DEMASKOWANIE ZŁA JEST PIERWSZYM KROKIEM DO JEGO POKONANIA – MYROSŁAW MARYNOWYCZ NA KONFERENCJI W RZYMIE
Wtorek, 20 maja 2025 r.
O teologii nadziei dla Ukrainy i z Ukrainy – konferencja zorganizowana przez Papieski Uniwersytet Gregoriański, Ukraiński Uniwersytet Katolicki (UUK) i Uniwersytet Notre Dame odbyła się w Rzymie w dniach 14–15 maja 2025 r.
Inauguracyjne wystąpienie na konferencji Myrosława Marynowycza – doradcy rektora UUK, obrońcy praw człowieka, działacza społecznego, członka-założyciela Ukraińskiej Grupy Helsińskiej, dysydenta i byłego więźnia politycznego.
Teologia nadziei dla Ukrainy i z Ukrainy
Szanowni Państwo, drodzy bracia i siostry w Chrystusie!
Chrystus zmartwychwstał!
To dla mnie zaszczyt, że mogę wygłosić to przemówienie programowe i serdecznie dziękuję organizatorom za zaproszenie.
Słowo klucz w tytule naszej konferencji to „nadzieja” i dla Ukraińców nie ma dzisiaj ważniejszego słowa. Dlatego tak cenne jest dla nas, że biskup Rzymu ponownie ogłosił rok 2025 Rokiem Jubileuszowym Nadziei. Im bardziej chwiejna jest nasza nadzieja na sprawiedliwe zakończenie agresji Rosji wobec Ukrainy, tym bardziej polegamy na słowach Jezusa: „U ludzi jest to niemożliwe, lecz u Boga wszystko jest możliwe” (Mt 19, 26). Jak przypomniał nam Wielce Błogosławiony Światosław, zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego, w swoim orędziu „Jezus Chrystus jest naszą nadzieją”, św. Jan Chryzostom nauczał: „Diabeł podsuwa nam myśli rozpaczy, aby zniszczyć naszą nadzieję w Bogu – tę bezpieczną kotwicę, ten filar naszego życia, tego przewodnika na drodze do nieba...”.
Zgodnie z tytułem konferencji, najpierw omówię teologię nadziei dla Ukrainy, a następnie teologię nadziei z Ukrainy.
Teologia nadziei dla Ukrainy
Polityczne konotacje teologii nadziei dla Ukrainy
Rosja kontynuuje wojnę przeciwko Ukrainie, dlatego uwaga wszystkich Ukraińców skupia się przede wszystkim na teatrze działań wojennych. To wiadomości wojskowe i polityczne budzą w nas nadzieję lub rozczarowanie, poczucie wdzięczności lub opuszczenia. Dlatego teologia nadziei dla Ukraińców ma wyraźne konotacje polityczne. W końcu stoimy przed prawdziwym wyzwaniem egzystencjalnym: reżim Putina publicznie postawił sobie za cel całkowite zniszczenie państwa ukraińskiego, tożsamości ukraińskiej i Kościołów ukraińskich i nie ukrywa, że dla niego „ostatecznym rozwiązaniem kwestii ukraińskiej” jest zaprzeczenie samego prawa Ukraińców do istnienia.
Dlatego z wielkim niepokojem obserwujemy pojawianie się opcji porozumienia „pokojowego”, które przewidują całkowitą kapitulację Ukrainy, milczą natomiast o pociągnięciu reżimu Putina do odpowiedzialności za zbrodnie, a jednocześnie nie wykluczają nawet zniesienia sankcji wobec niego. Takie scenariusze obejmowałyby nowych Chamberlainów, którzy ponownie dumnie ogłosiliby swoim wyborcom: „Przywieźliśmy wam pokój dla naszych czasów!”.
W rzeczywistości jednak skazałoby to świat na niekończące się powtarzanie tragedii. Na początku lat 90. nas, dysydentów z czasów sowieckich, nasi zachodni koledzy szczerze przekonywali, że wezwania do zorganizowania Norymbergi II będą szkodliwe, że powinniśmy po prostu odkreślić to, co było grubą kreską i zacząć wszystko od nowa, nie rozpamiętując przeszłości. Różnorodne argumenty były często bardzo moralne, ale w rzeczywistości opierały się na strachu przed możliwością wywołania na obszarze Europy Wschodniej chaosu konfliktu zbrojnego. Cóż, w 1991 roku udało się tego uniknąć. Jednak krwawy chaos 2022 roku przypomniał nam, że zbrodnie nieukarane i niespłacone, niczym nasiona chwastów pozostawione w ziemi, rodzą nowe, przerażające pędy. Rzeczywiście, Putin przekształcił swój reżim w reinkarnację reżimu czekistowskiego z poprzedniego imperium komunistycznego. Przywrócił Rosji upiory przeszłości, ponieważ niewielu w jej historii zostało ukaranych za swoje zbrodnie. Dlatego słynna fraza Dostojewskiego „Zbrodnia i kara” wisi nad tym krajem jak miecz Damoklesa.
Zwolnienie rosyjskich agresorów z odpowiedzialności w imię fikcyjnego pokoju przemieniłoby naszych „przywożących pokój” Chamberlainów w Jeremiaszy, którzy „podleczają rany córki mojego narodu pobieżnie, mówiąc: «Pokój, pokój», a pokoju nie ma” (Jer 8,11).
Wojna Rosji przeciwko Ukrainie spowodowała zbyt wiele cierpień dla nas, Ukraińców, abyśmy mogli stać bezczynnie, podczas gdy zachodnie demokracje wpadają ponownie w stare pułapki historyczne. Naszym celem nie jest krytykowanie Zachodu z pozycji rzekomej prawości i nieomylności, ale ostrzeganie Zachodu w oparciu o nasze gorzkie doświadczenia. Chcemy mieć pewność, że nie usłyszymy ponownie od zachodnich przywódców tego, co powiedział niemiecki prezydent Frank-Walter Steinmeier, który w kwietniu 2022 r. stwierdził:
„Zawiedliśmy na wielu frontach. To prawda, że powinniśmy byli potraktować ostrzeżenia naszych partnerów z Europy Wschodniej bardziej poważnie, zwłaszcza w odniesieniu do okresu po 2014 roku”.
Dlatego też obnażenie fałszywych wizji świata, które obecna wojna ujawniła swym ognistym światłem, otwiera okno nadziei dla Ukrainy.
Demaskowanie zła jest pierwszym krokiem do jego pokonania
Wojna ta zaskoczyła postmodernistyczny świat pogrążony w głębokim samozadowoleniu. Postmodernizm nie tylko zaprzeczył istnieniu absolutnego dobra i cnoty, lecz także ontologicznej istocie zła. W rzeczywistości wielu współczesnych chrześcijan czyta Nowy Testament z jego licznymi odniesieniami do ucieleśnionego diabła, ale tak naprawdę nie wierzy w nie. Wydaje się bowiem, że nie ma ontologicznego zła, a Jezus nie był kuszony na pustyni przez ucieleśnionego diabła, ale przez jego wirtualny obraz.
Ewangelista Łukasz stwierdza: „Wtedy wszedł szatan w Judasza, zwanego Iskariotą” (22,3). Od początku tej wojny Ukraińcy odbierają te słowa nie jako polemiczną przesadę, ale jako rzeczywiste działanie ucieleśnionego diabła. Ukraińcy widzą tego diabła niemal codziennie w rosyjskich salach tortur w Buczy i Mariupolu, w rosyjskich obozach koncentracyjnych dla jeńców, w bombardowaniach szpitali dziecięcych i oddziałów położniczych.
Wojna stawia przed ludzkością trudne pytanie: „Czy właściwie rozumiemy zło?”. Jeśli zło nie jest podmiotem destrukcyjnych działań w tym świecie, a jedynie mirażem stworzonym przez niezgodność interesów uczestników konkurencyjnej interakcji, to nie zostanie zauważone. A nawet jeśli zostanie dostrzeżone, nie zostanie potraktowane poważnie i nie spotka się z oporem. W rezultacie społeczność ludzka może stać się bezbronna wobec zła, ponieważ nie będzie wierzyła w jego istnienie. W konsekwencji będzie szukać rzekomo logicznego uzasadnienia dla zła.
Albo pojawi się inny problem. Na początku tej wojny retoryka wielu Europejczyków była zdominowana przez temat braterstwa: „Wy, Ukraińcy i Rosjanie, byliście braćmi – co stoi na przeszkodzie, abyście ponownie się pogodzili?”. Ukraińcy odpowiedzieli z bólem: „Cóż, Abel i Kain też byli braćmi”. Pozwolę sobie nieco rozwinąć tę analogię do Kaina, ponieważ moim zdaniem zawiera ona co najmniej jedną ważną kwestię.
Widzimy gotowość Boga do wysłuchania głosu ofiary – „Cóżeś uczynił? Krew brata twego głośno woła ku mnie z ziemi” (Rdz 4, 10). Innymi słowy, chrześcijanie powinni również patrzeć na konflikt oczami ofiary. Dokładnie to samo mówi Synod Biskupów Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego w swoim orędziu zatytułowanym „Uwalniajcie uciśnionego z rąk ciemiężcy”:
„Ukraińcy nie kwestionują znaczenia trzeźwej oceny zagrożeń i ostrożnego wyważania kroków politycznych. Ważne jest jednak, aby zachować zdolność spojrzenia na bieżące wydarzenia oczami ofiary”.
Moim zdaniem ta zdolność jest głównym warunkiem wstępnym demaskowania zła. Zło najpierw przybiera maskę cnoty, a gdy dochodzi do wniosku, że nadszedł czas jego zwycięstwa, zdejmuje tę maskę i ukazuje się przed ludzkością nago. Wtedy może zostać rozpoznane nawet przez tych, którzy utracili zdolność rozróżniania dobra od zła. To otwiera okno nadziei dla Ukraińców.
Duchowe aspekty imperatywów bezpieczeństwa
Świat zna klasyczną zasadę sprawiedliwości: „Kara musi być nieunikniona” – ale niestety logika polityczna często jest z nią sprzeczna. Dzisiaj myśl o ukaraniu Rosji wywołuje cichą panikę na Zachodzie. Ukraińcom nie udało się przekonać go, że zamiast odrzucać a priori możliwość upadku Rosji, lepiej jest doprowadzić do jej „kontrolowanego upadku”. Wielu zachodnich polityków woli utrzymać Rosję „na powierzchni”, aby zachować obecny układ geopolityczny i zapobiec wzrostowi potęgi Chin.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego Zachód zachowuje ostrożność: upadek Rosji mógłby spowodować, że broń jądrowa trafiłaby w ręce terrorystów. Ale czy Putin nie jest terrorystą? Czy ruiny ukraińskich miast są mniej poruszające niż ruiny bliźniaczych wież World Trade Center? Czy Putin nie szantażuje świata bronią jądrową? Jaka jest więc różnica między Putinem a Osamą bin Ladenem? Jedyna różnica polega na tym, że Putin ma pod palcami przycisk nuklearny. Powtarza się sytuacja z 1991 roku, gdy George Bush i Margaret Thatcher apelowali do Ukraińców, aby nie uciekali się do „destrukcyjnego nacjonalizmu” i nie dążyli do upadku ZSRR, ponieważ grozi to utratą kontroli nad arsenałem jądrowym. Dzisiaj Zachód, nawet sprzeciwiając się Rosji, nie pozwala upaść reżimowi Putina.
Dlatego nadzieja dla Ukrainy pojawi się, gdy świat w końcu opracuje własną wiarygodną wizję zakończenia tej wojny. Putin nie zmienił ani o jotę swojego stosunku do Ukrainy: zarówno państwo ukraińskie, jak i naród ukraiński muszą zniknąć. Mamy zatem trzy możliwe opcje.
Pierwsza zakłada, że zachodnie demokracje całkowicie porzucą swoje wartości. W końcu, jeśli Zachód zdecyduje się za wszelką cenę zapobiec upadkowi Rosji i pogodzić się z nią, musi szczerze powiedzieć sobie, że jest gotowy zaakceptować kolejne „ostateczne rozwiązanie kwestii narodowej”, tyle że tym razem nie żydowskiej, ale ukraińskiej. W tym przypadku pokój zostałby przywrócony poprzez niemal rytualną śmierć „kozła ofiarnego”, jakim ma stać się Ukraina. Co pozostałoby wtedy z etycznych ram Zachodu?
Druga opcja polega na odłożeniu rozwiązania kwestii rosyjskiej „na później”. W tym przypadku Ukraińcy byliby skazani na powtórkę rosyjskiej agresji pod lepiej przemyślanym pretekstem.
Wreszcie ostatnia opcja zakłada jasne zrozumienie, że sprawiedliwego pokoju nie da się osiągnąć kosztem zaprzeczenia prawdy i za cenę porażki etycznej. Prorok Izajasz opisuje warunki konieczne do trwałego pokoju i spokoju: „Dziełem sprawiedliwości będzie pokój, a owocem prawa – wieczyste bezpieczeństwo” (Iz 32,17). W pierwszej połowie XX wieku metropolita Andrzej Szeptycki, który przeżył dwie wojny światowe, powiedział również:
„Wszyscy bowiem rozumieją, że pokój, który nie uwzględnia potrzeb narodów i w którym narody czują się obrażone i rzeczywiście są obrażone, nie byłby pokojem, ale raczej przyczyną nowych i gorszych komplikacji oraz wzajemnej nienawiści, które musiałyby doprowadzić do nowych wojen”.
Biskup Desmond Tutu ujął to prosto: „Jeśli pozostajesz neutralny w sytuacjach niesprawiedliwości, opowiadasz się po stronie ciemiężcy”.
Dlatego Kościół musi ostrzegać społeczeństwo przed nadmiernym zaufaniem do imperatywów bezpieczeństwa sformułowanych przez logikę polityczną.
O „teologii nadziei z Ukrainy”
Ukraina to nie tylko problem, lecz także rozwiązanie
Będąc w przeszłości narodem zniewolonym, Ukraińcy przez długi czas naturalnie doświadczali kompleksu niższości. Dlatego dla wielu z nas miłą niespodzianką było to, że Ukraina sama stała się źródłem nadziei. Jak stwierdzono w przemówieniu rektora Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego w lutym 2025 r.:
„... Trzeci rok tej strasznej wojny stał się imponującym cudem naszej odporności i niepokonanej siły. I tylko Bóg wie, skąd nasi wyczerpani obrońcy czerpią siły, aby utrzymać front i nadal odpierać wroga. Jesteśmy przekonani, że nadejdzie dzień, w którym wszystkie te pozornie małe i niezauważalne osiągnięcia połączą się w naszych umysłach i umysłach całego świata w jeden wielki Cud, który Pan objawił naszemu cierpiącemu narodowi i który nie mógłby się zrealizować, gdyby w naszych sercach nie płonęła nadzieja”.
Gdyby moi towarzysze, którzy zginęli w łagrach Breżniewa, mogli zobaczyć dzisiejszą Ukrainę, bez wątpienia byliby dumni z obecnej zdolności narodu do obrony.
Przez długi czas świat również nie wierzył w Ukrainę. W oczach Europejczyków Kijów był jak nieatrakcyjny Nazaret, z którego nie mogło wyjść nic dobrego (por. J 1, 46). Do niedawna Ukraina była postrzegana jako źródło problemów na świecie i wydaje się, że administracja Trumpa podziela tę opinię. Podzielam jednak przekonanie ukraińskiego historyka Jarosława Hrycaka, że „Ukraina to nie tylko problem, Ukraina to także rozwiązanie”. Aby to dostrzec, musimy jednak zmienić perspektywę.
W walce o przetrwanie Ukraina zwraca się do świata językiem wartości, który nieuchronnie zastąpi język narodowego egoizmu, tak popularny obecnie. Logika narodowego egoizmu nieuchronnie prowadzi bowiem do nowego globalnego konfliktu, co wielokrotnie miało miejsce w historii ludzkości. Dlatego ofiarne świadectwo Ukrainy daje nadzieję, że takiego zakończenia można uniknąć.
Wojna na Ukrainie a katolicka nauka społeczna
Ciekawą cechę dostrzegł metropolita filadelfijski Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego Borys Gudziak, który wielokrotnie argumentował, że reakcja Ukrainy na tę wojnę, jej męstwo i skuteczność odzwierciedlają podstawowe zasady chrześcijańskiej nauki społecznej.
Rzeczywiście, podczas tej brutalnej wojny odporność Ukraińców nie byłaby możliwa, gdyby nie fakt, że de facto przestrzegają oni zasad nauczania społecznego. Do niedawna wewnętrznie podzielony naród wykazał się niesamowitą solidarnością, która pozwala mu przezwyciężyć strach i budować „życie pośród ruin”, czyli nie popadać w rozpacz.
Świadome poczucie podmiotowości pozwala nam odczuwać daną przez Boga godność i nie postrzegać siebie jako ziarenka piasku, od którego nic nie zależy. Domaganie się przez Ukraińców prawa do samostanowienia i swobodnego wyboru przynależności stanowi potężną przeciwwagę dla odradzającego się myślenia blokowego, które w przeszłości pozbawiło głosu tak zwane „małe” lub „nieistotne” narody.
Wydaje się jednak, że obecnie istnieje pewna niejasność co do tego, jak doktryna katolicka ocenia takie pojęcia, jak „wojna sprawiedliwa” i „sprawiedliwy pokój”. W praktyce katolickiej od dawna istnieje tendencja do zastępowania pierwszego terminu drugim, ale jak okazało się podczas obecnej wojny rosyjsko-ukraińskiej, pojęcie „sprawiedliwego pokoju” nie jest w stanie adekwatnie odpowiedzieć na wszystkie pojawiające się problemy.
W szczególności mowa tu o dostawach broni śmiercionośnej. Nie da się ukryć, że społeczeństwo ukraińskie było zszokowane sygnałami płynącymi z niektórych kręgów świata katolickiego, kwestionującymi dostawy broni na Ukrainę. Sygnały te brzmiały dla Ukraińców jak zaprzeczenie ich prawa do samoobrony. W końcu potrzeba nowoczesnej broni zdolnej powstrzymać agresora jest obecnie prawdopodobnie najważniejszą praktyczną potrzebą Ukrainy. Jeśli potrzeba ta nie zostanie zaspokojona, Ukraińcy pytają, jak możemy opłakiwać cierpienia ofiar tej wojny? W końcu reżim Putina publicznie postawił sobie za cel „ostateczne rozwiązanie kwestii ukraińskiej”, co oznacza zaprzeczenie samego prawa Ukraińców do istnienia.
Podczas osobistego spotkania w czerwcu 2022 r. ze świętej pamięci papieżem Franciszkiem zadałem Ojcu Świętemu pytanie: czy mamy prawo się bronić. Papież Franciszek odpowiedział: „Niebronienie się w takich okolicznościach jest równoznaczne z samobójstwem”.
W 2001 r. uczestniczyłem w Synodzie Biskupów Kościoła Katolickiego jako audytor i byłem świadkiem osiągnięcia konsensusu w trudnych kwestiach doktrynalnych. Dlatego osobiście oczekuję, że papież Leon XIV zwoła nadzwyczajny Synod Biskupów w celu omówienia i wyjaśnienia niejednoznacznych lub ambiwalentnych kwestii doktrynalnych dotyczących wojny i pokoju. Jestem przekonany, że okoliczności heroicznej obrony Ukraińców będą ważnym impulsem do wyjaśnienia katolickiej nauki społecznej.
Dlatego też wytrwałość Ukraińców, którzy opierają się na prawie międzynarodowym i poprzez swoje poświęcenie tworzą przestrzeń dla przywrócenia ładu światowego, jest po prostu kolejnym aspektem nadziei.
Utrzymanie pokoju a ustępstwa wobec agresora
Bardzo często pokój postrzegany jest na świecie jako brak wojny, dlatego wielu polityków dąży do jak najszybszego pogodzenia nas z Rosjanami. Zastanówmy się jednak nad tym, co o tym, na podstawie chrześcijańskiej nauki społecznej, pisze dziekan Wydziału Filozoficznego i Teologicznego Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego ks. Jurij Szczurko:
„Pokój jest konsekwencją Bożego ładu... Pokój nie jest brakiem wojny, ale pozytywną koncepcją o własnej treści... Pokój Boży nie jest zgodny ze złem! Nie można tolerować grzechu i mówić o pokoju Bożym. Pokój Boży jest zawsze owocem wyrzeczenia się zła i zjednoczenia z Bogiem...”.
Dlatego chrześcijańska nauka społeczna jasno stwierdza, że chrześcijanie powinni głosić pokój oparty na prawdzie i sprawiedliwości. Wynika to ze słów proroka Zachariasza: „A takie przykazania powinniście zachować: Bądźcie prawdomówni wobec bliźnich, w bramach waszych ogłaszajcie wyroki sprawiedliwe, zapewniajcie zgodę” (Zach 8,16).
My, chrześcijanie, znamy jednoznaczny nakaz z Kazania na Górze: „Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi” (Mt 5, 9). Nie ma wątpliwości: słowa te są kwintesencją chrześcijaństwa. Ale czy wszystkie wysiłki na rzecz pokoju przyczyniają się do ustanowienia pokoju Bożego? W końcu terminy „budowanie pokoju” i „ustępstwa wobec agresora” nie są synonimami! Dlatego ważne jest, aby właściwie rozwiązać słynny dylemat „bezpieczeństwo kontra wartości”.
Im więcej zbrodni wojennych popełnia Rosja w Ukrainie, tym większej wagi nabierają argumenty etyczne w ocenie wydarzeń. Nie sposób nie zauważyć, że świat stracił co najmniej 11 lat, próbując uspokoić agresora. Jednak ten pozorny spokój jest właśnie niebezpieczną pułapką: ignorowanie wartości powoduje takie zaburzenia na świecie, które zagrażają temu, czego się chce chronić, a mianowicie bezpieczeństwu. I niezmiennie znajdujemy tego potwierdzenie: dziś jesteśmy bliżej III wojny światowej niż w 2014 roku.
Dlatego nadzieja płynąca dziś z Ukrainy polega na tym, że kraj ten przypomina światu o niepodważalnym znaczeniu wartości dla ustanowienia trwałego pokoju. Nie dlatego, że Ukraińcy są prawi, ale dlatego, że rozumieją realia tej wojny z perspektywy ofiary.
Pokonać rozpacz nadzieją
Jednak nawet tutaj, w obliczu tego złowrogiego i skoncentrowanego zagrożenia, jest nadzieja, ponieważ dla chrześcijan czas zmiany paradygmatu nie musi być ostateczną klątwą. Z perspektywy Nowego Testamentu jest to czas pełen nadziei: „Jam Alfa i Omega, Początek i Koniec” – mówi Pan – „Ja pragnącemu dam darmo pić ze źródła wody życia” (Ap 21, 6).
Ukraińcy chcą więc postrzegać obecny kryzys nie jako karę Bożą, lecz jako miłosierdzie Boże, ponieważ kryzys ten może przekształcić się w ogromną szansę, która nas zbawi. Do tego wniosku prowadzi mnie pozornie paradoksalna formuła apostoła Pawła: „Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5, 20). Ten czas jest psychologicznie bardzo trudny do przeżycia, ponieważ zło wydaje się wszechmocne i niepokonane. Jednak według apostoła dominacja grzechu nie powinna prowadzić do utraty wiary w zwycięstwo Boga. Wydaje się bowiem, że wzrost grzechu jest dowodem na to, że gdzieś w niewidzialnym epicentrum następuje intensywny wzrost łaski. W ten sposób wszechobecna i pozornie wszechogarniająca entropia (wzrost chaosu) zostaje pokonana przez stworzenie nowego porządku.
Od dawna obserwuje się interesujący wzorzec: im bardziej wartości w świecie ulegają rozkładowi, tym bliżej jesteśmy momentu całkowitego zresetowania platformy wartości. Tak działa „ręka” Pana, która okresowo oczyszcza ziemię „z wszelkiej nieczystości”. Przypomnijmy sobie „godzinę szatana” podczas Męki Pańskiej, kiedy zło na krótko zdobyło władzę nad Synem Bożym. Wydawało się, że zwycięstwo szatana jest pewne: „Uderzę pasterza, a rozproszą się owce stada” (Mt 26, 31). Ale zwycięstwo to było w rzeczywistości pozorne, ponieważ w tym samym momencie, poprzez dobrowolną ofiarę Jezusa, Bóg „wyhodował kryształ” nowego porządku świata, Nowego Stworzenia. Mamy tego bezpośrednie potwierdzenie w Apokalipsie: „Oto wszystko czynię nowe” (Ap 21, 5).
Nie rozpaczajmy więc nad obecnym „czasem szatana”. Wierzmy, że za nim kryje się stwarzanie przez Boga w jakimś niewidzialnym miejscu nowego rozwiązania dla świata – nowego systemu bezpieczeństwa w stosunkach międzynarodowych. A z faktu, że zło tak bardzo chce zniszczyć Ukrainę, wnioskuję, że to właśnie na Ukrainie dojrzewa to rozeznanie. Dlatego obecna epoka nie jest czasem rozpaczy, ale prawdziwej nadziei.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz