niedziela, 15 lipca 2018

Świadomy wybór


Prawica w Polsce troszczy się nie tylko o zbawienie prawosławnych (zob. poprzedni wpis). Spokoju nie daje jej wisząca nad grekokatolikami groźba wyboru fałszywej drogi. Dla Grzegorza Górnego, autora tekstu „Zapomniany prorok” („Sieci”, 28/2018),  te dwie drogi uosabiają dwaj biskupi.

Pierwszy wywodził się z Szeptyckich, którzy „należeli do jednego z najbardziej znanych rodów bojarskich, składających się na wieloetniczną mozaikę dawnej Rzeczypospolitej”. Metropolita Andrzej Szeptycki przejęty był misją nawrócenia Rosji, a jego rusofilstwo przejawiało się w dążeniu „do upodobnienia obrzędowości greckokatolickiej do prawosławnej, i to w jej moskiewskiej formule”.  Jego faworyt ks. Kostelnyk stał na czele renegatów, którzy na pseudosynodzie we Lwowie w 1946 roku ogłosili samolikwidację Kościoła greckokatolickiego i dobrowolne wcielenie grekokatolików do Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego.

Drugi hierarcha „uważał, że Ukraina powinna zdecydowanie wybrać opcję europejską i zakorzenić się w katolicyzmie”. Krytykował Szeptyckiego „za to, że kierował Kościół greckokatolicki ku temu, co stanowiło jego największe nieszczęście: rusofilskiej schizmie i nacjonalistycznej herezji”. Zaś opublikowane zapiski bpa Grzegorza Chomyszyna pt. „Dwa królestwa” „mogą zahamować lub nawet uniemożliwić wyniesienie metropolity na ołtarze. Tym  bardziej że jak najgorsze świadectwo wystawia mu nie byle kto, bo męczennik i błogosławiony Kościoła katolickiego”.

Górny na grekokatolików patrzy przez pryzmat Rosji. Dla niego Kościół greckokatolicki „powstał”, bo po roku 1589, gdy „metropolita Moskwy ogłosił się patriarchą”, dla prawosławnych obywateli Rzeczypospolitej wizja podporządkowania Moskwie „była nie do przyjęcia” i dlatego „większość biskupów postanowiła pojednać się z Rzymem. Taka była geneza unii brzeskiej w roku 1596”. Najwybitniejsi historycy unii brzeskiej, na podstawie analizy źródeł jednoznacznie stwierdzają dziś, że czynnik rosyjski w genezie unii zawartej w latach 1595-1596 odgrywał zaskakująco małą rolę. A o „powstaniu” Kościoła greckokatolickiego w roku 1596 mówi się tu: http://bogdanpanczak.blogspot.com/2018/05/czesc-czy-wiekszosc-woko-genezy-unii.html

Utożsamianie działań zmierzających do oczyszczenia wschodniej tradycji liturgicznej z obcych jej naleciałości z rusofilstwem, biorące się z przeceniania roli Rosji w świecie wschodniego chrześcijaństwa, cechowało także błogosławionego Grzegorza. O rozwianych wątpliwościach odnośnie liturgicznego dzieła metropolity Szeptyckiego: http://bogdanpanczak.blogspot.com/2018/04/na-kresach-bez-zmian.html

Krok za krokiem wydawcy „Dwóch królestw” osiągają swoje cele. Lektura tekstów dodanych do zapisków błogosławionego i innych związanych z „Dwoma królestwami” wystąpień – bo stąd pochodzą wymienione wyżej „prawdy” – skłania znanego publicystę do napisania w prawie oficjalnym wydaniu rządzącej partii, że „na Ukrainie trwa gloryfikacja banderyzmu, a tamtejszy Kościół greckokatolicki w dużej mierze wspiera ten proces”. Pierwszym celem jest storpedowanie beatyfikacji metropolity Szeptyckiego, o czym w prelekcyjnym zapale mówi spiritus movens wydania „Dwóch królestw”. Drugim – utwierdzenie w Polsce – wypowiedzianej niegdyś i powtórzonej niedawno – tezy o utracie przez Kościół greckokatolicki eklezjalnego charakteru i wdrukowywanie wniosku, że staje się on przybudówką współczesnego ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego.

Siła rażenia tekstu w popularnym wydaniu jest wprost proporcjonalna do rosnącej u przeciętnego czytelnika organicznej niechęci do zgłębiania źródeł. Kto zada sobie trud, by poznać dramat „faworyta” metropolity Szeptyckiego, by zrozumieć nonsens sformułowania o jego staniu „na czele” intrygi, która od początku do końca była reżyserowana przez NKWD. Kto przeczyta niedawny list pasterski z okazji stulecia odzyskania przez Ukrainę niepodległości, w którym greckokatoliccy biskupi odrzucają ideologie, które wszystko, w szczególności Kościół i samo państwo podporządkowują idei narodu; negują wolność i prawa człowieka, a co najważniejsze – jego godność osobistą, pochodzącą od Boga; gardzą przedstawicielami innych narodowości, ras czy religii; sieją nienawiść i wrogość, zachęcają do ślepej przemocy dla osiągnięcia swego politycznego celu”.

Grzegorz Górny ubolewa, że w przeciwieństwie do Szeptyckiego, myśl Chomyszyna „pozostaje na Ukrainie nieznana i dopiero teraz zaczyna się powoli przebijać do tamtejszych wiernych”. Autor „Sieci” podsumowuje: „Warto, by poznali oni poglądy swego zapomnianego proroka i mogli dokonać świadomego wyboru własnej tradycji”.

Mam rozumieć, że Kościół greckokatolicki nieświadomie, oprócz płynących z jego wnętrza tendencji, przyjmuje nauczanie Urzędu Nauczycielskiego, wyrażone w dokumentach Vaticanum II, listach św. Jana Pawła II („Orientale lumen”) etc., które jednoznacznie określają misję i powołanie Wschodnich Kościołów Katolickich jako autentycznych świadków wschodniej tradycji? Robi to wbrew swoim wiernym, dla których „wybór opcji europejskiej i zakorzenienie w katolicyzmie” ma się wyrażać w upodabnianiu do tradycji łacińskiej? 

Upraszczając, można greckokatolickie kwestie obrządkowe porównać do problemu z lefebrystami w Kościele rzymskokatolickim. Wyobraźmy sobie, że nie tylko jakiś publicysta, ale biskup greckokatolicki (jak z drugiej strony robi to pewien propagujący „Dwa królestwa” emerytowany hierarcha łaciński z Ukrainy w stosunku do grekokatolików) przekonuje, że autentyczną tradycję łacińską zachowali zwolennicy liturgii trydenckiej? Niewyobrażalne. Ale wspomniany emeryt niestrudzenie robi swoje.

Dotychczas, co irytuje nie tylko autora tych słów, Kościół greckokatolicki na Ukrainie nie potraktował z należytą powagą – pożyczę to słowo od innego krytyka – hucpy wydania w Polsce „Dwóch królestw”. Z perspektywy kraju w stanie wojny, gnębionego wszelkimi kryzysami, cała sprawa może wydawać się błahostką. Tekst w „Sieciach”, po dwukrotnym odwoływaniu się do zapisków błogosławionego przez przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski i listach od siedemnastu biskupów diecezjalnych, którzy podziękowali naszemu emerytowi za przesłane egzemplarze polskiego przekładu „Dwóch królestw”, dzięki którym mieli lepiej zrozumieć genezę problemów polsko-ukraińskich, pokazuje, że dalsza zwłoka tylko pogłębi zamęt i utwierdzi fałszywe przekonania.

P.S. Lista odnośnych tekstów
http://bogdanpanczak.blogspot.com/2016/11/bezcenne-zrodo-vs-manipoulacja.html









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz