środa, 7 sierpnia 2019

Turbostereotyp


Tego należało się spodziewać. Bo to pierwsze skojarzenie, automatyczna reakcja na nadużycie władzy, nieliczenie się z kosztami, pogardę dla skromności. Jak silny jest ten stereotyp widać po tym, że nawet absolwent historii UJ sięga po „Bizancjum”, „bizantyńskie”, gdy dosadnie chce skrytykować rozrzutnego polityka. 

Z pierwszej strony dzisiejszej „Gazety Wyborczej” idzie w świat komunikat: nadużycia marszałka Kuchcińskiego to „Bizancjum”, a w tekście artykułu jego przeloty określono jako „bizantyńskie”. Pawłowi Wrońskiemu należy polecić lekturę "Pomocnika Historycznego" nr1/2019 tygodnika "Polityka", noszącego tytuł "Dzieje Bizancjum. Zaginione cesarstwo". Impulsem dla jego wydania, jak czytamy we wstępie, było także udzielenie autokefalii ukraińskiemu prawosławiu.

Dziennikarz „Wyborczej”, w ramach terapii antystereotypowej, powinien zacząć od ostatniego artykułu w zbiorze kilkudziesięciu tekstów. Dr Andrzej Kompa, sekretarz Komisji Bizantynologicznej PTH pisze tam, że za bizantyńskie "uznaje się to, co nadmiernie kosztowne, co tchnie przesadną biurokracją, jest martwe, anachroniczne, amoralne, teatralizowane, przesadnie wystawne (przy czym próg w tej ostatniej mierze znacznie się obniża w rytm wzrostu populizmu i spadku zrozumienia ceremoniału państwowego). Bizantynista może tylko załamać ręce, bo przecież w żadnej z wymienionych cech, tu tak przerysowanych, cesarstwo wschodnie nie odstawało od innych dużych tworów przednowoczesnej Europy, a niejednokrotnie wybijało się pozytywnie. Co mówi tak bezprecedensowa popularność bizantyńskiej kalumnii? Zapewne dowodzi przede wszystkim popularyzacji i wulgaryzacji stereotypu, który niejednokrotnie odrywa się od historycznego pierwowzoru. Możliwe, że świadczy o pokutowaniu gdzieniegdzie postoświeceniowego, zachodnioeuropejskiego sposobu postrzegania Bizancjum". 

O uniwersalizmie „bizantyńskiej kalumnii” świadczy lista osób publicznych sięgających po tę zniewagę: Donald Tusk i Jarosław Gowin, Beata Kempa i prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak, Krystyna Pawłowicz i Agnieszka Holland, Anna Zalewska i prof. Arkadiusz Stempin.

Redaktor Wroński chyba bezwiednie zapisał się do klubu zwolenników Feliksa Konecznego, którego renesans "dla polskiego rozumienia historii Bizancjum oznacza inne niebezpieczeństwo - oto dzieje wschodniego cesarstwa znajdują się jakby na zewnątrz dziejów cywilizacji europejskiej (łacińskiej), są elementem obcym, marginalnym". 

Chrześcijanie tradycji wschodniej oburącz podpisują się pod końcowymi wnioskami dr. Kompy o zdominowaniu przez koncepcje Konecznego świadomości wielu w Polsce: „Szkoda, że intryguje dzisiaj po części te kręgi światopoglądowe, które jeszcze pół wieku temu otwierały się na lepsze rozumienie sfery bizantyńskiej pod wpływem II Soboru Watykańskiego”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz