Tego należało się spodziewać.
Bo to pierwsze skojarzenie, automatyczna reakcja na nadużycie władzy, nieliczenie
się z kosztami, pogardę dla skromności. Jak silny jest ten stereotyp widać po
tym, że nawet absolwent historii UJ sięga po „Bizancjum”, „bizantyńskie”, gdy
dosadnie chce skrytykować rozrzutnego polityka.
Z pierwszej strony
dzisiejszej „Gazety Wyborczej” idzie w świat komunikat: nadużycia marszałka
Kuchcińskiego to „Bizancjum”, a w tekście artykułu jego przeloty określono jako
„bizantyńskie”. Pawłowi Wrońskiemu należy polecić lekturę "Pomocnika
Historycznego" nr1/2019 tygodnika "Polityka", noszącego tytuł "Dzieje
Bizancjum. Zaginione cesarstwo". Impulsem dla jego wydania, jak czytamy we
wstępie, było także udzielenie autokefalii ukraińskiemu prawosławiu.
Dziennikarz „Wyborczej”, w
ramach terapii antystereotypowej, powinien zacząć od ostatniego artykułu w
zbiorze kilkudziesięciu tekstów. Dr Andrzej Kompa, sekretarz Komisji
Bizantynologicznej PTH pisze tam, że za bizantyńskie "uznaje się to, co
nadmiernie kosztowne, co tchnie przesadną biurokracją, jest martwe,
anachroniczne, amoralne, teatralizowane, przesadnie wystawne (przy czym próg w
tej ostatniej mierze znacznie się obniża w rytm wzrostu populizmu i spadku
zrozumienia ceremoniału państwowego). Bizantynista może tylko załamać ręce, bo
przecież w żadnej z wymienionych cech, tu tak przerysowanych, cesarstwo
wschodnie nie odstawało od innych dużych tworów przednowoczesnej Europy, a
niejednokrotnie wybijało się pozytywnie. Co mówi tak bezprecedensowa
popularność bizantyńskiej kalumnii? Zapewne dowodzi przede wszystkim
popularyzacji i wulgaryzacji stereotypu, który niejednokrotnie odrywa się od
historycznego pierwowzoru. Możliwe, że świadczy o pokutowaniu gdzieniegdzie
postoświeceniowego, zachodnioeuropejskiego sposobu postrzegania
Bizancjum".
O uniwersalizmie „bizantyńskiej
kalumnii” świadczy lista osób publicznych sięgających po tę zniewagę: Donald Tusk
i Jarosław Gowin, Beata Kempa i prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak, Krystyna Pawłowicz
i Agnieszka Holland, Anna Zalewska i prof. Arkadiusz Stempin.
Redaktor Wroński chyba
bezwiednie zapisał się do klubu zwolenników Feliksa Konecznego, którego
renesans "dla polskiego rozumienia historii Bizancjum oznacza inne
niebezpieczeństwo - oto dzieje wschodniego cesarstwa znajdują się jakby na
zewnątrz dziejów cywilizacji europejskiej (łacińskiej), są elementem obcym,
marginalnym".
Chrześcijanie tradycji wschodniej oburącz podpisują się pod
końcowymi wnioskami dr. Kompy o zdominowaniu przez koncepcje Konecznego świadomości
wielu w Polsce: „Szkoda, że intryguje dzisiaj po części te kręgi
światopoglądowe, które jeszcze pół wieku temu otwierały się na lepsze
rozumienie sfery bizantyńskiej pod wpływem II Soboru Watykańskiego”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz