Początek marca
roku 2016, noc, okolice Nałęczowa. Ekstremalna droga krzyżowa chcąc nie chcąc
jest źródłem dźwięków, które wybudzają mieszkańców wiosek i kolonii. Z jakiegoś
domu wybiega zaniepokojony mężczyzna. Pyta: co się dzieje? Na wieść, że to
wielkopostna próba wiary i kondycji, odpowiada z ulgą: „myślałem, że to
uchodźcy”.
Ta historia,
opowiedziana przez kolegę z seminarium, wraca mi w pamięci zawsze, kiedy słyszę
albo czytam głosy bagatelizujące realny wpływ propagandy – bo to adekwatne słowo
– straszącej Polaków „banderyzmem”. Przecież najbliższy uchodźczy szlak
przebiegał przez Węgry, kilkaset kilometrów od Nałęczowa, i wyrwany ze snu
gospodarz pewnie w wieczornych serwisach przed pójściem do łóżka oglądał kadry
z bardzo odległych dla piechurów stron. Mimo wszystko, codziennie karmiony
apokaliptycznymi skutkami zalania Polski obcą ludzką falą, bał się uchodźcy,
tego elementu
„masy ludzkiej, która jest niebezpieczna, agresywna, nieobliczalna, niszcząca i
okrutna” (Katarzyna Kłosińska o zmianie znaczenia słowa „uchodźca”, „Polityka”,
4/2018).
Do 26 czerwca 2016 roku Kościół
greckokatolicki w Polsce atakowany był „za szerzenie banderyzmu” tylko
werbalnie. Owego dnia w Przemyślu doszło do fizycznej agresji – napaści na
doroczną procesję zmierzającą na cmentarz w Pikulicach, gdzie, jak z męczącą
regularnością powtarza strona zbulwersowana zajściem, spoczywają sojusznicy
Piłsudskiego. Na zdjęciach i filmach widać, co się tam działo, z kogo zerwano
koszulę, kto był agresorem.
Nowelizacja ustawy o IPN zmobilizowała kilkudziesięciu
przedstawicieli polskiej inteligencji do opublikowania oświadczenia, w którym zwracają
uwagę na jej potencjalny negatywny wpływ na społeczność ukraińską – w szerokim
znaczeniu – w Polsce.
W jej tekście zjawia się nazwisko posła z
Kukiz’15 Tomasza Rzymkowskiego. Jak Piłat w Credo jest osobą nadającą
historyczną realność wyznaniu wiary, tak absolwent Katolickiego Uniwersytetu
Lubelskiego Jana Pawła II, z bogatą już polityczną biografią nurtu narodowego,
przywoływany w apelu zatroskanych reprezentuje środowisko, które wiele zrobiło
dla pogorszenia stosunków polsko-ukraińskich.
Sygnatariusze oświadczenia zarzucają
posłowi kłamstwo. 25 stycznia w Sejmie greckokatolickiego parafianina, który
był ofiarą napaści, ukazał jako agresora.
W sierpniu poseł Rzymkowski był we Lwowie.
Rozmawiał tam z „jednym z przedstawicieli hierarchii Kościoła
rzymskokatolickiego”. Relacjonuje: „ Otrzymałem wprost taki przekaz, że
Ukraińcy to są biali Azjaci i z nimi trzeba rozmawiać bardzo ostro. Oni co
innego myślą, co innego robią, a jeszcze co innego mówią. Szanują tylko tego,
kto patrzy na nich z pozycji siły”.
W stosunku do
posła Rzymkowskiego, absolwenta wydziału, na którym pracują najwybitniejsi w
Polsce znawcy prawa kanonicznego Kościołów wschodnich, Ukraińcy odczuwają
raczej współczucie, bo jedno wie, a co innego mówi.
Mariusz
Zajączkowski, historyk badający najtragiczniejsze karty wspólnej historii
Polaków i Ukraińców, tak skomentował informację ukraińskiego IPN o zawieszeniu
współpracy ze stroną polską: „Zatem
politycy-ignoranci, zaangażowani emocjonalnie publicyści-propagandyści,
środowiska kresowo-narodowe, w tym nie posiadający elementarnej wiedzy na temat
stosunków polsko-ukraińskich w latach 40 XX w. niektórzy historycy mediewiści i
nowożytnicy, w końcu aktywiści społeczni o silnym wzmożeniu pseudopatriotycznym
dopięli swego... Zamrozili polsko-ukraiński dialog historyczny dotyczący
najbardziej tragicznych wydarzeń wspólnej historii obu narodów. Po prostu
głucha rozpacz!”.
Dziś w
Przemyślu odbędzie się promocja „Dwóch Królestw”. Obecny będzie biskup Marian
Buczek, emerytowany biskup charkowsko-zaporoski.
Czy jako
przedstawiciel episkopatu rzymskokatolickiego z Ukrainy będzie sobie zdawać
sprawę z tego, że Kościoły pozostały praktycznie jedynymi instytucjami, które
są w stanie zainspirować odnowienie dialogu między Polakami i Ukraińcami?
Jeśli natomiast
przemyskie spotkanie stanie się, jak było w Krakowie, kolejną okazją – uwzniośloną przez
udział hierarchy – by straszyć „banderyzmem”, demonizować Sługę Bożego metropolitę
Andrzeja Szeptyckiego, wyrażając przy tym wątpliwość odnośnie uznanej przez papieża Franciszka heroiczności
jego cnót, to trzeba się będzie zmierzyć ze słowami Chrystusa: „Wy jesteście solą dla
ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie
przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz