Wśród kilku referatów,
jakie 2 czerwca wygłoszono w Kędzierzynie-Koźlu na sesji zorganizowanej przez
Stowarzyszenie Kresowian, jeden przykuwał uwagę sensacyjnym tytułem: „Hybryda
banderowsko-giedroyciowska na wojnie hybrydowej. Alians przeciwko Polsce”.
Trwające dwadzieścia
klika minut wystąpienie jest dostępne w Internecie, i kto chce poznać stan świadomości tej części
prawej strony polskiej sceny politycznej, dla której nie ma różnicy między TVP
i TVN, „Gazetą Polską” i „Gazetą Wyborczą”, ma po temu dobrą okazję.
O co chodzi?
Generalnie o spisek przeciw Polsce, który korzeniami sięga do roku 1918, gdy
nie pozwolono odrodzonemu państwu na stanie się potęgą. Kto to uczynił? Generalnie
świat zachodni, który później instrumentalnie traktował Polskę w swej walce z Rosją.
W krytycznym momencie Polska miała stać się narzędziem do „ucywilizowania
antysowieckich rębajłów pośpiesznie ewakuowanych ze schronów wołyńskich czy
kniei litewskich”, bo w przyszłej konfrontacji przydatne mogły być wszystkie
niedobitki.
Rzeczona hybryda to
połączenie „emigracyjnych »postępowych« intelektualistów z kręgu Giedroycia, a
mniej inteligentnych banderowców, uchowanych na Zachodzie na wszelki wypadek
przez zwycięskie mocarstwa”. Misja hybrydy? Miała doprowadzić do upadku Związku
Sowieckiego, ale ten rozpadł się sam. Większe sukcesy osiągnęła „na odcinku demoralizacji polskich elit, społeczeństwa
polskiego, tworzenia niby-państwa bez
godności, świadomości historii, pamięci”. Gdzie snuto już takie plany? W Magdalence.
Z państw powstałych
po upadku ZSRR w zasadzie tylko Bałtowie tego pragnęli. Białoruś, a przede
wszystkim Ukraina, to miejsca, gdzie większość utożsamiała się sowieckością, a
do niepodległości parły banderowskie elity.
Autor referatu, profesor
KUL, przygotowuje w swoim miejscu pracy konferencję naukową: „Wołyń’43: Walka o
Pamięć – Walka o Polskę”, która zaplanowana jest na koniec czerwca.
KUL w latach 70. XX
wieku, jak pisze badacz wydawnictw drugiego obiegu Jan Olaszek, był miejscem gdzie
zajęto „się relacjami Polski z sąsiadami i narodami tworzącymi mozaikę kulturową
dawnej Rzeczypospolitej”. Było to dziełem, które zainicjowało kilku studentów
historii. Na przemyconym z Francji powielaczu zaczęli wydawać „Spotkania.
Niezależne Pismo Młodych Katolików”. Na tle innych czasopism zajmujących się
tematyką wschodnią, zauważa Olaszek, lubelski tytuł „jako jedyny tematykę tę
tak mocno łączył z zainteresowaniem religią i podejściem ekumenicznym”.
W
tekście z pierwszego numeru (październik
1977), w którym nakreślono linię programową „Spotkań”, Janusz Krupski pod
pseudonimem Janusz Topacz pisał: „W oparciu o międzynarodową współpracę możemy dążyć do podstawowego dla nas celu,
jakim jest niepodległość i demokratyczna Polska. Wolna Polska w Wolnym Świecie.
Bez niepodległości narodów Związku Radzieckiego nie odzyskamy i nie utrzymamy
własnej niezależności”.
Jerzy Giedroyc, który w obawie o nieuniknione represje w razie
wykrycia nielegalnej redakcji odradzał taką działalność, pisał w sierpniu 1978
r. do Jana Nowaka-Jeziorańskiego: „Z tej prasy
samizdatowej najbardziej cenię »Spotkania«, wydawane przez niezależnych
katolików w Lublinie”. List kończył pytaniem: „A propos – czy udało się coś zrobić
w uzyskaniu stypendium dla Janusza Krupskiego, o którym Panu pisałem. Bardzo tę
sprawę kładę Panu na sercu bo to jest naprawdę wyjątkowy chłopiec”.
Dojmująca różnica. Czterdzieści
lat temu na KUL Krupski, Wójtowicz, Bazydło, Borusewicz i kilku innych,
ryzykując aresztowaniem i więzieniem inicjowali
dialog z Ukraińcami, traktując ich niepodległe państwo jako conditio sine qua
non wolnej Polski. Dziś na tym samym uniwersytecie stowarzyszenie odwołujące się
do myśli Romana Dmowskiego na swym profilu w FB umieszcza film z jesieni 2014
roku z wypowiedzią żołnierza NSZ, który mówi, że „Ukrainy nigdy nie było, nie
ma[burzliwe brawa] i nigdy nie będzie”, że Ukraińcy nie są narodem, lecz
pierwotnym społeczeństwem, a do pojednania może dojść po pokucie ze strony Ukraińców, i „prawdopodobnie
odpokutują, bo ich separatyści pouczą, porządnie pouczą”.
Współorganizatorem konferencji
na KUL jest Lubelski Urząd Wojewódzki. Jeśli lubelski profesor powtórzy swój
referat z Kędzierzyna –Koźla, to co zrobi wojewoda lubelski, zazwyczaj obecny
na wydarzeniach firmowanych przez swojego pełnomocnika do spraw Ukrainy, gdy
padną słowa o „emigracji z Ukrainy, hojnie wspieranej przez rząd”, prowadzonej
na niespotykaną skalę, która „ma położyć kres państwu narodowemu”. Wyjdzie, zostanie?
W drugie stulecie KUL
wchodzi w momencie, w którym Janusza Krupskiego i innych „spotkaniowców”, wielu
nie tylko w Polsce wyśmiałoby za przekonanie, że wolność dawnych „bratnich”
narodów obozu socjalistycznego zależy od niepodległości byłych republik „więzienia
narodów”. Która opcja zwycięży na Alejach Racławickich 14?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz