sobota, 27 stycznia 2018

Rzym, Krym i Pratulin



Papież Franciszek odwiedzi jutro rzymskie centrum Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego, Sobór Mądrości Bożej, wzniesiony staraniem patriarchy Josyfa Slipyja, który po osiemnastu latach syberyjskiego zesłania, chyba wbrew oczekiwaniom sowieckich władz, zamiast w spokoju dożywać wieku energicznie zabrał się do odradzania życia swego Kościoła w wolnym świecie. Zapewne odżyją wspomnienia o nim, o wychowawcy młodego Bergoglio biskupie Stepanie Czmilu, o tragicznej doli grekokatolików w XX wieku.

Szerszym kontekstem jutrzejszego wydarzenia, przez niedawne (23 stycznia) wspomnienie męczeństwa trzynastu wiernych w Pratulinie, jest jednak dola unitów w Królestwie Polskim w XIX wieku. Zjawiają się kolejne prace naukowe poświęcone tej historii. Dla lubelskiego naukowca „opór ludności unickiej był zjawiskiem niespotykanym w skali europejskiej. Ludność greckokatolicka, w ogromnej większości pochodzenia wiejskiego, często niepiśmienna, potrafiła latami skutecznie sprzeciwiać się energicznym działaniom biurokratycznego państwa, angażującego znaczne zasoby ludzkie czy ogromne środki finansowe i często posługującego się niewyobrażalnym terrorem”, i podczas gdy „ani szlachta, ani duchowieństwo rzymskokatolickie”, doświadczone ciężkimi represjami po upadku powstania styczniowego, nie przeciwstawiały się otwarcie carskim władzom, „unici byli jedyną kategorią ludności Królestwa Polskiego, która masowo i jawnie – aczkolwiek najczęściej biernie – sprzeciwiała się polityce władz rosyjskich” (Andrzej Szabaciuk, „»Rosyjski Ulster«. Kwestia chełmska w polityce imperialne Rosji w latach 1863-1915”, Lublin 2013, s.41-43).

Historyk potrafi dotrzeć do tego, co „się w duszy grało”. Jeden z wysokich urzędników carskich w Warszawie miał powiedzieć, a inny zapisał to we wspomnieniach, że „»zjednoczenie« jest niczym innym, jak »kolejną, uczynioną bezwstydnymi rękoma administracji fikcją, jedną z licznych, które na długo przeinaczają moralny byt naszego społeczeństwa«”(tamże, s. 35).

Od „zjednoczenia” unitów w  Królestwie Polskim z „macierzystym” Rosyjskim Kościołem Prawosławnym minęło już ponad 140 lat, od tego na lwowskim pseudosoborze w sowieckiej  Ukrainie już ponad 70. Od „zjednoczenia” Krymu z Rosją mija czwarty rok, i tyle samo trwa wojna na wschodzie Ukrainy. 

George Weigel, sprowokowany wystąpieniem metropolity Hilariona, postaci numer dwa w Patriarchacie Moskiewskim, który, odbierając we włoskim Bari doktorat honoris causa od tamtejszego wydziału teologii, podziękował Stolicy Świętej za jej „wyważone stanowisko odnośnie aktualnego konfliktu na Ukrainie”, pyta: „Czy ktoś w Watykanie oblał się rumieńcem wstydu za ten komplement. Wielu wysokich rangą rzymskich dostojników powinno”( https://www.firstthings.com/web-exclusives/2018/01/equilibrium-and-ignominy).
Amerykański publicysta punktuje, że „wyważone stanowisko” znaczy odmowę używania słów „inwazja i „aneksja” oraz przemyślaną niechęć do sięgania po słowo „wojna” na określenie tego, co Rosja robi w Donbasie. 

Wskazuje na bezsens, jakim jest unikanie w kontekście Ukrainy nazywania rzeczy po imieniu, i jednoczesne wzywanie przez Watykan do rozbrojenia nuklearnego. Ukraina jako jedyne państwo w świecie pozbyło się broni nuklearnej, uzyskując w 1994 w Memorandum Budapesztańskim gwarancje bezpieczeństwa od USA, Wielkiej Brytanii i Rosji. Kto dziś, widząc co warte są dokumenty podpisane przez Rosję, pozbędzie się swych rakiet? Przykład Północnej Korei mówi sam za siebie. 

Po prawie stu pięćdziesięciu latach na określenie tego, co stało się z Krymem, można powtórzyć słowa carskiego czynownika: to „zjednoczenie” jest „kolejną, uczynioną bezwstydnymi rękoma administracji fikcją, jedną z licznych, które na długo przeinaczają moralny byt naszego społeczeństwa”.

Zdumiewa także inny aspekt rosyjskiego „długiego trwania”. Delegacja unitów, która pod koniec lat 60. przypominała o carskiej  obietnicy nieingerowania w życie ich Kościoła, usłyszała od ministra spraw wewnętrznych hr. Tołstoja: „Bądźcie sobie lutrami, kalwinami, mahometanami i czem chcecie, byle nie katolikami i nie unitami, bo na to rząd nie pozwoli” (J. Bojarski, „Czasy Nerona w XIX w. pod rządem moskiewskim czyli ostatnie chwile Unii w diecezji chełmskiej. Fakta zebrane przez kapłanów unickich i naocznych świadków”, Lwów 1878, s. 60. Cyt. za: Tadeusz Krawczak, „Likwidacja Unii w Królestwie Polskim”, w: „Martyrologia Unitów Podlaskich w świetle najnowszych badań naukowych”, Siedlce 1996). 

„Lutry”, „kalwiny”, „czem chcecie” w XIX wieku, mumia Lenina jako równa relikwiom świętych w nauczaniu prezydenta Rosji w  wieku XXI. Religijny nihilizm obok pogardy dla praw człowieka i narodów. 

Wiemy, że słowa hrabiego Tołstoja się nie sprawdziły. Osłabiona Rosja w 1905 roku była zmuszona zgodzić się na ustępstwa. Przed „zjednoczonymi” zamknięta była jednak droga powrotu do swego Kościoła. Jedyną katolicką opcją był Kościół rzymskokatolicki. W efekcie, jak napisała prof. Hanna Dylągowa, „unici stali się chłopami polskimi i nie bardzo chcą dzisiaj widzieć swoich błogosławionych przodków jako Rusinów”.

Z rozgoryczeniem zauważył to już w 1881 roku oberprokurator Konstantin Pobiedonoscew: „Ruscy ludzie, którzy żyjąc w Polsce przez 300 lat, nie zwracali się w stronę polskości i katolicyzmu, kiedy wpadli w nasze ręce stali się katolikami i mówią po polsku”(A. Szabaciuk, „Rosyjski Ulster” s. 35).

Czy historia się powtórzy i mieszkańcy „Noworosji”, którzy prawie wpadli w ręce Rosji, pozbędą się iluzji odnośnie „rosyjskiego świata” i przemówią po ukraińsku?

Kiedy na twarzach dyplomatów zjawi się rumieniec wstydu?














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz