poniedziałek, 1 lutego 2021

Szkody

 

Ponieważ  „Pro memoria” prymasa Stefana Wyszyńskiego nie ukazują się w porządku chronologicznym, zrozumienie niektórych jego kroków przychodzi z opóźnieniem. Grekokatolicy z bólem przyjmują działania podjęte przez prymasa w Rzymie w roku 1958, zmierzające do storpedowania beatyfikacji metropolity Andrzeja Szeptyckiego (zob.http://bogdanpanczak.blogspot.com/2019/07/dwoch-zyjacych.html).

 „Pro memoria” z lat 1956-1957 (IPN, 2020) dostarczają wiedzy o tym, na jakiej bazie faktograficznej prymas stwarzał sobie obraz metropolity. 3 października 1957 dominikanin, ojciec Adam Studziński, po powrocie ze Związku Radzieckiego opowiadał prymasowi, że „Polacy boją się zdradzać, że są Polakami, bo zawsze grozi rzeź ze strony Ukraińców”, że „gdy idzie o grekokatolików to katastrofa. 75 proc. ludzi przeszło na prawosławie”, i że księża greckokatoliccy, którym kapłani łacińscy dają intencje mszalne, „nie zachęcają do udziału w nabożeństwach łacińskich”. Powody takiego stanu rzeczy? – „Dużo zaszkodziła książka Szeptyckiego do modlitwy z 1944; jest tam przedmowa, w której zachęca grekokatolików, że mogą chodzić do Cerkwi prawosławnej w braku świątyń greckokatolickich”.

We wstępie do modlitewnika „Hospody wozwach k Tebi” z 1944 roku metropolita Szeptycki, po wyjaśnieniu różnic dogmatycznych między katolikami i prawosławnymi, napisał: „Gdzie nie ma naszej, greckokatolickiej cerkwi, tam możesz i powinieneś iść w niedziele i święta do kościołów łacińskich. A gdzie nie ma ani jednych, ani drugich, a są tylko cerkwie niezjednoczonych, tam można chodzić na Liturgie tylko pod dwoma warunkami: 1) że nie będziesz narażony na odstępstwo od swojej wiary i jedności kościelnej, 2) i że poprzez swój udział w nabożeństwach niezjednoczonych nie będziesz powodem zgorszenia dla nikogo, i nie sprawisz, iż pomyślą o porzucenie przez ciebie wiary. Jeśli nie występuje żadne z tych niebezpieczeństw, możesz chodzić na nabożeństwa do niezjednoczonych, bo u nich jest i prawdziwa Liturgia, i sakramenty”.

Dominikanin odnalazłby się wśród dzisiejszych tropicieli „banderyzmu”. Bo w jego relacji „dobrze się trzymają bazylianie, nie przeszli na prawosławie, ale nacjonalistycznie są przeciwko Polakom”. A księdza Melnyka, jednego z aktywnych uczestników pseudosoboru lwowskiego z 1946 roku, „zabił własny syn na schodach cerkwi, z zemsty nacjonalistycznej”. Redaktorzy wydania tę akurat sensację w przypisach sprostowali. Szkodliwości wielu innych niestety nie da się naprawić.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz