Papież Franciszek odwiedzi
jutro rzymskie centrum Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego, Sobór Mądrości
Bożej, wzniesiony staraniem patriarchy Josyfa Slipyja, który po osiemnastu
latach syberyjskiego zesłania, chyba wbrew oczekiwaniom sowieckich władz,
zamiast w spokoju dożywać wieku energicznie zabrał się do odradzania życia swego
Kościoła w wolnym świecie. Zapewne odżyją wspomnienia o nim, o wychowawcy młodego
Bergoglio biskupie Stepanie Czmilu, o tragicznej doli grekokatolików w XX
wieku.
Szerszym kontekstem
jutrzejszego wydarzenia, przez niedawne (23 stycznia) wspomnienie męczeństwa
trzynastu wiernych w Pratulinie, jest jednak dola unitów w Królestwie Polskim w
XIX wieku. Zjawiają się kolejne prace naukowe poświęcone tej historii. Dla
lubelskiego naukowca „opór ludności unickiej był zjawiskiem niespotykanym w
skali europejskiej. Ludność greckokatolicka, w ogromnej większości pochodzenia
wiejskiego, często niepiśmienna, potrafiła latami skutecznie sprzeciwiać się energicznym
działaniom biurokratycznego państwa, angażującego znaczne zasoby ludzkie czy
ogromne środki finansowe i często posługującego się niewyobrażalnym terrorem”,
i podczas gdy „ani szlachta, ani duchowieństwo rzymskokatolickie”, doświadczone
ciężkimi represjami po upadku powstania styczniowego, nie przeciwstawiały się
otwarcie carskim władzom, „unici byli jedyną kategorią ludności Królestwa
Polskiego, która masowo i jawnie – aczkolwiek najczęściej biernie –
sprzeciwiała się polityce władz rosyjskich” (Andrzej Szabaciuk, „»Rosyjski Ulster«.
Kwestia chełmska w polityce imperialne Rosji w latach 1863-1915”, Lublin 2013,
s.41-43).
Historyk potrafi dotrzeć do tego, co „się w
duszy grało”. Jeden z wysokich urzędników carskich w Warszawie miał powiedzieć,
a inny zapisał to we wspomnieniach, że „»zjednoczenie« jest niczym innym, jak »kolejną,
uczynioną bezwstydnymi rękoma administracji fikcją, jedną z licznych, które na
długo przeinaczają moralny byt naszego społeczeństwa«”(tamże, s. 35).
Od „zjednoczenia” unitów w Królestwie Polskim z „macierzystym” Rosyjskim
Kościołem Prawosławnym minęło już ponad 140 lat, od tego na lwowskim
pseudosoborze w sowieckiej Ukrainie już
ponad 70. Od „zjednoczenia” Krymu z Rosją mija czwarty rok, i tyle samo trwa wojna
na wschodzie Ukrainy.
George Weigel, sprowokowany wystąpieniem
metropolity Hilariona, postaci numer dwa w Patriarchacie Moskiewskim, który,
odbierając we włoskim Bari doktorat honoris causa od tamtejszego wydziału
teologii, podziękował Stolicy Świętej za jej „wyważone stanowisko odnośnie
aktualnego konfliktu na Ukrainie”, pyta: „Czy ktoś w Watykanie oblał się
rumieńcem wstydu za ten komplement. Wielu wysokich rangą rzymskich dostojników
powinno”( https://www.firstthings.com/web-exclusives/2018/01/equilibrium-and-ignominy).
Amerykański publicysta punktuje, że „wyważone
stanowisko” znaczy odmowę używania słów „inwazja i „aneksja” oraz przemyślaną niechęć
do sięgania po słowo „wojna” na określenie tego, co Rosja robi w Donbasie.
Wskazuje na bezsens, jakim jest unikanie w
kontekście Ukrainy nazywania rzeczy po imieniu, i jednoczesne wzywanie przez
Watykan do rozbrojenia nuklearnego. Ukraina jako jedyne państwo w świecie
pozbyło się broni nuklearnej, uzyskując w 1994 w Memorandum Budapesztańskim gwarancje
bezpieczeństwa od USA, Wielkiej Brytanii i Rosji. Kto dziś, widząc co warte są
dokumenty podpisane przez Rosję, pozbędzie się swych rakiet? Przykład Północnej
Korei mówi sam za siebie.
Po prawie stu pięćdziesięciu latach na określenie
tego, co stało się z Krymem, można powtórzyć słowa carskiego czynownika: to „zjednoczenie”
jest „kolejną, uczynioną bezwstydnymi rękoma administracji fikcją, jedną z
licznych, które na długo przeinaczają moralny byt naszego społeczeństwa”.
Zdumiewa także inny aspekt rosyjskiego „długiego
trwania”. Delegacja unitów, która pod koniec lat 60. przypominała o carskiej obietnicy nieingerowania w życie ich
Kościoła, usłyszała od ministra spraw wewnętrznych hr. Tołstoja: „Bądźcie sobie
lutrami, kalwinami, mahometanami i czem chcecie, byle nie katolikami i nie
unitami, bo na to rząd nie pozwoli” (J. Bojarski, „Czasy Nerona w XIX w. pod
rządem moskiewskim czyli ostatnie chwile Unii w diecezji chełmskiej. Fakta
zebrane przez kapłanów unickich i naocznych świadków”, Lwów 1878, s. 60. Cyt.
za: Tadeusz Krawczak, „Likwidacja Unii w Królestwie Polskim”, w: „Martyrologia
Unitów Podlaskich w świetle najnowszych badań naukowych”, Siedlce 1996).
„Lutry”, „kalwiny”, „czem
chcecie” w XIX wieku, mumia Lenina jako równa relikwiom świętych w nauczaniu
prezydenta Rosji w wieku XXI. Religijny nihilizm
obok pogardy dla praw człowieka i narodów.
Wiemy,
że słowa hrabiego Tołstoja się nie sprawdziły. Osłabiona Rosja w 1905 roku była
zmuszona zgodzić się na ustępstwa. Przed „zjednoczonymi” zamknięta była jednak
droga powrotu do swego Kościoła. Jedyną katolicką opcją był Kościół
rzymskokatolicki. W efekcie, jak napisała prof. Hanna Dylągowa, „unici stali
się chłopami polskimi i nie bardzo chcą dzisiaj widzieć swoich błogosławionych
przodków jako Rusinów”.
Z
rozgoryczeniem zauważył to już w 1881 roku oberprokurator Konstantin
Pobiedonoscew: „Ruscy ludzie, którzy żyjąc w Polsce przez 300 lat, nie zwracali
się w stronę polskości i katolicyzmu, kiedy wpadli w nasze ręce stali się
katolikami i mówią po polsku”(A. Szabaciuk, „Rosyjski Ulster” s. 35).
Czy
historia się powtórzy i mieszkańcy „Noworosji”, którzy prawie wpadli w ręce
Rosji, pozbędą się iluzji odnośnie „rosyjskiego świata” i przemówią po
ukraińsku?
Kiedy
na twarzach dyplomatów zjawi się rumieniec wstydu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz