sobota, 29 stycznia 2022

Długie trwanie fazy odpychania

 

Specjalizujący się w tematyce ukraińskiej redaktor Paweł Smoleński kontynuuje na łamach „Gazety Wyborczej” temat nowej książki prof. Mirosława Ryby z KUL „Kościół i państwo na kresach południowo-wschodnich II Rzeczypospolitej”. Po rozmowie z prof. Igorem Hałagidą, zrelacjonował dyskusję nad książką, która odbyła się w siedzibie IPN w Warszawie. W tytule rozmowy czytamy, że „książka utrudni dialog polsko-ukraiński”. Raczej potwierdzi u ukraińskiej strony wizerunek jej autora, który od dłuższego czasu (zob. http://bogdanpanczak.blogspot.com/2017/01/barbarzynska-alternatywa.html) głosi poglądy wyrażone w ostatniej książce. Omówienie dyskusji, napisane w ironicznym stylu, redaktor Smoleński napisał chyba po jednorazowym jej wysłuchaniu. Stąd przekręcenie słów ministra Czarnka o „łatwiejszym dogadaniu się” z księdzem greckokatolickim we Lwowie niż z imamem w Berlinie. Minister mówił o perspektywie następnych 15-20 lat, redaktor napisał o II RP. Dialog polsko-ukraiński musi być budowany na uważnym słuchaniu, także ipeenowskiej dyskusji. Sam, po kilkunastokrotnym odsłuchaniu  nie potrafię powiedzieć, czy prof. Andrzej Gil powiedział o Kościele greckokatolickim, że poszedł na jakieś manowce i „szukał inspiracji nie tam, gdzie trzeba”, czy też jej „szuka”.

Nie dziwi mnie to, co mówi i pisze prof. Ryba, ani minister Czarnek. Z rosnącym zdumieniem odbieram natomiast wypowiedzi prof. Gila. W warszawskiej dyskusji ukazał Kościół greckokatolicki w zaborze austriackim jako skostniałą biurokratyczną strukturę, pozbawioną duchowości i katolickości, a w II RP jako rozdarty między przeciwstawnymi tendencjami.  A do tego ten Kościół „niestety stracił więź z polskością, z Polską, nabył inny rodzaj więzi, taki powiedziałbym trochę osadzony w próżni, bo tak naprawdę czym było państwo ukraińskie w latach dwudziestych-trzydziestych. Było sowiecką republiką. Dzisiejsza Ukraina jest produktem sowieckim. Tam nie ma nic z myśli Petlury, nawet nie ma nic z myśli Doncowa, czy z myśli Bandery. To jest produkt stricte sowiecki. Kościół greckokatolicki poszedł na jakieś manowce, szukał/szuka inspiracji nie tam, gdzie trzeba”.

W takiej wizji istnienie Kościoła uzależnione jest od istnienia państwa. Jest państwo, istnieje Kościół. Państwo jest ateistyczne, Kościół wiąże się z próżnią. Jeśli w jakimś państwie Kościół mniejszościowy rozwija swoją tożsamość, to dzieje się to „niestety”.

To niby detal, ale pokazuje, jak zwalczana przez lubelskich historyków „banderyzacja”, wpływa na pamięć. Profesor Gil wspomniał o „jakimś kongresie nacjonalistycznym we Lwowie” na przełomie lat 80. i 90., na który pojechali Bogumiła Berdychowska i Adam Michnik. W sali były emblematy miast ukraińskich, i tam były herby Przemyśla i Chełma. Gil pomyślał sobie: „zaraz, dlaczego my tam jesteśmy, dlaczego jedna z czołowych postaci życia politycznego w Polsce godzi się na coś takiego, żeby było expressis verbis wyrażone, że Chełm i Przemyśl mają należeć do jakiejś wyśnionej wielkiej Ukrainy”.

8-10 września 1989 roku w Kijowie odbył się I zjazd Ludowego Ruchu Ukrainy na Rzecz Przebudowy, „potężnej ligi obywatelskiej, wzorowanej trochę na litewskim Sajudisie, trochę na polskiej Solidarności”(Tadeusz Andrzej Olszański). Oprócz Michnika byli tam Borusewicz i Janas. W sali były rzeczywiście herby wszystkich ziem ukraińskich. Ale nikt tam wtedy nie myślał o budowaniu „wielkiej Ukrainy” poprzez zabieranie Polsce Przemyśla i Chełma.

Dla św. Jana Pawła II Lublin to miasto, które „posiada swą historyczną wymowę. Jest to nie tylko wymowa unii lubelskiej, ale wszystkiego, co stanowi dziejowy, kulturowy, etyczny i religijny kontekst tej unii. Cały wielki dziejowy proces spotkania pomiędzy Zachodem a Wschodem. Wzajemnego przyciągania się i odpychania. Odpychania — ale i przyciągania”. Te słowa padły na KUL-u w roku 1987. Uderzają końcowe słowa świętego profesora: „I proces ten nie jest zakończony”.