W naszej seminaryjnej
kronice pod datą 27 kwietnia 1989 r. widnieje wpis w języku ukraińskim: „Jestem
bezgranicznie szczęśliwy, że mogłem namalować ikonostas do Waszej kaplicy”.
Trzydzieści lat od wykonania
tego zapisu, dzięki determinacji dr Krystyny Czerni, która niestrudzenie opracowuje
i wydaje spuściznę prof. Jerzego Nowosielskiego, dysponujemy licząca już sporo
pozycji biblioteką prac poświęconych krakowskiemu artyście.
Lubelski wątek w jego biografii,
po wydanej w roku 2015 „Tece Lubelskiej 5” (Krystyna Czerni, Jerzy Nowosielski w Lublinie, Warszawa-Lublin-Kraków
2015), doczekał się „lśniącej” edycji w formie wspaniałego albumu, w którym miasto
nad Bystrzycą dołączono do Podlasia, Warmii i Mazur (Krystyna Czerni, Nowosielski – sztuka sakralna. Podlasie,
Warmia i Mazury, Lublin, Białystok 2019).
W roku 1992 Nowosielski
pisał o bardzo złej sytuacji sztuki w Polsce. Stwierdzał wręcz, że nikt sztuki na
przestrzeni dziejów tu nie kochał. Bo „zawsze tę sztukę, od architektury po malarstwo,
od czasów Jagiełły, bo dalej nie pamiętamy, inni u nas robili. A to Rusini, a
to Niemcy, a to Włosi, znów Rusini i znów Niemcy. Na nich było zamówienie
społeczne, na nich były pieniądze, ale na nas, na naszych biednych malarzy,
twórców portretu sarmackiego, i tak zwanej szkoły polskiej, wspaniałej syntezy
baroku i renesansu z tradycją ikony, pieniędzy ani zwyczajnego ludzkiego
szacunku w Polsce przedrozbiorowej nigdy nie było” („Co Pan robi” w: Jerzy
Nowosielski, Zagubiona bazylika.
Refleksje o sztuce i wierze. Wstęp i redakcja Krystyna Czerni, Wydawnictwo
Znak, Kraków 2013, s.328).
W białostockim albumie
znajdujemy opinię Zbigniewa Strzałkowskiego z roku 1964: „Od czasów pierwszych
Jagiellonów, którzy otoczyli szczególnym mecenatem sztukę ruskich mistrzów,
również na ziemiach etnicznie polskich, dopiero w osobie Nowosielskiego
odkrywamy kontynuatora tej pięknej twórczości plastycznej, zaskakującej swą
prostotą formułowania zawiłych nieraz spraw dogmatycznych, urzekającej
odmiennym stylem opisywania scen ewangelicznych”.
Gdy pamięta się o niezrealizowaniu
projektu polichromii w kościele akademickim KUL, w opracowanie którego, co podkreśla K. Czerni, „artysta
włożył sporo pracy, co nie zawsze było regułą”, łatwiej zrozumieć jego
entuzjazm, z jakim zareagował na prośbę o stworzenie ikonostasu do neogotyckiej
kaplicy w lubelskim seminarium, w której modlili się greckokatoliccy alumni.
Przecież chodziło o miejsce oddalone o kilkaset metrów od zamku, na którym za Jagiełły
Rusini gotycką kaplicę przyozdobili wschodnimi freskami.
Trzydziestolecie
seminaryjnego ikonostasu przypadło w 450-lecie Unii Lubelskiej. W roku 1997
Nowosielski na pytanie „dlaczego warto
przyjechać do Lublina” odpowiedział: „Dlatego, że to jest miasto, w którym podpisano unię
polsko-litewską”, które „przechowało w sobie elementy struktury polskiego
państwa wielonarodowościowego”. Do spuścizny „Bizancjum Lubelskiego”, do „ducha
tego miasta” mistrz Jerzy, jak sam powiedział, „przyłożył rękę” malując
ikonostas w kaplicy Seminarium Duchownego.
Przemawiając w roku 1987 na KUL św. Jan Paweł II powiedział, że Lublin to
miasto, które „posiada swą historyczną wymowę. Jest to nie tylko wymowa unii
lubelskiej, ale wszystkiego, co stanowi dziejowy, kulturowy, etyczny i
religijny kontekst tej unii. Cały wielki dziejowy proces spotkania pomiędzy
Zachodem a Wschodem. Wzajemnego przyciągania się i odpychania. Odpychania — ale
i przyciągania. I proces ten nie jest zakończony”.
Dwa lata później o sile przyciągania zaświadczyła
obecność Nowosielskiego.
Ostatnie lata przyniosły niestety zbyt wiele dowodów
na żywotność siły odpychania.
Ciąg dalszy – tylko czego – nastąpi.
(O Jerzym Nowosielskim także tu: http://seminarija.pl/ikonostas/prof-jerzy-nowosielski)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz