Kardynał Mirosław Iwan
Lubacziwski (1914-2000)
("Tygodnik Powszechny", 1/2001)
("Tygodnik Powszechny", 1/2001)
14 grudnia 2000 r. zmarł
we Lwowie Kardynał Mirosław Iwan Lubacziwski, zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła
Greckokatolickiego. Ostatnich dziewięć lat życia spędził w Ukrainie, kierując
odbudową Kościoła, który w roku 1946 stalinowski reżim skazał na zniszczenie.
Spełniło się to, o czym mówił w jednym z wywiadów: „Ponad 50 lat żyłem wspomnieniami i nadzieją na to, że kiedyś będę mógł
wrócić do rodzinnego kraju”.
Kardynał
Lubacziwski pochodził z Doliny w dawnym powiecie stanisławowskim. Był
najstarszym z trzech synów Eustachego i Anny z domu Olijnyk. Po ukończeniu
gimnazjum w Stryju wstępuje do Lwowskiej Akademii Teologicznej, ale już po
dwóch latach Metropolita Andrzej Szeptycki wysyła zdolnego studenta do Innsbrucka,
ośrodka który w przygotowywaniu naukowych kadr dla Kościoła greckokatolickiego
odgrywał rolę niewiele mniejszą od Rzymu. We wrześniu 1938 r. w kaplicy pałacu
metropolitalnego sam Szeptycki udziela mu święceń kapłańskich. Zadaniem
powierzonym młodemu kapłanowi nie jest jednak praca w duszpasterstwie, lecz
kontynuowanie studiów. W Rzymie studiuje on w Instytucie Biblijnym, na
Gregorianum i – w akademii medycznej.
Tak wyjaśniał po latach tę decyzję: „Zainteresowałem
się medycyną uważając, że po powrocie na Ukrainę da mi to możliwość pracowania wśród ludzi. W
tych niebezpiecznych czasach
greckokatoliccy kapłani praktycznie nie mogli głosić Ewangelii, za to lekarz ma
ciągły kontakt ze społeczeństwem. Do tego jednak nie doszło”. W zaistniałej
sytuacji – likwidacji Kościoła greckokatolickiego na pseudosynodzie we Lwowie w
1946 r. – jedyną praktycznie drogą realizacji powołania kapłańskiego była
wówczas praca w diasporze. W maju 1947 r. ks. dr M. I. Lubacziwski wyrusza do
Stanów Zjednoczonych, kraju, który przyjął największą liczbę nowych ukraińskich
emigrantów. Pracuje tam jako zwyczajny duszpasterz, dopiero po wielu latach
trafia do seminarium duchownego w charakterze wykładowcy i ojca duchownego.
Taką drogę musiało przejść wielu obiecujących absolwentów zagranicznych
uczelni, którzy w normalnych warunkach wróciliby do Lwowskiej Akademii
Teologicznej, seminariów duchownych, redakcji czasopism, by kontynuować dzieło
rozwoju Kościoła greckokatolickiego, które zainicjował Metropolita Andrzej
Szeptycki. To doświadczenie, które u niejednego mogło być powodem głębokiej
frustracji, nie złamało ks. Lubacziwskiego. Niewątpliwie było to możliwe dzięki
osobowości, jego nadzwyczajnej łagodności i pokorze, co podkreślił Jan Paweł II
w przemówieniu do ukraińskich biskupów 27 marca 1980 r., w którym poinformował
o mianowaniu go koadiutorem z prawem następstwa dla kardynała Josyfa Slipego: „ Godnym tego wysokiego urzędu czynią go
ponadto jego wyróżniająca się pobożność, duszpasterska gorliwość, naukowe
przygotowanie i piękne przymioty łagodności i pokory, które zdobią jego duszę”.
Tę nominację poprzedziło powierzenie ks. Lubacziwskiemu obowiązków arcybiskupa
i metropolity filadelfijskiego. Chirotonia – sakra biskupia miała miejsce 12
listopada 1979 r. w Kaplicy Sykstyńskiej, a głównym konsekratorem był Jan Paweł
II.
Z
papieskiego przemówienia dowiadujemy się, że abp Lubacziwski był pierwszy na
liście zgłoszonych przez Synod trzech kandydatów na następcę
kardynała Josyfa Slipego. Decyzja papieża była więc zgodna z wolą większości
biskupów. Przed nowym Arcybiskupem Większym – taki tytuł nosi oficjalnie
zwierzchnik ukraińskich grekokatolików – stało wielkie zadanie. Miał być
następcą postaci tej miary co Szeptycki i Slipyj. Trudność tego wyzwania była
tym większa, że wybór Synodu powszechnie traktowano jako formę odreagowania
biskupów po latach momentami konfliktowej współpracy z kardynałem Slipym,
człowiekiem zdecydowanym, zahartowanym przez 18 lat syberyjskiej katorgi.
Kalendarz wydarzeń określił jednak priorytety, który zjednoczyły
wszystkich. Zbliżał się rok 1988 –
Tysiąclecie Chrztu Rusi Kijowskiej. Obchody tego jubileuszu, dobrze
przygotowane i przeprowadzone wszędzie tam, gdzie grekokatolicy z całą lub
chociaż częściową swobodą mogli wyznawać swoją wiarę, były czasem szczególnej
łaski. Tak mówił o tym kardynał Lubacziwski 7 lipca 1996 w Bazylice św. Piotra,
tym razem podczas świętowania 400-lecia Unii Brzeskiej: „Jubileusz Tysiąclecia Chrztu Rusi Kijowskiej był przełomowym momentem
w życiu Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego, impulsem, który natchnął do
wyjścia z katakumb”. Pierwsi biskupi, kapłani i świeccy publicznie
zamanifestowali swą eklezjalną tożsamość już w sierpniu 1987 r. Spontaniczny
ruch wychodzenia z podziemia stał się zjawiskiem masowym po tym, jak 1 grudnia
1989 r., w dniu wizyty w Watykanie Gorbaczowa, oficjalnie ogłoszono możliwość
rejestrowania wspólnot greckokatolickich. Był to faktyczny koniec
sankcjonowanych prawem prześladowań grekokatolików na Ukrainie.
31 marca 1991 r. kardynał Lubacziwski, Arcybiskup Większy Lwowa wraca do swej stolicy i obejmuje Katedrę św. Jura. Dzieło odbudowy życia religijnego z nieznanych w historii zniszczeń zdaje się przerastać ludzkie możliwości. Tak mówił o tym w jednym z wywiadów: „Tym, co mnie niepokoi najbardziej, jest apatia. Ludzie praktycznie niczym się nie interesują. Martwią się przede wszystkim o to, by jakoś przeżyć czas ekonomicznej zapaści, nakarmić i wyuczyć dzieci. Wielu wręcz nie wie co robić. Największym zagrożeniem jest zatwardziałość serc, rozpowszechniona duchowa obojętność. Na pewno nie grozi nam utrata wiary, która przetrwała przecież najcięższe prześladowania. Nie tracimy wiary, ale i nie rozwijamy jej. I w tym jest nasza własna wina”. W napiętej sytuacji międzywyznaniowej grekokatolików oskarżano o triumfalizm i dyskredytację innych Kościołów. Ten zarzut zwierzchnik grekokatolików tak komentował w wywiadzie z jesieni 1994 r.: „Przede wszystkim nie wiem, czy w naszym przypadku można mówić o triumfalizmie. Tak może zachowywać się ktoś, kto ma poczucie bezdyskusyjnego zwycięstwa. Wyjście naszego Kościoła z katakumb i odrodzenie jego życia na Zachodniej Ukrainie to zarówno sukcesy, jak i porażki. Takie jest życie! Przyjmujemy i krzyż, i życie Zmartwychwstałego. Obydwa aspekty tego samego życia w Chrystusie niosą radość i wyzwania. To prawda, że szczycimy się ofiarą męczenników i wyznawców, ale po to, by dziękować Panu za dar ich świadectwa, a nie w celu dyskredytacji kogokolwiek”.
Konkretnym wyrazem troski o odbudowanie szacunku i zaufania między grekokatolikami a innymi chrześcijanami jest opublikowany w 1994 r. list pasterski „Jedność świętych Kościołów”, w którym kardynał Lubacziwski wzywa swoich wiernych i wszystkich chrześcijan, by „unikali nie tylko jakiejkolwiek formy przemocy, czy to fizycznej czy słownej, ale w ogóle wszystkiego, co mogłoby rodzić pogardę wobec innych chrześcijan, być antyświadectwem przeciwnym dziełu zbawienia – pojednaniu w Chrystusie”. Ten list był potwierdzeniem stanowiska, które kardynał Lubacziwski zajął rok wcześniej, akceptując postanowienia dokumentu z Balamand, w którym katoliccy i prawosławni hierarchowie i teolodzy sformułowali wspólną ocenę zjawiska unii kościelnych oraz dali praktyczne wskazówki odnośnie wzajemnych relacji katolików z prawosławnymi. Pisząc do kardynała Cassidy, katolickiego przewodniczącego Komisji mieszanej do spraw dialogu, zwierzchnik grekokatolików wyraził jednak pogląd, że choć nie można już zmienić stosowanych dawniej metod przywracania jedności, to możliwa jest zmiana modelu – samych Katolickich Kościołów Wschodnich, a to wymaga „nie tylko podjęcia przez wschodnich katolików zadania odkrycia ich własnego teologicznego i duchowego dziedzictwa, lecz także zobowiązanie ze strony samej Rzymskiej Stolicy Apostolskiej do takiej zmiany kanonicznych relacji między nią i Wschodnimi Kościołami Katolickimi, by możliwe były one do zaakceptowania przez Prawosławie”.
Już
jako koadiutor Josyfa Slipego kardynał Lubacziwski przybył do Polski w roku
1981 na pogrzeb Prymasa Wyszyńskiego. Wtedy też, po raz pierwszy od czasów
wojny, greckokatolicki biskup odprawił w Przemyślu pontyfikalną liturgię,
podczas której odbyły się święcenia
kapłańskie. W roku 1988, razem z innymi hierarchami z diaspory, wziął udział w
pamiętnych uroczystościach jubileuszu Chrztu Rusi kijowskiej, jakie miały
miejsce w Częstochowie. Jednak dla polsko-ukraińskich stosunków jeszcze większe
znaczenie powinno mieć inne wydarzenie. Właśnie powinno mieć, gdyż do tej pory
w dziwny sposób nie funkcjonuje ono w świadomości elit i mas obydwu narodów. Chodzi
o spotkania biskupów polskich i ukraińskich, jakie miały miejsc 8 i 17
października 1987 r. w Rzymie. W Kolegium Polskim Prymas Glemp mówił, o tym że „nie wolno nam podejmować licytacji, kto
komu więcej krzywd wyrządził. Do niczego to nie doprowadzi”, a w ukraińskim
Kolegium św. Jozafata kardynał Lubacziwski, wychodząc od historycznego listu
biskupów polskich do Episkopatu niemieckiego, powiedział: „My – hierarchia Ukraińskiej Katolickiej Cerkwi, wyciągamy braterską
dłoń do Braci Polaków na znak pojednania, przebaczenia i miłości”.
Kilkanaście dni później, niewątpliwie pod wpływem tych spotkań i powodowany tym
samym duchem szukania pojednania, kardynał Lubacziwski uczynił odważny i
profetyczny krok – wyciągnął rękę do Patriarchatu Moskiewskiego w geście
wzajemnego przebaczenia. Odpowiedź jednak nie nadeszła. Po kilku latach , we
wspomnianym liście do kardynała Cassidy, tak pisał o tym doświadczeniu: „ Narażałem się wtedy na niezrozumienie ze
strony mych kapłanów i wiernych, gdyż nasz Kościół był wtedy w katakumbach.
Druga strona nie wyciągnęła jednak ręki. Dzisiaj rozumiem dlaczego. Gdy
przebaczamy komuś, kto nie prosi o przebaczenie, możemy obrażać go, oskarżając
o to, w czym nie poczuwa się do winy. Przebaczenie to jeszcze nie wszystko.
Obie strony muszą prosić Pana: Spraw,
bym widział me własne grzechy i nie potępiał brata mego (modlitwa św. Efrema Syryjczyka), a potem
szukać przebaczenia i prosić o odpuszczenie wszystkich przewinień”. Ta
diagnoza ciągle, niestety, zachowuje swą
aktualność. Patriarchat Moskiewski nie dopuszcza nawet myśli o jakiejkolwiek
samokrytyce swego postępowania w stosunku do niszczonego przez komunistyczny
reżim Kościoła greckokatolickiego.
W
nowe stuleciu Ukraiński Kościół Greckokatolicki wprowadza wybrany przez Synod
Biskupów następca Mirosława Lubacziwskiego kardynał Lubomyr Huzar. Z
perspektywy czasu będzie chyba lepiej widać, że w tak trudnym momencie
odradzania Kościoła wolą Opatrzności było, by nad nowym, kruchym jeszcze
życiem, czuwał człowiek, którego duszę zdobiły, jak powiedział Jan Paweł II, „piękne przymioty łagodności i pokory”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz