Któryś z hierarchów rzymskokatolickich
w Polsce zażartował kiedyś, że biskup składa się z duszy, ciała i… kalendarza. Kilkaset
parafii do wizytacji, masa innych eklezjalnych ciał, a do tego inauguracje, otwarcia,
opłatki i inne okazje, szczególnie w
okresach wzmożenia religijnego, to pole działania, na którym bez szczegółowego
kalendarium zgubiłby się nawet najbardziej pedantyczny pasterz.
O części hierarchów, w
ujęciu jak najbardziej ekumenicznym, można mówić, że składają się z jeszcze
jednego elementu. Z kalkulatora. Odpowiadając za funkcjonowanie powierzonych im
Kościołów muszą łamać sobie głowę, jak zapewnić funkcjonowanie parafii i innych
niezbędnych ciał w sytuacji, gdy w wielu wypadkach wiernych w przeciętną niedzielę
można policzyć na palcach dwóch rąk. Znają te realia grekokatolicy i
prawosławni w Polsce, łacinnicy na Ukrainie i w Rosji.
Opatrzność jednak czuwa.
Dowodem działalność organizacji charytatywnych, np. niemieckiej Renovabis,
która w przyszłym roku świętować będzie 25-lecie pomocy Kościołom w Europie Środkowo-Wschodniej.
Według informacji KAI „w 2016 r. »Renovabis«
przeznaczyło ok. 26 milionów euro na ponad 770 projektów partnerstwa w krajach
tej części naszego kontynentu. Ponad połowa środków wesprze projekty socjalne i
oświatowe, a ponad jedna trzecia – kościelne dzieła duszpasterskie”. Suma robi wrażenie
– 110 mln zł „głównie ze zbiórek do puszek w całych
Niemczech w ramach tzw. akcji zielonoświątkowej, a także ze środków rządowych”.
Żeby mniejszościowym katolickim
wspólnotom w naszej części Europy nie przyszło do głowy roztkliwiać się nad swoim losem, warto poznać realia
grekokatolików eparchii św. Włodzimierza Wielkiego w Paryżu. Władyka Borys
Gudziak w rozmowie z Andrzejem
Grajewskim („Gość Niedzielny” 26/2017) referuje: „Kiedy przyjechałem [2013], roczny
budżet diecezji na pięć krajów [Francja, Holandia, Belgia, Luksemburg,
Szwajcaria], wynosił 35 tys. euro. Z tego należało pokryć wszystkie wydatki i
utrzymać biskupa. To była najbiedniejsza diecezja greckokatolicka na świecie”.
Suma robi wrażenie, szczególnie w porównaniu z
tą, którą Rosja przeznaczyła na cerkiew i Prawosławne Centrum Duchowe w Paryżu.
Bp Gudziak: „Na jego budowę Kreml wyłożył 174 mln euro. To pokazuje skalę tych
inwestycji oraz rosyjskich interesów we Francji”.
Wrażenie robi też skala środków, jakie płyną
do Polski po wejściu do UE. Pewien bloger ironizuje, że przed akcesją w Polsce trwała
akcja modlitewna o ochronę przed masońską Unią Europejską. Ale gdy okazało się,
jak hojnym jest ona sponsorem, jej inicjator uruchomił studia na kierunku
„zasady pozyskiwania funduszy unijnych”. W efekcie „na naszych
oczach Bruksela stała się najhojniejszym sponsorem Kościoła w Polsce”.
W artykule z roku 2011 „Rzeczpospolita”
informowała, że „dzięki środkom unijnym Kościoły, zakony i związki wyznaniowe
realizują inwestycje warte ponad miliard złotych. Głównie modernizują i
przebudowują obiekty sakralne. Bruksela dołożyła do projektów ok. 750 mln zł”. Rekordzistą
był w tamtym okresie Kościół rzeszowski, który na budowę siedziby Instytutu
Teologiczno-Pastoralnego im. św. Józefa Sebastiana Pelczara w Rzeszowie pozyskał
44 mln zł. A na tak specjalistyczny projekt jak budowa Wyższej Szkoły Filologii
Hebrajskiej w Toruniu Prowincja św. Franciszka z Asyżu Zakonu Braci Mniejszych
– Franciszkanów w Polsce otrzymała z UE 9,7 mln zł.
Gdy chodzi o grekokatolików, to w stu
procentach sprawdzają się te słowa: „W przypadku inwestycji twardych największą
barierą jest zdobycie wkładu własnego oraz właściwe przygotowanie projektu,
przy projektach miękkich to sprawność organizacyjna – uważa ekspert”.
Tylko się cieszyć, że znalazło się źródło
środków na restaurowanie zabytków i budowanie nowych obiektów. Szkoda, że
niektóre z nich, budowane w szczytnych celach, także jako ośrodki pomocy i
współpracy ze Wschodem, przeistaczają się w inne formy, bez wątpienia zacne, jak tylko minie
minimalny czas wymagany przez warunki projektu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz