«У багатьох поляків пробуджується сьогодні страх перед українським
національним відродженням, перед червоно-чорними прапорами ОУН, які
появляються, демостративним культом УПА і ставлення пам’ятника Степанові
Бандері». Kto
nie powie, że to opis aktualnego stanu polsko-ukraińskich stosunków, dokonany z
pozycji przeciętnego polskiego konsumenta tradycyjnych i tym bardziej nowych mediów?
Rzecz w tym, że to cytat z artykułu, który ukazał się 14 kwietnia 1991 roku.
Czekając na jakiś głos
prawosławnych świeckich, utożsamiających się z ukraińską tradycją, na
stanowisko PAKP wobec autokefalii dla Kościoła Prawosławnego Ukrainy, zacząłem
przeglądać zdigitalizowane i udostępnione roczniki „Naszego Słowa”. Pamiętałem,
że gdzieś na początku lat 90. – w Polsce była to jeszcze epoka paleokomputerowa
– napisałem list do tego ukraińskiego tygodnika
w reakcji na jakąś wewnątrzukraińską dyskusję, zaczepiającą także stosunki
greckokatolicko-prawosławne. I natknąłem się na tekst Tadeusza A. Olszańskiego („Поляки і українці на порозі дев’яностих років”, „NS”,
15/1991), z którego pochodzi powyższy cytat.
Autor, jeden z
najlepszych polskich znawców szeroko rozumianej problematyki ukraińskiej, emerytowany
ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, od kilku lat przybliża czytelnikom „Tygodnika
Powszechnego” skomplikowane ukraińskie sprawy. Pisząc, na przykład, o fladze czarno-czerwonej („Nowy sens starych
barw”, „TP” 39/2014) zauważa: „Czerwień i czerń mają uniwersalne, intuicyjne
znaczenie symboliczne, pierwotne wobec wszelkich interpretacji doktrynalnych”.
Frustrujący paradoks.
Mija trzecie dziesięciolecie strategicznego partnerstwa polsko-ukraińskiego, a
w odpowiedzi na pytanie ukraińskiego współrozmówcy (apostrophe.ua) „Co
robić z UPA i Rzezią Wołyńską”, dr Łukasz Adamski, wicedyrektor Centrum Polsko-Rosyjskiego
Dialogu i Porozumienia, odpowiada: „Należy stworzyć to, co jest w polsko- rosyjskich
stosunkach – centrum dialogu polsko-ukraińskiego. W Kijowie powinien powstać
Polski Instytut Historyczny. Niemcy, na przykład, mają taki w Warszawie i w Moskwie.
Ukraińcy mogą stworzyć taką instytucję w Warszawie”.
Wyprzedzając
deglomeracyjne zamierzenia aktualnego polskiego rządu, kilkanaście lat temu próbowano
stworzyć ważną polsko-ukraińską instytucję w Lublinie. Skończyło się kompromitacją.
Z masy upadłościowej po kolegium-niedoszłym uniwersytecie, w jednej z szacownych placówek naukowych powstało
ciało z Ukrainą w nazwie, którego działalność jeden z kolegów określa jako „chucpę”.
Zaiste trzeba mieć niewyczerpane pokłady optymizmu, by w obliczu tendencji
minimalistycznych – likwidacja Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej w Lublinie,
zamknięcie pieszego przejścia granicznego w Dołhobyczowie – oczekiwać wzmocnienia
instytucjonalnej bazy stosunków
polsko-ukraińskich. Chyba że ma być czymś takim lubelskie in statu nascendi Muzeum
Ziem Wschodnich Dawnej RP.
P.S. List autora tych
słów do „NS” jest w numerze 23/1991
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz