poniedziałek, 29 października 2018

Міра дорослості


Україна, рік 2014. Всюдиприсутність кольорів національного прапора. Всі відтінки синього і жовтого. Причина очевидна. Сусідня держава заанаектувала частину території і здійснювала аґресію на Донбас. Смерть, руїни, держава на грані економічної катастрофи. Польща, держава-член НАТО і ЄС, країна економічного успіху, місто Люблін, рік 2018. На перехресті-кільці при в‘їзді до міста з південно-східного боку, між православним катедральним собором на вулиці руській та каплицею на замку з візантійсько-руськими фресками, найціннішою пам‘яткою міста, котра стала його візитною карткою, воздвигають тридцятип‘ятиметрову щоглу, на якій майорітиме національний прапор завбільшки в п‘ятдесят квадратних метрів. Причина? Очевидна – століття незалежності Польщі. Увічнення поколінь поляків, які боролися за свободу. Конструкція щогли, – три ноги, котрі на висоті семи метрів будуть зливатися в одне, – «віддзеркалюватиме багатокультурність Любліна»(sic!). Скільки метрів мала б люблінська щогла, якби Росія з Калініградської області вирушила на захист, скажімо, православних братів на Підляшші? На мою думку люблінська патріотична ініціатива на тлі українських реалій показує, де дійшла Європа, зокрема її віднедавна приєднана до ЄС центрально-східна частина, в питанні історичної пам‘яті, плеканні національних почуттів, «вставанні з колін».

На початку 2018 року, підсумовуючи рік 2017, в контексті реакції Києва («спустив у зону ігнору») на конфлікт довкола Саакашвілі, Оксана Забужко сказала: «Зацініть міру дорослості, за якою Україна, станом на сьогодні, переважає Польщу, західні суспільства. Їм ще це проходити. Здатність суспільства відчувати фальш і реагувати лише на щирість — дуже серйозний маркер дорослості». 

Наприкінці 2018-го, після липневого спалаху емоцій довкола Сагрині, кілька днів після ухвали Львівської обласної ради щодо «незаконного встановлення на території Личаківського кладовища скульптур левів» висновок про дорослість України в порівнянні з Польщею видається wishful thinking

До українців і поляків можна застосувати те, що колись говорилось про соціалізм: досягли майстерності у вирішуванні проблем, котрі самі створюють. На третьому році перебування при владі партії ПіС, коли відомо було яким є ставлення до українців представника уряду в люблінському воєводстві, імпровізований приїзд президента України до Сагрині продемонстрував думання категоріями найближчих виборів. Якщо мотивом приїзду була заупокійна молитва, то варто було подбати про відповідний рівень хорового супроводу. Молитву в римо-католицькому соборі в Луцьку, в якій брав участь президент Анджей Дуда, очолював найвищий рангом латинський єрарх в Україні. Якими не були б причини відсутності православних єрархів в Сагрині, відслужена там панахида виявилась швидше за все тільки вступом до промов, для яких природним місцем напевно не є окраїни цвинтаря. 

Греко-католики у Польщі надто добре пам‘ятають до чого призводить намагання очистити ландшафт з чужих елементів. Для справжніх польських патріотів чужим тілом був в Перемишлі купол на колишньому греко-католицькому катедральному соборі. Його там вже віддавна нема. Після кільканадцяти років відносного затишшя в польсько-українських стосунках в цьому місті, від трьох років стало воно наново місцем ворожнечі. Після позавчорашніх слів презеса ПіС, що «польськість Перемишля, яка була, є і буде, може забезпечити тільки сильна держава, а сильна держава – це ПіС», треба бути готовим на зле і ще гірше. 

Все-таки хочеться вірити, що у Львові не наслідуватимуть перемишльських захисників візії минулого без інших, що жоден політик не переконуватиме, що тільки його партія здатна зберегти українськість міста. Революцією гідності і захистом країни від російської агресії українці самі собі встановили міру дорослості.  



poniedziałek, 22 października 2018

Wersje


Dobiega końca rok 2018.  Zbliżają się setne rocznice wydarzeń, które jedne narody wspominają z wdzięcznością, inne skłaniają do refleksji i poszukiwań odpowiedzi na pytanie dlaczego nam nie udało się wybić na niepodległość. Rok 2018 to także 75. rocznica najtragiczniejszych wydarzeń w stosunkach polsko-ukraińskich. W przeciwieństwie do poprzednich okrągłych rocznic nie ukazał się żaden wspólny list hierarchów katolickich Kościołów sui iuris  z Polski i Ukrainy. Intuicja podpowiada, że powodem musi być rozbieżność w ocenie przeszłości. Ostatecznie chodzi o dwa narody, z całym ich bagażem doświadczeń, zróżnicowanych wewnętrznie poglądów, wizji przyszłości.

W przekonaniu, że to nie powinno dziwić, utwierdziłem się porównując dwie wersje Listu pasterskiego Episkopatu Polski z okazji 100. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Pierwsza zjawiła się w skrzynce 10 października. Druga, z adnotacją „wersja ostateczna”, 18 października. Obydwie „Podpisali: Pasterze Kościoła katolickiego w Polsce obecni na 378. Zebraniu Plenarnym KEP w Warszawie,  dniu 14 marca 2018r.”. Zgodność obydwu poświadczył sekretarz KEP. 

Istotne zmiany zaszły w końcowej części Listu. W pierwszej wersji wśród szerzących się szczególnie w młodym pokoleniu zniewoleń, obok alkoholu, narkotyków, pornografii i hazardu, wymieniono internet.  W drugiej stoi tak: „Szerzące się zniewolenia szczególnie wśród młodej generacji Polaków – alkohol, narkotyki, pornografia, zagrożenia płynące z Internetu, hazard, itd., prowadzą do osłabienia moralnego i duchowego narodu”. To zrozumiałe, że Kościół, który widzi w Internecie narzędzie ewangelizacji, nie może potępiać go w czambuł.

W pierwszej wersji krytyka wad narodowych, między innymi, szkalowanie i znieważanie „wiary katolickiej, polskiej tradycji narodowej i tego wszystkiego, co stanowi naszą Ojczyznę” kończy się stwierdzeniem: „Niekiedy przybiera to nawet charakter zdrady Polski przez przedkładanie obcych interesów nad sprawy Ojczyzny”. Wersja ostateczna jest uboższa o to zdanie. „Ulica i zagranica” nie dostąpiły w ten sposób zaszczytu uwiecznienia w dokumencie z okazji 100-lecia niepodległości Polski.

To pokazuje, jak spolaryzowany w ocenie współczesności jest dziś także Kościół w Polsce. Dobrym paradoksem byłoby, gdyby w porównaniu z rodzącym się na raty listem jednego episkopatu, trzy hierarchie (rzymskokatolicka w Polsce, rzymskokatolicka na Ukrainie i greckokatolicka jako synodalna całość) ogłosiły niezmienne świadectwo woli budowania mądrzejszej przyszłości obydwu narodów.








środa, 17 października 2018

Skrótowce


Rozbawiły mnie ostatnio dwa skrótowce. Nie były to jednak momenty beztroskiego zapomnienia, bo chodziło o sprawy poważne: pierwsza przywoływała lata peerelowskiej dyskryminacji Ukraińców, druga dotyczy upartej odmowy uznania podmiotowości Kościoła greckokatolickiego. 

Z gdańskiego IPN-u mój ojciec otrzymał kopie „sprawy operacyjnego sprawdzenia”. Na początku lat 80. był przez organa totalitarnego państwa podejrzewany o „utrzymywanie kontaktów z ukraińskimi ośrodkami nacjonalistycznymi za granicą oraz inspirowanie osób narodowości ukraińskiej do odmowy powrotu do kraju w czasie pobytu w państwach zachodnich”.  Co do powrotu do kraju, to tych z młodych w większości Ukraińców, którzy w drodze do Rzymu wybierali azyl w Austrii, nikt nie musiał inspirować do poszukiwania wolności i perspektyw poza PRL. Zaś nacjonalistą dla komunistycznej bezpieki i nie tylko, był każdy Ukrainiec, który nie wyrzekał się swojej tożsamości, by stać się „perekinczykom”.  W dzisiejszym słowniku tropicieli ukraińskiego zagrożenia odpowiednikiem nacjonalisty jest oczywiście banderowiec. 

Zagraniczne ośrodki nacjonalistyczne to między innymi amerykańska kobieca organizacja, w której pracowała moja mama. Zbierając pieniądze na skomplikowaną operację dłoni małego Rościsława ze Słupska, mama zwracała się do różnych środowisk. Jeden z funkcjonariuszy relacjonował: „występowała w BBSi”. 

Drugi skrótowiec to KKOBU. Okazuje się, że należę do tego „kakaobeu”. Na jednym z prawosławnych portali pada pytanie o „stosunek do Cerkwi greckokatolickiej”. Odpowiadający kapłan wyjaśnia, że to nazwa potoczna i niedokładna „części Kościoła Rzymskokatolickiego, którą jest (zgodnie z oficjalnym nazewnictwem) Kościół katolicki obrządku bizantyjsko-ukraińskiego”.  Kontynuując eksplikację tłumaczy, że „Kościół Prawosławny nie utrzymuje bilateralnych stosunków z KKOBU gdyż nie jest on samodzielnym kościołem a jedynie częścią składową KRK z którym to Kościół Prawosławny jest w różnego rodzaju stosunkach wynikających np. z dialogu ekumenicznego”.

Kilka lat temu wątpliwości odnośnie statusu grekokatolików miał zwierzchnik Kościoła prawosławnego w Polsce metropolita Sawa. Otrzymał wyjaśnienie od naszej hierarchii, zdaje się wsparte jakimś pismem od nuncjusza apostolskiego, że grekokatolicy to nie gromadka wschodnich chrześcijan przygarnięta przez Kościół rzymskokatolicki, lecz Kościół ze wszystkimi prawami i obowiązkami z tym powiązanymi. Jak widać, głowa PAKP zachował te informację tylko dla siebie. 

Faktem jest jednak, że dokument międzypaństwowy (Konkordat z 28 lipca 1993r.) mówiący o Kościele Katolickim „bez względu na obrządek”(art. 5), nie harmonizuje z dokumentem wewnątrzkościelnym (Kodeks Kanonów Kościołów Wschodnich z  1990 roku), nazywającym „wspólnotę chrześcijan powiązaną hierarchią według prawa” Kościołem sui iuris, obrządkiem zaś dziedzictwo liturgiczne, teologiczne, duchowe i dyscyplinarne. Jak długo konkordat ignorować będzie eklezjologię KKKW, tak długo negacjoniści podmiotowości Kościoła greckokatolickiego będą mieć w Polsce argument na poparcie swej tezy.

Peerelowską bezpiekę, która w duchu wierności sowieckim patronom tępiła wszelkie przejawy ukraińskiej niezależności, ekspertów odmawiających grekokatolikom statusu Kościoła, i wreszcie głosicieli nierozerwalnych więzi między „starszym” i „młodszymi braćmi” w ramach „rosyjskiego świata” łączy jedno: mentalna niezdolność zaakceptowania innych.





środa, 3 października 2018

Film programowy



Parę słów o filmie, którego nie widziałem. W kontekście innych filmów tego samego reżysera. Redaktor naczelny „Polityki” w tekście „Kler nasz powszedni” dopuszcza: „Bardzo prawdopodobne, że te popularne wyobrażenia [absurd celibatu, pazerność księży, żądza władzy, obłuda] na temat życia kleru są dla całego stanu duchownego mocno krzywdzące”(„Polityka”, 40/2018).

W wywiadzie zamieszczonym w tym samym numerze tygodnika Wojciech Smarzowski ujawnia, że początkowo, w celach maskujących, tytuł filmu brzmiał „Trzy”. Potem była „Głęboka taca”, i wreszcie „Kler”. Okazuje się, że i „»Drogówka« na wczesnym etapie też nazywała się »Siedem dni«”. 

W pogłębionej recenzji filmu „Wołyń” Andrzej Mencwel napisał: „»Nienawiść«  Stanisława Srokowskiego przeczytałem z powodu filmu »Wołyń«, bo na motywach tej książki napisano scenariusz. Znam autora sprzed lat, byliśmy niegdyś pokoleniowymi kolegami, czytałem przeto jego książkę życzliwie i bez uprzedzeń, choć tytuł mnie nie zachęcał. »Romea i Julii« Szekspir nie zatytułował »Miłość« i należałoby się trzymać tego przykładu. Tytuły ogólne w utworach artystycznych, »Nienawiść« podobnie jak »Wołyń«, budzą pewną nieufność, chyba, że jak »Romantyczność” są utworami programowymi”. („Przegląd polityczny”, 139/140 2016).

Z ciekawością przeczytam Mencwela recenzję „Kleru”. Tekst o „Wołyniu” kończy tak: „Pytanie – skąd to całe zło? – czeka nadal na tego, który filmowo, a więc z mocą działania nieosiągalną dla innych dziedzin sztuki, potrafi je nam uprzytomnić”.

Jaki program stał za „Drogówką” nie wiem. Obejrzenie „Wołynia” miało skłonić do tego – jak reżyser powtarzał – by po przyjściu do domu przytulić dzieci. „Kler” ma polskich katolików, mówi Smarzowski w wywiadzie, „Ośmielić. Ale zmienić chyba też”.  

Konsultantami „Kleru” byli ludzie znający Kościół od środka. Nie będzie jak w „Wołyniu”? – http://bogdanpanczak.blogspot.com/2016/10/koscioy-rozegrane-filmowo.html