poniedziałek, 24 lutego 2020

Blisko, coraz bliżej?


Prezydent Putin pozazdrościł swojemu poprzednikowi na Kremlu i wypowiedział się w kwestii języków. A w zasadzie jednego, wspólnego do XIII wieku języka Rosjan i Ukraińców. Według niego dopiero pod wpływem polonizacji tych Ukraińców, którzy żyli w Rzeczypospolitej, gdzieś w XVI wieku zjawiły się pierwsze różnice językowe. 

Identyczność języka to prosta konsekwencja tego, że –  cytuję słowa Putina z wywiadu dla TASS z 21 lutego –   „jak wielokrotnie mówiłem: uważam, że jesteśmy jednym i tym samym narodem”. Dopiero wskutek tego, że część ludzi żyła w sąsiedztwie katolickiego świata, zaczęli oni postrzegać siebie jako w pewnym stopniu niezależnych od państwa rosyjskiego. – Jak do tego podchodzić, pyta gospodarz Kremla. I odpowiada: z szacunkiem, ale nie zapominając o naszym pokrewieństwie. 

Ukraińską sprawą, kontynuował Putin, w szczególny sposób zaczęły grać w przededniu I wojny światowej austriackie służby specjalne. Dlaczego? „To znana zasada: »dziel i rządź«. Absolutnie zrozumiała rzecz”, skwitował Władimir Władimirowicz. 

Jego wywody, powtarzające znane już tezy, można by zignorować, gdyby nie zdumiewająca zgodność ostatniego twierdzenia z tym, co prawie dwa lata temu napisał moralny lider polskiego środowiska, które z definicji nie powinno przejawiać jednomyślności z przywódcą powstającego z kolan imperium. W odpowiedzi na tweet z 6 kwietnia 2018 r. ambasadora Ukrainy w Polsce, który podziękował ukraińskim studentom Kolegium Europejskiego w Natolinie za promocję Ukrainy podczas dnia Ukrainy i Austrii, ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski opublikował na Facebooku komentarz: „Co by nie mówić, to właśnie Austria w myśl zasady »dziel i rządź« przerobiła w XIX w. Rusinów na Ukraińców, szczując ich przeciwko Polakom. To samo w XX w. czyniła III Rzesza i jej agenci (Bandera, Szuchewycz). Skutki tego są do dziś. I wbrew naiwnym oczekiwaniom »giedroyciowców« Kijowowi zawsze było, jest i będzie bliżej nie do Warszawy, ale do Wiednia i Berlina”

Może jednak trzeba przedefiniować niektóre rzeczy. I dopuścić do świadomości, że zwycięża zasada wróg mojego wroga jest moim przyjacielem.





środa, 12 lutego 2020

Pięć minut trzech spraw


Chrześcijaństwo wschodnie ma w Polsce swoje pięć minut zawsze gdy chodzi o jedną z trzech rzeczy: celibat, historia, turystyka. O pierwszej mówiło się ostatnio najwięcej. Historia królowała przy okazji filmu „Wołyń”. Jego reżyser mówił o „rozegraniu” delikatnej kwestii prawosławno-greckokatolickiej: http://bogdanpanczak.blogspot.com/2016/10/koscioy-rozegrane-filmowo.html
Turystyka to przede wszystkim Bieszczady, spopularyzowane przez serial „Wataha”, w którym ojciec głównego bohatera jest wschodnim kapłanem, o eklezjalnej przynależności ukazanej z precyzją dorównującą tej z „Wołynia”.  
  
Papierowe „Kiczery. Podróż przez Bieszczady” Adama Robińskiego (wyd. Czarne, Wołowiec 2019) obejmuje także Ukrainę i Słowację. U południowych sąsiadów autor zatrzymał się we wsi Osadné, której medialna popularność  jest odwrotnie proporcjonalna do potencjału demograficznego. Dowiadujemy się , że rusińscy pasterze założyciele osady zawsze wyznawali prawosławie, nawet wtedy, gdy dwa kościoły były unickie. Okazuje się, że „mieszkańcy najzwyczajniej w świecie nie wiedzieli, że prawosławni duchowni zawarli nad ich głowami porozumienie z papieżem. Dopiero ci, którzy po I wojnie emigrowali do Stanów Zjednoczonych, dowiadywali się o tej wolcie. Po powrocie do domu siali ferment we wsi, która i tak miała na pieńku z lokalnym proboszczem, po tym, jak ten zażądał od jednej z wieśniaczek ostatniej jałówki za wyprawienie pogrzebu jej męża. W 1925 roku całe Osadné przeszło na prawosławie”. 

Wydawnictwo Czarne to ekstraklasa edytorów publikujących rzeczy dotyczące szeroko rozumianego Wschodu. Mimo to w pozycji zbierającej pozytywne recenzje, wschodnich katolików w międzywojennej Słowacji, którzy od kilku stuleci w Boskiej Liturgii kilkakrotnie słyszeli imię biskupa Rzymu, ukazano jako nieświadomych kmiotków, „oświeconych” dopiero przez powracających z zagranicy. 

Z rzeczy mniejszego kalibru. „Pop” jako określenie kapłanów tradycji wschodniej, w książce pisanej z sympatii nie tylko do bieszczadzkiej przyrody,  jednak razi. Irytuje transkrypcja ukraińskich słów: „magazin”, „perohy” i kilku innych. Zamiast „wytrik riky San” powinien być „wytik”. Grecki premier, za rządów którego greccy uchodźcy wrócili z Polski do ojczyzny, to Papandreu, nie Papandrou. 

Jestem wdzięczny autorowi za spisanie słów Marii Wolf z Krościenka. Na zesłaniu w Workucie raz na dziesięć dni mogła się wykąpać: „W chwilach takich jak te w bani, gdy nikt nie wyzywał jej od ukraińskich kurew, wciąż marzyła o Krościenku. Wspominała prostych, słabo wykształconych sąsiadów, którzy nigdy nie przeklinali, a jeśli już musieli kogoś obrazić, to nazywali go chamem”.

„A może by to wszystko rzucić – pardon, pier…i wyjechać w Bieszczady?” – w artykule opublikowanym w „Tygodniku Powszechnym”(47/2019) cytuje Robiński „ulubiony ostatnimi laty slogan przepracowanych”. Tych, którzy „nigdy nie przeklinali”, w Bieszczadach już nie ma. Mimo to warto tam jechać. Bo turystyka nieodłącznie związana jest tam z historią, która ciągle nie stała się dla nauczycielką życia.



niedziela, 9 lutego 2020

Блаженний і нобліст



Колишнього президента Польщі Леха Валенсу разом зі святим Іваном Павлом ІІ слушно вважається найбільш відомими поляками у світі. Невдовзі прізвище гданського електрика можуть називати разом з іншим прославленим єрархом Католицької Церкви. 

Що їх об’єднуватиме? Переконання  місцевих влад, що їхніх імен не можуть носити ні вулиця, ні комплекс шкіл. Вулиці блаженного Йосафата Коциловського не хочуть міські радники у Перемишлі. Клуб для розвитку Бєщад повітової ради Бєщадського повіту в Устріках Долішніх вважає, що вісім років тому Комплексові професійних шкіл в цьому місті надано ім’я лідера Солідарності з порушенням чинного тоді законодавства. Отож, щоб право значило право, слід скасувати неправильне рішення. Все вирішуватиметься в найближчі дні. Математично все ясно, бо прихильники бездоганного стосування права мають у раді більшість. 

Якщо на Підкарпатті навіть Валенса не гідний того, щоб ушанувати його безсумнівні заслуги для Польщі, то як дивуватися завзятій нехоті перемиських правіших від правлячих до українського єрарха? 

У відповідь на рішення перемиських радників дехто у Львові запропонував відплатні заходи згідно з принципом «зуб за зуб». Це не є дорога в нікуди. Це автострада в минуле.

Треба вийти з проклятого кола гри з нульовою сумою. Як? Задовольняючи прохання (висловлене в 2012 і 2016 роках) львівського римсько-католицького архиєпископа надати площі напроти його резиденції ім’я блаженного Юзефа Більчевського, латинського архиєпископа львівського в роках 1901-1923.

«Самі за себе не відомщайте, любі, але дайте місце гніву Божому, написано-бо: Мені належить помста, Я відплачу, – каже Господь. Але коли твій ворог голодує, нагодуй його; і коли має спрагу, напій його, бо, роблячи це, ти нагромаджуєш йому на голову розпалене вугілля. Не дозволь, щоб зло тебе перемогло, але перемагай зло добром»(Рим 12, 19-21). 

В Перемишлі кинули в нас каменем. У відповідь отримали б хліб. Таке розпалене вугілля сорому мало б якраз очищувальну силу.