piątek, 19 marca 2021

Teoretyzowanie na żywych organizmach

 

Wiosna  roku 1991 była czasem dynamicznych procesów w odradzającym się życiu religijnym w Ukrainie, a precyzyjniej w ukraińskiej republice upadającego Związku Radzieckiego. Nie uciekając się do eufemizmów należy mówić wprost o napięciach na wielu liniach. Między prawosławnymi i grekokatolikami, między prawosławnymi z odrodzonego Kościoła Autokefalicznego i tego podlegającego Patriarsze Moskwy. Hipokryzją byłoby przemilczywanie napięć w stosunkach między wychodzącym z katakumb Kościołem greckokatolickim i katolikami z Kościoła rzymskokatolickiego.

Zbliża się 30 rocznica powrotu z wygnania do Lwowa zwierzchnika Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego. W przeddzień przylotu z Rzymu kardynała Myrosława Iwana Lubacziwskiego, 29 marca 1991 roku o godz. 19.00, locum tenens Głowy UKGK w Ukrainie abp Wołodymyr Sterniuk otrzymuje z Agencji Konsularnej we Lwowie informację o przyjeździe do Lwowa delegacji polskiego Episkopatu i grupy parlamentarzystów. Odpisuje do sekretariatu Episkopatu Polski, że „na Synodzie biskupów greckokatolickich w Rzymie (3-10.03.1991) ustalono, że ze względu na złożoną sytuację polityczno-religijną, na  uroczystości, związane z powrotem Patriarchy Kardynała Lubacziwskiego nie będą zaproszeni żadni goście zagraniczni”. Pisze o zaskoczeniu wywołanym „tak późnym poinformowaniem nas o przyjeździe delegacji”. Informuje o negatywnej reakcji władz państwowych na „fakt wyświęcenia biskupów obrządku łacińskiego bez wcześniejszego porozumienia” oraz wyraża obawy, że przyjazd delegacji z Polski może zostać wykorzystany przez strony prawosławne „jako pretekst do rozszerzenia propagandy antykatolickiej i antypolskiej oraz prowokacji”. Biorąc pod uwagę wszystkie względy, w trosce o bezpieczeństwo delegacji, abp Sterniuk prosił „pokornie o niedopuszczenie do pogorszenia i tak już napiętej sytuacji we Lwowie i odwołanie delegacji”.

Do pogorszenia napiętej sytuacji nie doszło. Następne dziesięciolecia to okres, którego w relacjach Episkopat Polski – Ukraiński Kościół Greckokatolicki, nie trzeba się wstydzić.

Wiosna roku 2021 to czas oczekiwania na nominowanie biskupa dla owdowiałej greckokatolickiej eparchii mukaczewskiej, obejmującej Zakarpacie. Że jest to region newralgiczny, dowiódł niedawny sowizdrzalski wygłup premiera Słowacji. I polscy, miłujący Putina radykałowie, dorzucili tam swe trzy grosze, dokonując w lutym 2018 r., w stylu, który mógłby konkurować z gangiem Olsena, aktu terrorystycznego w Użhorodzie.

Sąsiedzi, w oczekiwaniu na papieską decyzję, nie zasypiają gruszek w popiele.  Pod koniec lutego, przyjęty w Rzymie na  audiencji, zwierzchnik Węgierskiego Kościoła Greckokatolickiego bp Peter Fülöp Kocsis przekonywał papieża Franciszka, że nie należy włączać grekokatolików Zakarpacia, nawet jako potencjalnej metropolii, do Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego. Biskup Kocsis, jak powiedział w wywiadzie dla radia Watykańskiego, wyrażał myśl „wszystkich mających korzenie w Mukaczewie – Słowaków, grekokatolików w Serbii i Chorwacji oraz Amerykanów z metropolii w Pitsburghu”. Nie negował, że Zakarpacie jest częścią Ukrainy, ale pod względem eklezjalnym, biorąc pod uwagę wieloetniczność  regionu, może i powinno być traktowane osobno.

Smutny fakt śmierci biskupa Milana Šašika sprawił, że powróciła kwestia statusu grekokatolików Zakarpacia, o której spekuluje się ostatnio przy okazji nieurzeczywistnionych i przeprowadzonych   zmian personalnych w Kongregacji Kościołów Wschodnich. Autor tych słów jest emocjonalnie zaangażowany po jednej stronie. Dlatego odsyła do opinii znawcy przedmiotu z innego kręgu. Włoski historyk Alessandro Milani, w odpowiedzi na sugestię o utworzeniu transnacjonalnego Kościoła rusińskiego, zamieścił komentarz na blogu watykanisty Sergio Magistera. Jego wniosek, po ukazaniu rozsianej po świecie mozaiki wspólnot wywodzących się z Zakarpacia,  jest jednoznaczny: „Zdefiniowanie tego zróżnicowanego »środowiska« jako »rusińskiego« wydaje mi się zatem redukcyjne i trudno sobie wyobrazić, że ktoś w Rzymie mógłby teoretyzować, by zjednoczyć je ponownie w »nowym ponadnarodowym Kościele«”. (http://magister.blogautore.espresso.repubblica.it/?s=ALESSANDRO+MILANI)

Okazuje się, że w życiu Kościoła trzydzieści lat to jeszcze zbyt krótki okres, by uregulować kwestie, które skomplikowały nie tylko dziesięciolecia panowania ateistycznego totalitaryzmu. Paradoksalnie  łatwiej wyjść na prostą w relacjach z katolikami innej tradycji niż z braćmi oddychającymi tym samym płucem.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz