środa, 5 października 2022

NATO nie, Kissinger tak

 

Według watykanisty włoskiego dziennika „Il Foglio” Matteo Matzuzziego „w Watykanie od zawsze podejrzewano, że zaproszenie do Kijowa ma na celu zainscenizowanie spotu w stylu nacjonalistycznym, z papieżem w otoczeniu niebiesko- żółtych flag, w towarzystwie przedstawicieli władz, którzy przed kamerami telewizji z całego świata ciskają gromy na Kreml oraz wymagają więcej broni i przyjęcia do NATO”. Byłoby to „wydarzenie”, które „zmiażdżyłoby Kościół katolicki, sytuując go na pozycjach atlantyckich (a zatem amerykańskich), i zrujnowało obraz najwyższego autorytetu duchowego, zainteresowanego tylko i wyłącznie osiągnięciem pokoju”. W opinii włoskiego dziennikarza mediacją papieża nie są obecnie zainteresowani ani Rosjanie, ani Ukraińcy. Ci ostatni waśnie z powodów wyżej opisanego planu instrumentalnego wykorzystania Franciszka. Papieski apel z ostatniej niedzieli porównuje Matzuzzi do interwencji Jana XXIII, który w roku 1962 pomógł zażegnać wojnę nuklearną między USA i ZSRR. To według niego realistyczne podejście: „winny jest Putin i dobrze, by się zatrzymał, ale konflikt się nie zakończy, jeśli ofiara (Zelenski) nie zgodzi się usiąść do stołu negocjacji, okazując gotowość do oddania czegoś”. Watykanista widzi tu wiele wspólnego z tym, co od miesięcy mówi Henry Kissinger, który „na negocjacjach i realizmie politycznym zna się jak mało kto”.

Włoscy watykaniści mają dobre rozeznanie w niuansach kurialnych kalkulacji. Jeśli rzeczywiście papież boi się, że w Kijowie stanie się marionetką na służbie ukraińskiego nacjonalizmu, i, z drugiej strony, w Watykanie panuje przekonanie, że bez „oddania czegoś” Putinowi „konflikt” się nie zakończy, to perspektywa odbudowy zaufania do rzymskiej Stolicy Apostolskiej wśród ogółu Ukraińców oddala się.

 

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz