niedziela, 11 lutego 2018

Patron od deficytu polskości



Początek lat 80. Od kilku lat w lubelskim seminarium już nie incognito funkcjonuje kilkunastoosobowa  grupa grekokatolików z Polski. Sól w oku służb bezpieczeństwa komunistycznego państwa, które szukały sposobów ukrócenia skandalicznego dla nich procederu. W 1978 roku zjawia się anonimowy list od „księży diecezji lubelskiej”, którzy, kontestując obecność Ukraińców, stwierdzali: „Jak tak dalej pójdzie to możemy się spodziewać, że niebawem do naszego Seminarium będą przyjmowani wyznawcy Islamu”(sic!, w 1978 roku).
Egzamin, przeprowadzany systemem jeden mówi, drugi szykuje się do starcia. Ewidentnie chodzi o to, by udowodnić studentowi, że niczego nie wie. Indeks, dwója, do zobaczenia. Gdy zamknęły się drzwi, z ust zwycięzcy wyrywa się: „ale załatwiłem Ukraińca!”. „Księże profesorze, to nie Ukrainiec, to nasz!” – prostuje świadek. „To wołaj go tu!”. Dwója w indeksie seminarzysty przeistacza się w pozytywną ocenę.
Nieszczęśnik, jak wielu innych potomek ok. 200 tys. unitów w Królestwie Polskim, którzy w 1905 roku, na mocy Ukazu tolerancyjnego wykorzystali jedyną możliwość porzucenia rosyjskiego prawosławia poprzez przejście do Kościoła rzymskokatolickiego, nosił nazwisko brzmiące jednoznacznie po ukraińsku. W przeciwieństwie do nas, potomków wysiedlonych z Łemkowszczyzny, Bojkowszczyzny czy Posania, których nazwiska często nie mają specyficznych cech wschodniosłowiańskich. Sam egzaminator, barwna postać, z biegiem lat stał się jednym z najżyczliwszych nam lubelskich kapłanów.
Ta anegdota przypomniała mi się, gdy medialną sławę zdobyli onomaści z Narodowego Centrum Badań Jądrowych w Świerku, którzy nie chcieli wpuścić do ośrodka trzynastoletniej gimnazjalistki z Torunia z powodu jej niepolsko brzmiącego nazwiska.
Hipotetycznie możliwa była taka sytuacja. Rok 1960, do Instytutu Badań Jądrowych w Świerku przyjeżdża grupa uczniów z Białostocczyzny. Wśród nich jest Alfons Popiełuszko. Wątpliwości wywołane nazwiskiem wypisanym na legitymacji szkolnej, które nie brzmiało jak u większości Polaków, nie rozwiała rozmowa z chłopcem. Wręcz przeciwnie. Słyszalne trudności z wysłowieniem się w języki polskim przekreśliły możliwość przekroczenia progu świątyni atomu.
Alfons Popiełuszko w roku 1971 zmienił imię na Jerzy. W roku 1984, podczas swoich ostatnich imienin, jak wspomina działaczka „Solidarności” Ewa (przed zmianą płci Marek) Hołuszko, powiedział: "To jest dziwne, że tutaj uważają mnie za wielkiego Polaka, działacza, polskiego patriotę, kogoś wyróżnionego w społeczeństwie polskim, kiedy ja do 14. roku życia nie umiałem mówić po polsku. Ja się polskiego nauczyłem dopiero w szkole”.
W serwisie YT dostępne jest nagranie rozmowy dziennikarzy białoruskiego Radia Racja z matką i bratem błogosławionego. Wypowiedzi po polsku przeplatają się z frazami w dialekcie języka białoruskiego. Na pytanie o ulubioną potrawę syna pada odpowiedź, która na wsi nie dziwiła kiedyś nikogo: „Nichto ne pytawsia, szczo mieła, to nawaryła”.
Trzynastoletniemu Alfonsowi oszczędzone zostało doświadczenie młodej obywatelki polskiej narodowości ukraińskiej z Torunia. Jako błogosławiony Jerzy ma wszelkie dane po temu, by stać się patronem wszystkich podejrzewanych o deficyt (obywatelskiej )polskości.   






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz