi do domu strachy, cudzy lament, zamiast róż?/Kto się kłania Moskwie, kto podnóżkiem Ameryki jest,/ Kto ma berło, kto koronę - wielce nie obchodzi mnie. /Nie chcę słuchać tych historii. Pojedźmy do lasu, do gór….”. 

Do jakich gór jedzie się w Polsce, gdy ma się serdecznie dosyć wszystkiego? Odpowiedź jest oczywista. I zachęt nie brakuje. Niedawno w wielotysięcznym nakładzie pewien touroperator, wśród innych atrakcyjnych wakacyjnych destynacji w Polsce, wskazał też Bieszczady. A w nich warte obejrzenia „drewniane kościółki, żeliwne krzyże, majestatyczne filary mostów i zapierające dech w piersiach krajobrazy rozpościerające się z szerokich tarasów widokowych”. Część tych gór, zwana Bieszczadzkim Workiem, to miejsce synergii „dzikiej przyrody, imponujących pejzaży i pamiątek przeszłości, która jeszcze 100 lat temu tętniła życiem pobliskich wsi i gospodarstw”.

Co się stało, że zamarło życie we wsiach i gospodarstwach, że zamilkły organy w drewnianych kościółkach? Co to było 100 lat temu? Aaa, I wojna światowa! Wszystko jasne.

Nowa polityka historyczna i stosunek do mniejszości ukraińskiej przyniosły błyskawiczny efekt. W kwietniu po raz pierwszy w historii demokratycznej Polski władze odmówiły wsparcia obchodów rocznicy, w tym roku okrągłej, Akcji „Wisła”, a już w czerwcu Bieszczady to kraina drewnianych kościółków, która opustoszała 100 lat temu.

Podmiot liryczny może czuć się usatysfakcjonowany. Nikt nie mącił spokoju opowieściami o tych, którzy kłaniali się Moskwie. Nikt nie przypominał o strachach i cudzym lamencie. Akurat tych historii jedni nie chcą słuchać, a inni wolą je przemilczeć.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz