poniedziałek, 6 maja 2019

Lubelskie Bizancjum


W naszej seminaryjnej kronice pod datą 27 kwietnia 1989 r. widnieje wpis w języku ukraińskim: „Jestem bezgranicznie szczęśliwy, że mogłem namalować ikonostas do Waszej kaplicy”. 

Trzydzieści lat od wykonania tego zapisu, dzięki determinacji dr Krystyny Czerni, która niestrudzenie opracowuje i wydaje spuściznę prof. Jerzego Nowosielskiego, dysponujemy licząca już sporo pozycji biblioteką prac poświęconych krakowskiemu artyście.

Lubelski wątek w jego biografii, po wydanej w roku 2015 „Tece Lubelskiej 5” (Krystyna Czerni, Jerzy Nowosielski w Lublinie, Warszawa-Lublin-Kraków 2015), doczekał się „lśniącej” edycji w formie wspaniałego albumu, w którym miasto nad Bystrzycą dołączono do Podlasia, Warmii i Mazur (Krystyna Czerni, Nowosielski – sztuka sakralna. Podlasie, Warmia i Mazury, Lublin, Białystok 2019).

W roku 1992 Nowosielski pisał o bardzo złej sytuacji sztuki w Polsce. Stwierdzał wręcz, że nikt sztuki na przestrzeni dziejów tu nie kochał. Bo „zawsze tę sztukę, od architektury po malarstwo, od czasów Jagiełły, bo dalej nie pamiętamy, inni u nas robili. A to Rusini, a to Niemcy, a to Włosi, znów Rusini i znów Niemcy. Na nich było zamówienie społeczne, na nich były pieniądze, ale na nas, na naszych biednych malarzy, twórców portretu sarmackiego, i tak zwanej szkoły polskiej, wspaniałej syntezy baroku i renesansu z tradycją ikony, pieniędzy ani zwyczajnego ludzkiego szacunku w Polsce przedrozbiorowej nigdy nie było” („Co Pan robi” w: Jerzy Nowosielski, Zagubiona bazylika. Refleksje o sztuce i wierze. Wstęp i redakcja Krystyna Czerni, Wydawnictwo Znak, Kraków 2013, s.328). 

W białostockim albumie znajdujemy opinię Zbigniewa Strzałkowskiego z roku 1964: „Od czasów pierwszych Jagiellonów, którzy otoczyli szczególnym mecenatem sztukę ruskich mistrzów, również na ziemiach etnicznie polskich, dopiero w osobie Nowosielskiego odkrywamy kontynuatora tej pięknej twórczości plastycznej, zaskakującej swą prostotą formułowania zawiłych nieraz spraw dogmatycznych, urzekającej odmiennym stylem opisywania scen ewangelicznych”.

Gdy pamięta się o niezrealizowaniu projektu polichromii w kościele akademickim KUL, w opracowanie  którego, co podkreśla K. Czerni, „artysta włożył sporo pracy, co nie zawsze było regułą”, łatwiej zrozumieć jego entuzjazm, z jakim zareagował na prośbę  o stworzenie ikonostasu do neogotyckiej kaplicy w lubelskim seminarium, w której modlili się greckokatoliccy alumni. Przecież chodziło o miejsce oddalone o kilkaset metrów od zamku, na którym za Jagiełły Rusini gotycką kaplicę przyozdobili wschodnimi freskami.  

Trzydziestolecie seminaryjnego ikonostasu przypadło w 450-lecie Unii Lubelskiej. W roku 1997 Nowosielski na pytanie „dlaczego warto przyjechać do Lublina” odpowiedział: „Dlatego, że  to jest miasto, w którym podpisano unię polsko-litewską”, które „przechowało w sobie elementy struktury polskiego państwa wielonarodowościowego”. Do spuścizny „Bizancjum Lubelskiego”, do „ducha tego miasta” mistrz Jerzy, jak sam powiedział, „przyłożył rękę” malując ikonostas w kaplicy Seminarium Duchownego. 

Przemawiając w roku 1987 na KUL  św. Jan Paweł II powiedział, że Lublin to miasto, które „posiada swą historyczną wymowę. Jest to nie tylko wymowa unii lubelskiej, ale wszystkiego, co stanowi dziejowy, kulturowy, etyczny i religijny kontekst tej unii. Cały wielki dziejowy proces spotkania pomiędzy Zachodem a Wschodem. Wzajemnego przyciągania się i odpychania. Odpychania — ale i przyciągania. I proces ten nie jest zakończony”. 

Dwa lata później o sile przyciągania zaświadczyła obecność Nowosielskiego.

Ostatnie lata przyniosły niestety zbyt wiele dowodów na żywotność siły odpychania.

Ciąg dalszy – tylko czego – nastąpi.

(O Jerzym Nowosielskim także tu: http://seminarija.pl/ikonostas/prof-jerzy-nowosielski)








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz