Prawica w Polsce troszczy
się nie tylko o zbawienie prawosławnych (zob. poprzedni wpis). Spokoju nie daje
jej wisząca nad grekokatolikami groźba wyboru fałszywej drogi. Dla Grzegorza
Górnego, autora tekstu „Zapomniany prorok” („Sieci”, 28/2018), te dwie drogi uosabiają dwaj biskupi.
Pierwszy wywodził się z
Szeptyckich, którzy „należeli do jednego z najbardziej znanych rodów
bojarskich, składających się na wieloetniczną mozaikę dawnej Rzeczypospolitej”.
Metropolita Andrzej Szeptycki przejęty był misją nawrócenia Rosji, a jego
rusofilstwo przejawiało się w dążeniu „do upodobnienia obrzędowości greckokatolickiej
do prawosławnej, i to w jej moskiewskiej formule”. Jego faworyt ks. Kostelnyk stał na czele
renegatów, którzy na pseudosynodzie we Lwowie w 1946 roku ogłosili
samolikwidację Kościoła greckokatolickiego i dobrowolne wcielenie
grekokatolików do Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego.
Drugi hierarcha „uważał, że
Ukraina powinna zdecydowanie wybrać opcję europejską i zakorzenić się w
katolicyzmie”. Krytykował Szeptyckiego „za to, że kierował Kościół greckokatolicki
ku temu, co stanowiło jego największe nieszczęście: rusofilskiej schizmie i
nacjonalistycznej herezji”. Zaś opublikowane zapiski bpa Grzegorza Chomyszyna
pt. „Dwa królestwa” „mogą zahamować lub nawet uniemożliwić wyniesienie
metropolity na ołtarze. Tym bardziej że
jak najgorsze świadectwo wystawia mu nie byle kto, bo męczennik i błogosławiony
Kościoła katolickiego”.
Górny na grekokatolików
patrzy przez pryzmat Rosji. Dla niego Kościół greckokatolicki „powstał”, bo po
roku 1589, gdy „metropolita Moskwy ogłosił się patriarchą”, dla prawosławnych obywateli
Rzeczypospolitej wizja podporządkowania Moskwie „była nie do przyjęcia” i
dlatego „większość biskupów postanowiła pojednać się z Rzymem. Taka była geneza
unii brzeskiej w roku 1596”. Najwybitniejsi historycy unii brzeskiej, na
podstawie analizy źródeł jednoznacznie stwierdzają dziś, że czynnik rosyjski w
genezie unii zawartej w latach 1595-1596 odgrywał zaskakująco małą rolę. A o „powstaniu”
Kościoła greckokatolickiego w roku 1596 mówi się tu: http://bogdanpanczak.blogspot.com/2018/05/czesc-czy-wiekszosc-woko-genezy-unii.html
Utożsamianie działań
zmierzających do oczyszczenia wschodniej tradycji liturgicznej z obcych jej
naleciałości z rusofilstwem, biorące się z przeceniania roli Rosji w świecie
wschodniego chrześcijaństwa, cechowało także błogosławionego Grzegorza. O
rozwianych wątpliwościach odnośnie liturgicznego dzieła metropolity Szeptyckiego:
http://bogdanpanczak.blogspot.com/2018/04/na-kresach-bez-zmian.html
Krok za krokiem wydawcy „Dwóch
królestw” osiągają swoje cele. Lektura tekstów dodanych do zapisków
błogosławionego i innych związanych z „Dwoma królestwami” wystąpień – bo stąd
pochodzą wymienione wyżej „prawdy” – skłania znanego publicystę do napisania w
prawie oficjalnym wydaniu rządzącej partii, że „na Ukrainie trwa gloryfikacja
banderyzmu, a tamtejszy Kościół greckokatolicki w dużej mierze wspiera ten
proces”. Pierwszym celem jest storpedowanie beatyfikacji metropolity
Szeptyckiego, o czym w prelekcyjnym zapale mówi spiritus movens wydania „Dwóch
królestw”. Drugim – utwierdzenie w Polsce – wypowiedzianej niegdyś i
powtórzonej niedawno – tezy o utracie przez Kościół greckokatolicki
eklezjalnego charakteru i wdrukowywanie wniosku, że staje się on przybudówką współczesnego
ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego.
Siła rażenia tekstu w
popularnym wydaniu jest wprost proporcjonalna do rosnącej u przeciętnego czytelnika
organicznej niechęci do zgłębiania źródeł. Kto zada sobie trud, by poznać
dramat „faworyta” metropolity Szeptyckiego, by zrozumieć nonsens sformułowania
o jego staniu „na czele” intrygi, która od początku do końca była reżyserowana
przez NKWD. Kto przeczyta niedawny list pasterski z okazji stulecia odzyskania
przez Ukrainę niepodległości, w którym greckokatoliccy biskupi odrzucają
ideologie, „które wszystko, w szczególności Kościół i samo państwo
podporządkowują idei narodu; negują wolność i prawa człowieka, a co
najważniejsze – jego godność osobistą, pochodzącą od Boga; gardzą
przedstawicielami innych narodowości, ras czy religii; sieją nienawiść i
wrogość, zachęcają do ślepej przemocy dla osiągnięcia swego politycznego celu”.
Grzegorz Górny ubolewa, że w przeciwieństwie do Szeptyckiego,
myśl Chomyszyna „pozostaje na Ukrainie nieznana i dopiero teraz zaczyna się powoli
przebijać do tamtejszych wiernych”. Autor „Sieci” podsumowuje: „Warto, by
poznali oni poglądy swego zapomnianego proroka i mogli dokonać świadomego
wyboru własnej tradycji”.
Mam rozumieć, że Kościół greckokatolicki nieświadomie, oprócz
płynących z jego wnętrza tendencji, przyjmuje nauczanie Urzędu
Nauczycielskiego, wyrażone w dokumentach Vaticanum II, listach św. Jana Pawła
II („Orientale lumen”) etc., które jednoznacznie określają misję i powołanie
Wschodnich Kościołów Katolickich jako autentycznych świadków wschodniej tradycji?
Robi to wbrew swoim wiernym, dla których „wybór opcji europejskiej i
zakorzenienie w katolicyzmie” ma się wyrażać w upodabnianiu do tradycji
łacińskiej?
Upraszczając, można greckokatolickie kwestie obrządkowe
porównać do problemu z lefebrystami w Kościele rzymskokatolickim. Wyobraźmy
sobie, że nie tylko jakiś publicysta, ale biskup greckokatolicki (jak z drugiej
strony robi to pewien propagujący „Dwa królestwa” emerytowany hierarcha
łaciński z Ukrainy w stosunku do grekokatolików) przekonuje, że autentyczną
tradycję łacińską zachowali zwolennicy liturgii trydenckiej? Niewyobrażalne.
Ale wspomniany emeryt niestrudzenie robi swoje.
Dotychczas, co irytuje nie tylko autora tych słów,
Kościół greckokatolicki na Ukrainie nie potraktował z należytą powagą – pożyczę
to słowo od innego krytyka – hucpy wydania w Polsce „Dwóch królestw”. Z
perspektywy kraju w stanie wojny, gnębionego wszelkimi kryzysami, cała sprawa
może wydawać się błahostką. Tekst w „Sieciach”, po dwukrotnym odwoływaniu się
do zapisków błogosławionego przez przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski
i listach od siedemnastu biskupów diecezjalnych, którzy podziękowali naszemu
emerytowi za przesłane egzemplarze polskiego przekładu „Dwóch królestw”, dzięki
którym mieli lepiej zrozumieć genezę problemów polsko-ukraińskich, pokazuje, że
dalsza zwłoka tylko pogłębi zamęt i utwierdzi fałszywe przekonania.
P.S. Lista odnośnych tekstów
http://bogdanpanczak.blogspot.com/2016/11/bezcenne-zrodo-vs-manipoulacja.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz